Ultimate Fighting Championship to jeden z bardziej harcore’owych, legalnych turniejów walki. W szczególności jego wcześniejsze odsłony, gdzie wszystkie chwyty były dozwolone. Z czasem twórcy doszli do wniosku, że może jednak odgryzanie sobie nawzajem klejnotów to zbyt daleko idąca dowolność i wprowadzili pewne obostrzenia. Nigdy jednak nie zmieniła się idea zawodów – rozstrzygnięcie sporu o to, która ze sztuk walki jest najskuteczniejsza i najdoskonalsza. Teraz przyszła pora, by odpowiedzi poszukać osobiście, w pierwszej oficjalnej grze UFC wydanej na platformy nowej generacji.
Już w chwilę po włożeniu płytki do Xboxa zostałem bardzo miło zaskoczony. Ekipa ze studia Yuke’s Osaka doskonale poczuła klimat turnieju UFC, przywitała nas dopingującym do walki intrem i przywaliła ostrą muzyką niczym obuchem. Prosto przez łeb. Po szybkim wgryzieniu się w menu, zainteresowałem się dostępną paletą sztuk walki. I tu przyszedł pierwszy i – jak się później okazało – ostatni zawód. Niestety, pula dostępnych stylów jest bardzo ograniczona. W ofensywie dostaliśmy tercet złożony z kickboxingu, boxu i muay thai, zaś w rolach defensywnych wystąpiły judo, brazylijskie jiu-jitsu oraz wrestling. Z jednej strony, naprawdę okrojony repertuar. Gdzie jakieś bardziej egzotyczne propozycje? Capoeira, sumo, sambo czy chociażby krav maga? Z drugiej strony, otrzymaliśmy naprawdę zrównoważony i dopracowany wachlarz ruchów. Tylko sześć podstawowych technik można uzasadnić doborem tych, które są na tyle porównywalne, by otrzymać nie dość, że realistyczny, to jeszcze grywalny efekt. Cóż, powiem wam tyle – udało się!
Jako się rzekło, narzekanie na dostępne sztuki walki jest jedyną Litanią Niechęci Recenzenckiej pod adresem UFC, gdyż cała reszta Undisputed jest po prostu rewelacyjna. Do wyboru dostaliśmy dwa podstawowe typy gry – karierę i szybkie walki, w których po prostu wybieramy dwóch zawodników i rozpoczynamy zmagania. Natomiast kariera to materiał na przynajmniej kilkanaście godzin świetnej i intensywnej zabawy. Zaczynamy od stworzenia swojego cyfrowego alter ego (ewentualnie cyfrowego Schwarzeneggera, jeśli ktoś woli) i rzucamy się w wir przygotowań do turnieju. Trzeba tu zaznaczyć, że możliwości kreacyjne są po prostu gigantyczne i stworzenie samego siebie w wydaniu z klatą rozmiaru XXL i zestawem podejrzanych narośli na ramionach i przedramionach jest możliwe. Mi na przykład wyszedł Robert Downey Jr. w wydaniu a la Tony Stark po rocznej kuracji anabolikami.
Teraz zaczyna się najciekawsze kwestia. Kariera jest jak najdalsza od zwykłej serii kilku walk w trybie pucharowym, które kończą się… niczym się w zasadzie nie kończą, poza napisami w skrajnie kreatywnej sytuacji. Nasze zadanie jest znacznie trudniejsze i przez to – ciekawsze. Naszego awatara poprowadzimy nie tylko przez kolejne zawody, ale również ułożymy mu rutynę treningową, zajmiemy się zakupem lepszego sprzętu do siłowni, doborem sparingpartnerów czy też zadecydujemy o ewentualnym traceniu czasu na udzielanie wywiadów. Jeśli wszystko dobrze zestroimy, umiejętności naszego zawodnika będą się rozwijały na tyle szybko, by pięcie się w górę rankingu nie było zadaniem niemożliwym. Ale… jeśli strawimy większość czasu na rozmowy z dziennikarzami, zabraknie go na odpoczynek. Zaś stawienie się w stanie pół przytomnym na ringu kończy się knock-outem w pierwszej rundzie.
Pomysł na karierę jest po prostu genialny i jeśli ktoś nie ma dostępu do złotego konta na LIVE, znajdzie tu masę zabawy dla siebie. Do tego dochodzą też dodatkowe wyzwania, odblokowujące sekrety w postaci filmów z walk. Zaś jeśli ktoś ma możliwość gry przez net… cóż, wiadomo, to jest ten moment, kiedy UFC 2009 rozwija skrzydła.
Pewnie większość z was się już tego domyśliła, ale trzeba to dobitnie zaznaczyć. Undisputed nie jest „nawalnką” z dziesiątkami combosów, teleportacją i łamaniem kręgosłupa trzy razy w jednej walce. Jedyne kombinacje to te, które faktycznie mają rację bytu – dobrze wyliczone w czasie wymiany prawy-lewy-prawy czy krótkie kopnięcie z lewej w tułów i szybkie przejście na headkicka z prawej. Liczy się przede wszystkim technika, znajomość możliwości swojego zawodnika i umiejętność ich wykorzystania. Gwarantuję, że przez typowe mashowanie przycisków na padzie nie wygra się nawet jednego pojedynku, niezależnie od wybranego poziomu trudności. Konieczność łączenia różnych technik i niemalże taktycznego rozpracowywania przeciwnika po prostu mnie powaliła swoją złożonością. W szczególności, że w wypadku UFC 2009 sztuczna inteligencja przeciwników wcale nie śpi. Nie raz zostałem zmiękczony ciosami na nogi, a później powalony i dobity sprawnie założoną dźwignią. Nie ma się co okłamywać, Undisputed jest grą po prostu trudną, a jej opanowanie wymaga przynajmniej kilku godzin treningu, by później móc zająć się szlifowaniem nabytych umiejętności. I do tego jest diablo grywalne! Jeśli ktoś się już wgryzie w temat, satysfakcję ma po prostu gwarantowaną.
Technicznie gra ze stajni THQ również prezentuje się więcej niż bardzo dobrze. Zachwyca przede wszystkim odwzorowanie odnoszonych ran na modelach postaci. Cel twórcy mieli prosty i opowiedzieli mi o nim podczas GC 2008 – chcieli, by po wyłączeniu wszystkich elementów HUD-a dało się gołym okiem ocenić stopień „zniszczeń” spowodowanych przyjmowaniem na klatę kolejnych ciosów. Udało się! Wrażenie jest świetne, gdyż program na bieżąco tworzy wizualizacje naszych działań, a to rozcinając przeciwnikowi łuk brwiowy i zachlapując go krwią, a to tworząc solidne obrzęki w okolicach żeber. Podczas przerw jest okazja dokładniej przyjrzeć się wszystkim ranom – widok zapada w pamięć.
Jednak nie samym rozlewaniem cudzej i własnej krwi człowiek żyje (no, może czasem). Reszta oprawy graficznej również zasługuje na uznanie. Do gry trafiło kilkudziesięciu pieczołowicie odwzorowanych zawodników UFC, którym możemy obić to i owo, pokazując, kto rządzi ringiem. A że animacja została świetnie dopracowana, patrzenie na wszystkie kopnięcia, uderzenia i rzuty po prostu sprawia dziką, sadystyczną radość. Albo masochistyczną, jeśli jeszcze nie opanowaliśmy zasad. Do tego dochodzi klimatyczny, mocy soundtrack, który idealnie zagrzewa do walki.
Tak, UFC 2009 to zdecydowanie sukces. Twórcy sporo obiecali podczas Games Convention, ale na szczęście ze słowami poszły w parze czyny, co się naprawdę chwali. Undisputed to, co trzeba dodać, również gra niszowa. Nie każdy gracz jest na tyle wytrzymały, by się oswoić z myślą o uczeniu się taktycznego podejścia do, nomen omen, bijatyki. Mnie ten pomysł zachwycił i pozostaje się jedynie cieszyć, że pierwsza tak złożona gra z MMA w pierwszoplanowej roli okazała się solidną, rzemieślniczą robotą.
2009-05-29. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.