Xbox Live Arcade pełne jest dziwów. Są gry retro, przeniesione kropka w kropkę z automatów, które już dwie dekady temu odprawiły ostatnią posługę na złomowisku, są remake’i, produkcje rytmiczne, muzyczne… I są też tak zwane „party games”. Cóż to za kategoria? Wyobraźcie sobie, że chcielibyście zagrać w Makao, ale nie macie kolegów. No, w wersji mniej skrajnej – nie macie kolegów, którzy lubią grać w karty. W takiej sytuacji w sukurs przychodzi właśnie XBLA i… UNO!
Nawiązanie do Makao nie jest przypadkowe, gdyż UNO! jest bardzo podobne do tejże gry karcianej, przy której pewnie wielu z was spędzało dzieciństwo. Sam pamiętam wieczne kłótnie z rodzeństwem o to, „na jakich zasadach, ^@$%#, gramy!?”. OK, może bez tego „^@$%#”, jeśli grało się również z ciocią. Grunt, że reguły są bardzo podobne. Każdy gracz zaczyna z kilkoma kartami na ręce i ma za zadanie pozbyć się ich jak najszybciej – pierwsza osoba, które tego dokona, wygrywa. Karty dzielą się na dwie grupy: neutralne i ze specjalnymi właściwościami. O ile w przypadku tych pierwszych nie ma się co rozpisywać, o tyle ta druga kategoria zasługuje na kilka słów. Do dyspozycji dostaliśmy takie fatality, jak „dobierz dwie karty”, „stoisz kolejkę”, „zmieniam kolor na…” czy „jaka to melodia”… zaraz, nie – zapędziłem się, nie ta gra. Dodatkowo, wszystkie karty występują w czterech kolorach, zaś na stosik możemy kłaść tylko te kartoniki, które są albo tego samego typu, albo tej samej barwy. Niestety, nie ma możliwości robienia tak zwanych schodków, czyli pozbywania się na raz kilku kart – np. trzech tego samego typu. Wielka szkoda, ponieważ nadałoby to rozgrywce odrobiny dynamiki, jeśli w ogóle jest to określenie, jakiego można użyć w stosunku do Makao.
O ile właśnie w naszym rodzimym Makao było coś na kształt uproszczonych strategii, o tyle UNO! jest tego pozbawione. Nie ma sensu gromadzić kart na ręce, ani też zbierać konkretnego typu, by niespodziewanie wyjechać przeciwnikowi z combosem z 15 kartoników, co zmusiłoby go do dobrania na raz całej talii. Efekt jest taki, że praktycznie wszystkie rozgrywki w UNO! są bliźniaczo podobne. W trybie single będziecie siedzieli zapewne tylko tyle czasu, ile potrzeba na odblokowanie achievementów. Na dużo dłużej może was przykuć do siebie multi, w szczególności, jeśli przy okazji będziecie na czacie głosowym z jakimiś znajomymi. Wtedy zabawa robi się naprawdę miła, gdyż przy okazji pogawędki można też rozegrać niezbyt absorbującą partyjkę w karty. Oczywiście, jest to alternatywą dla pospolitego wyjścia do pubu tylko wtedy, gdy akurat w najlepsze trwa strajk barmanów albo owy znajomy pochodzi z Timbuktu i nie za bardzo może „wyskoczyć na godzinkę, żeby się spotkać”.
Z zakresu oprawy audio-video UNO! zdecydowanie zasługuje na pochwałę. Twórcy odpowiednio dopasowali konwencję graficzną do typu gry, dzięki czemu otrzymaliśmy bardzo estetyczny, przejrzysty i przyjemny dla oka projekt. Żadnych fajerwerków – całość stawia na czytelność i dlatego ma u mnie plusa. Wbrew pozorom, zrobienie oszczędnej oprawy nie jest tak proste, jakby się wydawało, o czym niektórzy developerzy przekonali nas już nie raz. Muzycznie UNO! również jest stonowane – same spokojne dźwięki, które raczej nie wyprowadzą żadnego gracza z równowagi, ani nie będą przeszkadzały w rozmowie.
Jeśli ktoś naprawdę ma ochotę zagrać w karty i ma kilu znajomych o podobnych zainteresowaniach, to UNO! będzie dla niego strzałem w dziesiątkę. Prowadząc dyskusję, można przy tym tytule przesiedzieć niejeden wieczór, gdyż nie absorbuje on za bardzo uwagi. Ot, jest to czynność, którą wykonuje się tle rozmowy. Pod tym kątem, uważam ten tytuł za naprawdę niezłą produkcję. Jeśli natomiast ktoś nie marzy o karierze w Makao, to… niech lepiej zostawi sobie Microsoft Points na coś innego, gdyż możliwe, że UNO! szybko go znudzi.
2008-09-29. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.