„Drugie Stowarzyszenie Umarłych Poetów” – taka łatka została już przez wielu krytyków przypięta do Męskiej historii, adaptacji sztuki Alana Benetta o tym samym tytule. Nie owijając zbytnio w bawełnę – jest to, według mnie, określenie po prostu krzywdzące dla najnowszego filmu Nicholasa Hytnera. Całe szczęście, Męska historia nie jest kolejną opowieścią o skrzywdzonych przez los, rodziców i system edukacji chłopcach, biegających po stołach i krzyczących „Kapitanie, mój kapitanie”. Nie ma też Robina Williamsa, co dla wielu widzów może być dodatkową zaletą.
Podobieństwa do „Stowarzyszenia…” kończą się po kilku pierwszych minutach filmu. Głównymi bohaterami są uczniowie zwykłego angielskiego liceum, przed którymi otworzyła się możliwość dostania się do jednego z dwóch najlepszych collage’y w kraju: Oxfordu lub Cambridge. Jednak główny nacisk scenariusza szybko schodzi z samej nauki i skupia się na wzajemnych relacjach chłopców oraz ich nauczycieli. Trzeba zaznaczyć, że całość jest bardzo wyraźnie i bezpośrednio podszyta homoseksualizmem (ale nie tylko nim).
Adaptacje sztuk teatralnych – w tym wypadku, prawdziwego hitu przeniesionego z desek na plan filmowy – rządzą się własnymi prawami. Całość robi wrażenie bardzo statyczne i mało dynamiczne – główna wartość Męskiej historii leży po stronie samej opowieści, odniesień i… dialogów. Te ostatnie, choć charakteryzują się teatralną sterylnością, przez co robią wrażenie niezbyt realistycznych, są po prostu esencją filmu! Genialny dowcip, multum poruszanych – w niektórych przypadkach naprawdę trudnych – tematów sprawiają, że po wyjściu z seansu jest o czym myśleć. Ważne w tym przypadku jest naprawdę genialne aktorstwo i to w przypadku wszystkich głównych ról, których jest aż… dziesięć. Ze znanych person pojawia się tu jedynie Richard Griffiths, który kojarzony jest głównie z cyklicznymi występami w kolejnych częściach ekranizacji przygód Harry’ego Pottera.
Nie byłbym sobą, gdybym przy okazji tej recenzji nie wspomniał o absolutnie rewelacyjnym soundtracku, na który składają się przeboje takich kultowych zespołów, jak The Cure, The Pretenders czy The Clash. Jest to kolejny bardzo dobry powód, by wybrać się do kina na film Hytnera. Męska historia jest pozycją obowiązkową dla wszystkich tych, którzy lubią ambitne kino bez zadęć – poruszające trudne problemy, nie zapominając przy tym o humorze. Więcej takich adaptacji!