Nigdy nie byłem szczególnym fanem serii Tomb Raider. Ot, jak była okazja, to chętnie trochę pograłem, ale nigdy nie czułem się porwany, ani szczególnie wciągnięty. Do tego stopnia towarzyszyła mi obojętność względem tej sagi, że nie jestem pewien, czy kiedyś ukończyłem którykolwiek z tytułów. Nową inkarnację przygód Lary z domu Croft miałem jednak ochotę poznać. Co tu wiele mówić, zasada „reklama dźwignią handlu” zadziałała i kuszące trailery zainteresowały mnie tym tytułem. Z zakupem jednak się nie śpieszyłem i… skończyło się na tym, że Tomb Raidera dostałem w pakiecie z Playstation Plus. Wspominałem już kiedyś, że kocham ten abonament?
Powiem tak, po ukończeniu gry poczułem, że w zakresie tytułów skakano-przygodowo-strzelanych panna Croft może nie mieć teraz nikogo równego sobie.
No, może Nathaniela Drake’a z serii Uncharted, ale to będę musiał jeszcze sprawdzić. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Lara, choć podróżuje właśnie z ekipą archeologów i poszukuje zaginionych cywilizacji, tak naprawdę w głębi duszy pragnęła chyba zastąpić Evangeline Lilly w serialu „Lost”. Szczęście się do niej uśmiechnęło, materializując się w postaci sztormu i zatapiając statek, którym całe towarzystwo naukowo-buntownicze płynęło. Oczywiście, owo zatopienie nastąpiło u wybrzeża tajemniczej wyspy, wypchanej po brzegi tajemniczymi kultystami i sugerującej delikatnie, że tajemnicze rytuały są tu na porządku dziennym. I choć zarys fabuły jest prosty i mocno inspirowany wspomnianym wcześniej serialem, scenariusz zdecydowanie się broni dzięki świetnie rozpisanym scenom. Możemy za to podziękować córce Terry’ego Pratchetta, Rhianie, która tym razem stanęła na wysokości zadania i dostarczyła świetny materiał. Powtórki z naiwnej historii o dobrym polityku z Mirror’s Edge na szczęście nie uświadczymy w tym przypadku (choć czytałem, że to nie była też tak do końca tylko jej wina).
Pozostając jeszcze przy temacie scenariusza… Tytuł tej recenzji nie wziął się znikąd. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kuliłem się w fotelu, gdy głównemu bohaterowi/głównej bohaterce działa się krzywda. Ba, nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek coś takiego miało miejsce. A w przypadku Tomb Raidera takie właśnie uczucia towarzyszyły mi praktycznie przez cały czas podczas rozgrywki. Lara cierpi na wiele różnych sposobów, zaś krzywda fizyczna, która jej się dzieje, bywa momentami naprawdę… obrzydliwie kreatywna. Wyjmowanie odłamków z ran, wypalanie uszczerbków cielesnych czy zbieranie się w sobie po brutalnym upadku, to w tym tytule rzecz normalna. Normalna i świetnie zagrana, co koniecznie trzeba zaznaczyć.
Zanim zagrałem w nowe przygody Lary Croft, spotykałem się z zrzutami, że mordowanie przychodzi bohaterce trochę zbyt lekko, jak na konstrukcję scenariusza. I… nie mogę powiedzieć, bym miał takie wrażenie podczas rozgrywki. Wręcz przeciwnie – pierwsze pozbawienie żywota wstrząsnęło heroiną, ale też pokazało jej, jaki jest koszt przetrwania. Późniejsze handlowanie śmiercią przychodziło jej już znacznie łatwiej, choć nadal odciskało swoje piętno. I, ponownie, wszystkie te emocje zostały naprawdę świetnie rozpisane i zagrane.
Scenariusz to jedno – jasne, jest ważny, ale sam z siebie nie zapewni graczom tytułu wartego ocen w okolicy maksymalnych not. Tu chodzi o grywalność, a ta jest z kosmosu albo może w ogóle z innego uniwersum. Ostatnio tak wciągnięty całokształtem gry czułem się chyba przy Sleeping Dogs. Praktycznie wszystkie elementy, które trafiły do nowego Tomb Raidera, zostały świetnie dobrane, dopracowane i zgrane ze sobą. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak zostały skonfigurowane proporcje strzelania, skakania i zwiedzania okolic. Nigdy, ale to nigdy nie miałem uczucia, że chętnie bym skończył już daną sekcję akrobatyczną i w końcu przestrzelił komuś głowę z łuku. Zawsze, gdy odzywał się w we mnie zew krwi, ktoś akurat wyskakiwał zza kamienia, gotowy przyjąć strzałę prosto w kolano.
Świetnie sprawdził się tu prosty system craftingu, dający wrażenie, jakbym co chwilę bawił się troszkę nowszą pukawką. Zmiany, które dzięki niemu można aplikować w swoim sprzęcie, są na tyle duże, że pod koniec zabawy dysponujemy arsenałem kompletnie odmiennym od tego, z którym zaczynaliśmy. Za to, jeśli mógłbym do czegoś mieć żal, to tylko do rozmiaru grobowców, których dostaliśmy łącznie, bodaj, siedem do zwiedzenia. Każdy z nich zawiera jakąś prostą łamigłówkę przestrzenną, ale gdy już domyślimy się, jak ją rozwiązać, droga do skarbu zajmuje dosłownie chwilę.
Tu dochodzimy do jedynej kwestii, którą w tej cudownej grze chętnie bym widział zmienioną. Mowa o trybie multiplayer, który… zasługuje na brutalny odstrzał. I to nie dlatego, że jest szczególnie zły – nie, jest kompletnie zwykły, normalny. Tylko że takie gry nie potrzebują zwykłych, normalnych modułów wieloosobowych. One są martwe w kilka miesięcy po premierze, a i tak obstawiam, że 80% graczy siedzi przy nich głównie dla trofeów, niezbędnych do wbicia kolejnej platyny. Czy nie lepiej byłoby pozbyć się tego trybu, nie marnować na niego środków, a za to dopakować kampanię dla jednego gracza jeszcze większą ilością dobroci? Cóż, jeśli o mnie chodzi, takie byłoby moje marzenie w stosunku do tej gry.
Na szczęście, na podstawie takich serii, jak Assassin’s Creed czy Batman: Arkham można snuć pocieszne myśli, że bezsensowne tryby multi zostaną w końcu porzucone. W końcu Unity ma mieć „tylko” dopracowany, złożony tryb kooperacji, bez doczepianego na siłę, kalekiego modułu wieloosobowego. To samo tyczy się Arkham Knight, który kompletnie porzucił obrany w tym zakresie kierunek w Batman: Arkham Origins. Pozostaje mieć nadzieję, że zapowiedzane na E3 Rise of the Tomb Raider również pójdzie w tym, jakże zacnym według mnie, kierunku.
Przeszedłem TR 2 razy. Pierwszego razu nie pamiętam XD Ale za drugim podejściem im dalej byłem w grze, tym bardziej chciałem żeby się skończyła, zaczynała mnie męczyć. Zdobywanie poziomów? Mogli to bardziej urozmaicić, większość ze skilli jest totalnie niepotrzebna (vide zbieranie jagódek). Strzelanie na pc nie było też za bardzo płynne, taki np. Hitman Absolution miał to lepiej zrobione (nie wiem jak ze strzelaniem było na konsoli). Jak dla mnie nowy TR był gorszy od TR Legend, który w moim rankingu jest na 1 miejscu w świecie TR.
btw. Dark Horse wydaje komiks który dzieje się po zakończeniu TR, muszę powiedzieć że jest dosyć ciekawy, tylko kreska jest dosyć uboga
Widziałem tę wersję z DH i faktycznie wygląda biednie. Ale i tak pewnie przeczytam. ;]
A czytałeś te stare komiksy z TR? Chyba z 50 zeszytów tego było.
Natomiast Legendę chciałbym chyba kiedyś przejść. I może przy okazji Underworld i… i… jeszcze coś trzeciego chyba było, nie?
Mam kilka wydanych przez TM-Semic, ale nie brałem się za nie. Może „A long time ago in a galaxy far, far away….” tzn. jak już naprawdę nie będę miał co czytać XD Ten trzeci nazywa się Anniversary i jest takim hołdem dla pierwszej części
Tak, to jedna z tych serii, które w sumie chętnie bym przeczytał, ale które spadają zawsze na koniec listy, ponieważ jest tyle lepszych i ciekawszych rzeczy…
Ja też nie jestem jakimś szczególnym fanem TR, ale tak jak usiadłem do tej części tom wsiąkł i nie chciałem wyjść. Polska wersja językowa zabawy mi nie zepsuła (z chęcią usłyszałbym to w oryginale) a sama gra bardzo mi się podobała.
Powiadasz, że polska wersja była OK? Ja bym się chyba i tak bał… Chyba jakieś „making of” widziałem i… no, powiedzmy, że nie zostałem kupiony. ;] A oryginalne głosy są świetne. :]
Co do wersji PL, to nie była najgorsza. Sam przechodziłem z dubbingiem bo nie przeszkadzał. Nie jestem zwolennikiem spolszczania głosów (nie licząc Wiedźmina i Gothiców <3), ale muszę przyznać że aktorzy dali radę
Gothic miał niesamowitą wersję PL! Natomiast obydwa Wiedźminy ograłem tylko gdzieś do połowy i nigdy nie skończyłem (co ogólnie rzadko mi się zdarza). Będę musiał kiedyś wrócić.
Ja prawie porzuciłem Wiedźmina 1 przy końcu bo już mi się nudził, ale 2 z marszu przeszedłem. 3 razy pod rząd :>
W jedynkę grałem w okolicy premiery i pokonały mnie czasy ładowania. ;]
Z tym się wreszcie uporali XD
Teraz to bym nie wiedział chyba, jak zainstalować wersję premierową z płyty, żeby te wszystkie patche i usprawnienia mieć. 😛 Chyba bym dla wygody kupił na Steamie. ;]
Ja mam wieśka na steamie, bardzo często jest za 2 euro, tak samo 2
Właśnie taki mam plan, żeby go np. na święta upolować, jak będzie z 2 euro. W sumie chętnie jedynkę i dwójkę. A trójkę bym już sobie ograł na PS4 kiedyś. :]
Jak steam będzie miał winter sale to śledź lowcygier.pl 😉
Dodałem do wishlisty na Steamie i dostaję maila, kiedy jest jakaś promocja – dobra opcja. :] Dopisałem tam też dwie części Van Helsinga, Torchlighta 2 i nowe Divinity. ;]
Pierwszą część Van Helsinga często da się tanio na cdp.pl wyrwać (Wersja Steam), 2 też bym chciał bo jedynka była fajna, tylko krótka (12h na grę typu H’n’S?)
Damn, faktycznie, 12h na h’n’s to jak nic. Ciekawe. Niemniej, chętnie bym sprawdził, w szczególności, że – tak jak napisałeś – często można go tanio kupić. :]
Ja myślałem, że będzie oryginalna, bo widziałem na recenzjach i mnie się podobało. Niestety, jak ściągnąłem to do wyboru były 2 wersje – polska i rosyjska…, ale tak, mogło być gorzej.
http://fc05.deviantart.net/fs71/f/2013/069/0/3/htp_tomb_raider__2013__by_jollyjack-d5xkfyf.jpg
Widać, że fan starej serii to pisał/rysował. ;] Ale rozumiem takie emocje, sam nie potrafię cieszyć się innym Fallotem niż 1 i 2. Tyle że względem Tomb Raidera nie żywię takich nostalgicznych uczuć.