Jak wie każdy fan horrorów, egzorcyzmy są znanym i lubianym tematem przewodnim licznych straszaków. Ciężko wycisnąć z tego motywu coś nowego, w szczególności że najbardziej znany przedstawiciel tego nurtu – klasyczny „Egzorcysta” – w dużej mierze wyczerpał pulę dobrych pomysłów. Można za to zrobić coś takiego, jak właśnie „Taśmy Watykanu”, które okazały się zaskakująco poprawnym filmem. I to w sytuacji, kiedy spodziewałem się kompletnej porażki.
„Taśmy Watykanu” nie starają się wynaleźć koła na nowa i nie postawiły sobie również szokowania widza za cel numer jeden. Nie ma tu fontann rzygowin, plwocin i krwi, nie ma też intymnych chwil uniesienia z krucyfiksem w roli głównej. Ba, nawet żadna głowa nie obraca się o 360 stopni. Zamiast tego wszystkiego widz dostaje solidną porcję minimalistycznego podejścia do kręcenia dreszczowców, połączonego z zaskakująco solidnym aktorstwem. Wszystkich fanów Louisa z „Ant Mana” na pewno ucieszy spora rola Michaela Peña. Choć, żeby nie było wątpliwości, z kreacją z „Człowieka Mrówki” nie ma ona nic wspólnego.Jako się rzekło, „Taśmy Watykanu” postawiły na skromność i jakość, osiągając tym naprawdę przyzwoity efekt. Jedyne, czego mi zabrakło, to lepszego dostrojenia dynamiki seansu, która momentami niebezpiecznie zbliżała się do – raczej niezaplanowanego – przestoju. I tak jak doceniłem ogólną jakość filmu, tak też czułem pod koniec lekkie znużenie, mimo że całość była niewiele dłuższa od… połowy „Mission Impossible 5”.
Jeśli komuś mogę ten seans doradzić, to tylko wyposzczonym fanom filmów o egzorcyzmach. „Taśmy” nie są nigdzie blisko „Egzorcysty”, ani o niebo świeższych „Egzorcyzmów Emily Rose”, ale dają się obejrzeć bez bólu. Jeśli tęskniliście za gotowymi do ostatecznych poświęceń księżmi, „VHS-y z Watykanu” mają szansę zapełnić tę lukę w Waszym życiu.