Tom Hardy jest dla mnie aktorem, którego początkowo miałem problem skojarzyć z konkretnymi rolami, ale gdy już raz go zapamiętałem… cóż, wiem, że do końca życia go nie zapomnę. Początkowo nie rozumiałem, czemu tak ciężko przychodziło mi przywoływanie w pamięci jego twarzy. W końcu do mnie dotarło, że powód jest prosty – Hardy w każdej roli nie tylko wygląda inaczej, ale i jest kimś zupełnie innym. Gra całym sobą tak intensywnie, że nie byłem w stanie przyjąć do wiadomości, iż te wszystkie niesamowite kreacje należą do jednego aktora. Czemu o tym piszę? Ponieważ w „Legend” dostarczył kolejne dwie takie role. Na raz.
Tom Hardy wcielił się w braci Kray, bliźniaków. Ronnie jest jednoosobową armią – psychopatą, czerpiącym największą na świecie dumę z bycia prawdziwym gangsterem. Reggiemu gangsterka też dobrze leżała… dopóki nie został właścicielem kilku klubów i kasyna. Chętnie by wyszedł na „prostą”, która co prawda nie byłaby do końca legalna, ale już przynajmniej półlegalna. Sęk w tym, że, jako bliźniacy, bracia Kray są nierozłączni. Tym boleśniejszy będzie dla nich konflikt interesów.
„Legend” ma w sobie bardzo dużo z klasycznego filmu gangsterskiego, choć jednocześnie mocno uderza w nuty obyczajowe. Oprócz absolutnie nieziemskiego Toma Hardy’ego, świetnie zostały obsadzone dosłownie wszystkie role – od drugoplanowych do epizodycznych. Miło było mi zobaczyć pierwszy raz od czasów „Sucker Punch” Emily Browning, która w skórze dziewczyny gangstera czuła się najwyraźniej dobrze. W połączeniu z bardzo sprawnie napisanymi dialogami, „Legend” miało bardzo ciekawy klimat. Niestety, pogubiło się gdzieś przy konstrukcji samej treści.
Problem z „Legend” mam głównie taki, że nie czułem żadnego napięcia podczas seansu, mimo że sama fabuła aż prosiła się o podkręcenie emocji. Zresztą, nie brakowało ich przez pierwsze pół godziny, gdy bracia Kray dochodzili do władzy. Niestety, gdy już się do niej dobrali, władzę na filmem przejęły sentymentalne wątki, które są ciekawym dodatkiem do gangsterskiego życia, ale mam uczucie, że nie powinny go dominować. Z tego względu seans potrafił się niestety lekko dłużyć. Nieciekawa konstrukcja akcji była chyba tym bardziej odczuwalna przez tak wyraźny kontrast do rewelacyjnego aktorstwa. Było widać, że poszczególne elementy składowe „Legend” nie stoją na tej samej półce.
Ze względu na Toma Hardy’ego film na pewno warto obejrzeć. Absolutnie nie mogę powiedzieć, żebym żałował seansu, mimo że „Legend” jako całość mnie nie kupił. Obawiam się, że najbardziej się zawiodą ci, którzy – całkiem słusznie – mieli duże nadzieje związane z tą produkcją. Jeśli ktoś jednak ma ochotę na przyjemny klimat, dobre dialogi i, przede wszystkim, mistrzowskie aktorstwo, z kina wyjdzie w przyzwoitym nastroju.
A ludzie mówią, że przeszarżował i robił za dużo żeby zagrać ronalda inaczej, co o tym myślisz? dla mnie był niesamowity, to nie ten sam facet od MadMaxa!
Kompletnie nie miałem wrażenia – nawet przez chwilę – żeby przeszarżował. Według mnie, był idealny. :-] I tak, to był zupełnie inny człowiek niż Mad Maxie czy ostatnim Batmanie. :-]
to ok. Ile on ma talentu w sobie żeby aż tak zagrać drugiego brata, zupełnie inny od Reggiego:-D Ron miał najlepsze sceny, dobre było jak napierdzielał na trąbce a jego kumpel tak się śmiał na całą salę xD heheh
a wiesz może gdzie ten film będzie dostępny w internetach?
Na portalach z VoD raczej jeszcze nie ma – pewnie jeszcze z kwartał trzeba poczekać. :] Inna sprawa, że jak obejrzę film w kinie, to później już raczej nie śledzę jego losu w siedzi. :]
Ojoj, a co to za dziwny film? Nawet o nim nie słyszałem. Będę musiał obejrzeć. Widzę, że Tom Hardy wyrasta na takiego nowego DiCaprio. Wszyscy go kochają.
Jeżeli chodzi o efekty, było widać, że jeden Tom jest doklejony? Czy unikali ujęć pokazujących ich obu?
Tak jak lubię Leo Di, tak uważam, że Tom jest daleko bardziej uniwersalnym aktorem i potrafi z siebie wycisnąć znacznie bardziej różnorodne role. Jest po prostu nieziemski.
Co do efektów – pełna profeska, nigdy nie było widać klejenia, mimo że była nawet jedna, dosyć długa, walka między braćmi. :-] Pod kątem aktorskim zdecydowanie polecam, mimo że film, jako całość, trochę niedomaga.
Toma widziałem w kilku filmach (m.in. Incepcja, Batman, Gangster) i jak na razie są to zawsze role raczej mniej lub bardziej cwaniakowatych twardzieli. Na ten moment DiCaprio wydaje mi się mieć bardziej różnorodne role. 😉
Zaznaczyłem ładnie na FilmWebie „do obejrzenia”, więc może nie zapomnę o tym tytule. 😉
Ja mam jeszcze m.in. „Locke” z Hardym przed sobą. A warto go też zobaczyć w „Mad Maxie”. :]
Co do DiCaprio… cóż, kiedyś go po prostu lubiłem, teraz go kocham. :]
Widziałem Mad Maxa, ale strasznie mało w nim Maxa. 😮