Choć kocham animacje, a ostatnio w kinie było ich prawdziwe zatrzęsienie… tak naprawdę nie było na co za bardzo iść. Prawda jest taka, że w tym zakresie co do zasady liczą się tylko dwie wytwórnie – Disney i Dreamworks. Owszem, mniejszym, mniej popularnym studiom też zdarza się czasem coś dobrego stworzyć, ale na ogół brakuje w tych obrazach tej iskry bożej, tego przejawu najczystszego geniuszu. Czyli dokładnie tego, co miał w sobie „Odlot”, „Ratatuj”, „Zaplątani” czy większość starych animacji sygnowanych imieniem pana Walta. Dlatego też czekałem na coś naprawdę dużego. I się doczekałem. „Kraina lodu” nie jest duża. Jest gigantyczna.
W stosunku do wymienionych przeze mnie trzech powyższych animacji – czyli w porównaniu do „Odlotu”, „Ratatuj” i „Zaplątanych” – najnowszy film Disneya jest zdecydowanie najbardziej baśniowy, co zresztą bardzo dobitnie podkreśla od pierwszych scen. Wprowadzenie do fabuły jest szybkie i na swój sposób symboliczne, niczym tradycyjne „na szczycie najwyższej wieży”. Choć początkowo zagubiłem się w stylistyce, gdyż spodziewałem się bardziej współczesnej narracji, szybko poddałem się nurtowi historii i razem z nim błogo płynąłem aż do końca. Muszę tu też podkreślić, iż o ile wstęp jest niezwykle baśniowy, o tyle rozwinięcie historii nosi już bardziej nowoczesne znamiona, ale nawet na chwilę nie traci swojego, wykreowanego na samym początku seansu, klimatu.
Właśnie kończyłem pisać akapit streszczający wstęp do historii, kiedy uświadomiłem sobie, że… zapowiedzi kinowe właściwie nie zdradzały zbyt wiele w zakresie treści filmu. Dlaczego więc ja miałbym komuś psuć zabawę? Wiedzcie po prostu, że to wspaniała opowieść o przyjaźni, rodzinie, miłości i magii. Choć na seansie była masa dzieci, na całej sali w ekran najbardziej wpatrzony byłem chyba właśnie ja. Historia pochłonęła mnie bez reszty, to wywołując śmiech, to wzruszenie – i tak od samego początku, aż do końca.
„Kraina lodu” to jeden z tych filmów tak doskonałych, że nie ma o czym pisać. Według mnie, to jest dokładnie taki obraz, jaki trzeba obejrzeć – to jest kino dla absolutnie każdego i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś z sali mógłby wyjść zawiedziony.
Post scriptum z detalami
Kilka fragmentów filmu na tyle przykuło moją uwagę, że po prostu muszę o nich oddzielnie wspomnieć.
Czesław Mozil w roli bałwana Olafa jest nieziemski. Rola została do niego idealnie dobrana – czy może raczej: on został dobrany idealnie do roli. I, szczerze mówiąc, mam nadzieję, że nie jest to ostatni raz, kiedy usłyszę go w dubbingu do animacji Disneya. Chcę więcej, Czesław był po prostu bezbłędny.
Po drugie, jestem pod wielkim wrażeniem tłumaczenia i lokalizacji. Nie widziałem jeszcze oryginału, ale i tak mam przeczucie, że autorzy tekstu stanęli na rzęsach, żeby rozbawić publikę. W scenie z góralem zakocha się chyba każdy widz.
I na koniec: „Kraina lodu” jest wyjątkowo rozśpiewana. Ale w tym najlepszym stylu. Starając się uniknąć spoilerów: scena budowania zamku przyprawiła mnie o ciarki na plecach. Chyba kupię DVD tylko po to, by je zajeździć, ciągle cofając się do tego fragmentu filmu.
Heh 🙂 Fajnie, że to aż tak urocza i słodka bajka. Po Twojej recenzji chyba zabiorę moją lubą i się na nią wybiorę.
Jednak, mimo wszystko, jedyne zastrzeżenia mam do Mozila. Nie lubię dziada. I to bardzo. Nie wiem czy mi to nie zepsuje seansu. Mam nadzieję, że będzie tak dobry jak piszesz i wybaczę mu to, że jest…sobą.
Mi nie pasował po obejrzeniu polskiego i angielskiego trailera. Może tekst z unicornem bardziej mi się podobał 😉 Ale ogólnie jeśli ktoś wciągnie się w historię, to nie będzie myślał, że głosu użyczył mu Czesław 😉 Mi to nie przeszkadzało, a nie byłam pozytywnie nastawiona na początku.
O to to to. :-] Ja z kolei nawet nie wiedziałem, że Mozil użyczył głosu i dopiero w trakcie seansu do mnie ten fakt dotarł.
Powiem tak: nie ma w tłumaczeniu odniesień do samego Mozila czy jego twórczości (co się w takich sytuacjach czasem zdarza – jak występy Wojewódzkiego w sztuce Allena „Zagraj to jeszcze raz, Sam”). Po prostu świetnie zagrał, w oderwaniu od tego, jakim jest człowiekiem.
A jeśli się przejdziesz, daj znać, jak się podobało koniecznie! :-]
Mam nadzieję, że będzie się nam podobało 🙂 I na pewno napiszę jak było!
Super, dzięki! W takim razie udanego seansu życzę. :-]
Długo to trwało, ale dziś właśnie udało mi się wybrać na „Frozen”…i muszę przyznać, że miałeś rację – był świetny!!! I nawet Mozil mi nie przeszkadzał, a można by rzec, że był świetnie dobrany (jedyna alternatywa to Czarek Pazura, ale nim już trochę rzygam :/).
Cieszę się, że się podobało!
I tak, też miałem skojarzenie z Pazurą (choć ja jeszcze nie mam go dosyć). Obawiam się tylko, że Mozil w każdej roli byłby prawie taki sam, zaś Pazura potrafi być za każdym razem kompletnie innym (można go nie lubić, ale umiejętności raczej nie da mu się odmówić).
Graficznie śnieg i lód to masakra ^^ cieszę się, że na 3D poszłam (tak mój brat sobie zażyczył), bo przepięknie to wszystko wyglądało. Ten akcent górala to pocisk i od razu chciałam oryginał zobaczyć.
Ja na każdą animację Disneya pójdę w ciemno. Może być gorsza od poprzednich (nie mówię tu o „Krainie Lodu”), ale gdy obejrzę z 10 razy, to i tak będzie mi się podobać równie bardzo jak pozostałe 😉
„Ten akcent górala to pocisk”
W sensie, że tak dobrze, czy że tak źle z Twojej perspektywy?
Aha, i dzięki za info, że 3D dobre – sam nie ryzykowałem i poszedłem na 2D, ale może przy drugim podejściu… :-]
Musiałabym angielską wersję językową znać, żeby to ocenić. Ale ogólnie bardzo dobre wrażenie na mnie to wywołało.
A na 3D nie żałuję, że poszłam. Już w sumie od pierwszej sceny byłam kupiona 😉 To nie było nachalne 3D. Niektóre filmy animowane mają takie sceny, które, ma się wrażenie, są robione pod 3D i poza nimi tego 3D nie widać.
Kurcze… tak o tym gadam i gadam.. że chyba sama pójdę jeszcze raz.
OK, dzięki – nie byłem pewien, czy to była pozytywna ocena, dlatego spytałem. :-] Angielską wersję sam chcę sobie też obejrzeć, w szczególności, że ponoć piosenki są świetne.
Dobra, dosyć gadaniny – lepszy od WALL-E’go czy nie?
Neee, lepszy nie jest. Ale WALL-E to Pixar, nie zapominajmy. Poza tym jeśli miałabym określić grupę docelową, to bardziej byłyby to dziewczynki niż chłopcy, co mnie trochę raziło, ale ciężko to wyważyć, kiedy głównymi bohaterkami są dwie siostry.
To to nie jest Pixara, a samego Disneya? Woah, wyrobili się w 3D.
Dla ciekawskich – ta animacja dzieje się w tym samym świecie co „Zaplątani”. 😉
Nope, to ich własne. Ostatnim (chronologicznie; współpracy nie zerwali chyba) wspólnym filmem Disneya/Pixara był Uniwersytet Potworny.
Tak z ciekawości, ale czy „Samoloty” (spin-off „Aut”) był tworzony przez Pixara czy juz nie?
A co do tego, że „Kraina lodu” dzieje się w tym świecie co „Zaplątani” to czekają na nas nowi Avengersi ;P
Bym zapomniał o recenzji, gratuluje. Zacheciłeś mnie do pójścia do kina na ten film, chociaż same trailery mnie odstraszały.
A co do Mozila to mam nadzieje, że dobrze wyszedł bo po prostu nie znoszę dubingu jakiegokolwiek celebryty (chociaż grę Kory w „Iniemamocnych” wg. mnie była naprawdę bombowa).
PS: Czy Tobie (podobnie jak mi) ten bałwan Olaf nie przypomina Ci Osła ze „Shreka” 😛
Dzięki, cieszę się, że recka się podobała. :-] Faktycznie, trialery były specyficzne i raczej przeciętnie zmontowane (choć! mają jedną wielką zaletę – są w nich sceny, których nie ma w filmie, jak te z bałwanem i reniferem).
„Samoloty” nie są, niestety, robione przez Pixara i dlatego sobie odpuściłem. Były gdzieś outsource’owane i ponoć wyglądają jak film telewizyjny na sobotni poranek albo jakieś „direct to DVD” (zresztą… one miały być Direct to DVD nawet…). I, z tego, co czytałem, tyczy się to również poziomu scenariusza.
W przypadku Mozila – spisał się jak rasowy aktor. Myślę, że efekt został osiągnięty głównie tym, że… został świetnie dopasowany do roli. :-] Nie brzmi, jak celebryta podkładający głos tylko dlatego, że jest sławny.
I tak, bałwan jest zdecydowanie taką „osiołowatą” postacią, ale w tym najbardziej pozytywnym znaczeniu. :-]
„Direct to DVD” wiem coś o tym 🙂 Takie miałem nadzieje z „Kotem w Butach” a tu pupa 🙂
Dokładnie coś w tym kierunku. :] Przy czym „Kot w Butach” miał w sumie przyzwoitą animację, tylko fabularnie mocno odstawał (a przynajmniej tak go wspominam).
Ej, zaraz, zaraz – jak to do dziewczynek? xP Jak mam to odebrać w kontekście tego, jak bardzo mi się podobało? xP
A tak na serio – dla mnie to bardzo uniwersalna animacja.
Jest… inne. Kompletnie. W szczególności biorąc pod uwagę unikalny, niemy styl WALL-E’ego. Nie siliłbym się na porównania. :]
Zostałam oficjalnie zachęcona 😉 podchodziłam jakoś jak pies do jeża, ale skoro w jednym tekście wymieniasz Krainę Lodu i Odlot – idę 🙂
jak coś, będzie na Ciebie ;]
Witam, Pralnio, to chyba Twój pierwszy komentarz u mnie (przynajmniej pod tym pseudonimem artystycznym). :-]
„Odlot” bynajmniej nieprzypadkowo pojawił się w tym tekście jako punkt odniesienia – dlatego też w razie czego biorę winę na siebie! ;-] Ale raczej nie myślę, żebyś mogła wyjść z kina niezadowolona. Czekam w takim razie na wiadomość, jak się udał seans. :-]
tak, to mój pralniowy debiut, gdyż od niedawna zapoznaje się z tą inną od blogspota platformą, no ale komentować w końcu trzeba bo toż to miód na duszę blogera, jak wiadomo 😉
Skoro bierzesz na siebie i nie wycofujesz się z porównania z Odlotem – to nie zostaje mi nic innego jak znaleźć zabukować bilety na seans 🙂
O, jak najbardziej – rozmowa z czytelnikami to jedna z najfajniejszych części pisania/blogowania. :-]
Scena wyczarowywania zamku skojarzyła mi się z konstrukcją Doktora Manhattana na Marsie.
Motyw z góralem istotnie miażdży system.
Pozdrawiam i dziękuję za zlajkowanie linka, co przypomniało mi o tym, że miałem tu zajrzeć i przeczytać Twój tekst. 😉
Całkiem niezłe skojarzenie, coś w tym jest. Choć Doktor nie był taki rozśpiewany. ;-]
Odwdzięczyłem się komentarzem – dosyć regularnie do Ciebie zaglądam, ale często wypada mi z głowy, żeby się odezwać choćby symbolicznie. :]
Hah, dopiero „Watchmen” byłoby nowatorskie, gdyby śpiewał podczas konstruowanie tego ustrojstwa.
„Mam tę moc!”.
😀
Przydałby się taki montaż w necie. ;] Mnie z kolei kusi zrobienie montażu muzyki z Baywatch z tym filmem o Nicku Furym, w którym boski David gra główną rolę.
Trochę mi to zajęło, ale ponad miesiąc po premierze udało mi się obejrzeć Krainę Lodu. Szczerze, na początku nie byłem specjalnie przekonany do tego filmu. Rok czy pół roku temu do Internetu trafiły pierwsze modele postaci i grafiki koncepcyjne, ale nie przemówiły do mnie. Również widziany później zwiastun wcale mnie nie zwiększył mojego zainteresowania. Nie jestem pewien kiedy postanowiłem obejrzeć ten film, ale możliwe że zbiegło się to z moim przeczytaniem tego wpisu zaraz po publikacji. Co prawda nie doczytałem go wtedy do końca, dlatego na ten przykład nie byłem świadom jak dużo piosenek będzie w tym filmie. Ale o tym powiem za chwilę.
Fabularnie film w bardzo ciekawy sposób czerpie z oryginalnej baśni Andersena Królowa Lodu. W wyraźny sposób zaakcentowane są podpatrzone z niej motywy, lecz całość jest historią z goła inną, z innymi postaciami i dość nieoczywistym przebiegiem fabuły. Oczywiście, wszystko – jak można było się domyślić – kończy się dobrze, ale czegoż innego można spodziewać się po Disneyu? Tak jak napisałeś, Koz, zwiastuny bardzo mało zdradzają z fabuły, nie zabierając widzowi ani krzty zabawy z seansu. Dodatkowo, motyw Hansa nie był dość oczywisty – moja siostra z którą byłem w kinie (skądinąd podobne jak ja studentka, a nie małe dziecko; cóż zrobić, że lubimy bajki) była przekonana, że Anna zostanie postawiona przed koniecznością wyboru pomiędzy księciem Nasturii a Kristoffem – a Disney zna już takie przypadki, jak chociażby w Pocahontas 2. Ostatecznie Hans okazał się głównym nemesis naszych bohaterów, lecz stało się to relatywnie późno, przez co przez większość filmu jako wroga widz postrzega mróz – zarówno ten w górach jak i zaklęty w dłoniach Elsy. Świetnie działa to dla filmu, gdyż jesteśmy raczej przyzwyczajeni do jasnego podziału postaci na samym wstępie i widz od pierwszych minut zwykle wie kogo ma lubić, a do kogo czuć wzgardę (Król Lew, Herkules, Zaplątani, Toy Story, Pocahontas i tak dalej). Co prawda od początku wiemy, że arcyksiążę von Szwądękaunt będzie przeciwnikiem sióstr, ale jego postać nie jest na tyle mocno zaakcentowana, by dostrzegać w nim głównie zagrożenie. Myślę, że pod tym względem twórcy świetnie się spisali.
Jedynie co troszeczkę mnie rozczarowało to końcówka – nie spodziewałem się, że akurat siostrzana miłość uwolni Arendelle od zimy. Moja siostra w połowie rzuciła ciekawą tezę, że tak jak Elsa ma moc zimy, tak Anna może posiadać moc lata jako przeciwwagę. Taka wizja rozochociła moją wyobraźnię i rozpatrywałem ją jako całkiem możliwą, więc trochę z rozczarowaniem przyjąłem końcowy zabieg. Rozważając oba, nie jestem pewien które zakończenie byłoby lepsze, choć to filmowe najpewniej przekazuje silniejszy przekaz o sile siostrzanej miłości. Choć i z słońcoręką Anną dałoby się coś ciekawego wymyślić. 🙂
Animacyjnie film jest – nie bójmy się tego słowa – ARCYDZIEŁEM. To, co Elsa wyprawia ze swoją mocą zachwyca i zapada w pamięć. Gdy w czasie piosenki „Mam tę moc” budowała swój zamek, z zapartym tchem obserowwałem każdy jej ruch i strzelające w niebo kryształy lodu, cały czas myśląc „mój Boże, 10 lat temu nie daliby rady jeszcze tego zrobić”. Film jest po prostu piękny. Postacie są świetnie animowane, śnieg wygląda bardzo dobrze i aż czuje się jak chrupie pod stopami, a bałwanek Olaf chodzi w bardzo zabawny sposób.
Dubbing jak zwykle trzyma fantastyczny poziom. Nie byłem świadom nawet tego, że głosem Olafa jest Mozil – i bardzo dobrze, bo nie oceniałem go i nie zwracałem uwagi na aktora, a postać. Piosenki są odrębną sprawą – nigdy nie lubiłem ich w filmach animowanych. Przeszkadzały mi i psuły klimat, wybijamy z rytmu, bo przecież naprawdę ludzie nie zaczynają nagle śpiewać i mieć podkład znikąd. W przypadku jednak tego filmu nie miałem z nimi większego problemu, mało tego – jestem nimi zachwycony. „Mam tę moc” jest przepiękną piosenką, a śpiewana przez trolle „Nietentego” od razu wpada w ucho i jest po prostu zabawna. Świetna robota.
Ogółem, podobnie jak Ty, Koz, byłem wpatrzony w ekran. Film podobał mi się trochę mniej niż Zaplątani (moja ulubiona animacja), a jednak mam dużo większą ochotę ponownego obejrzenia Krainy Lodu niż miałem to w przypadku historii Roszpulki.
Mam szczerą nadzieję, że Disney zrobi tak dobre sci-fi z nowych Star Wars jak z Frozen zrobił piękny film animowany. Mają dobre passę.
Trochę mi to zajęło, ale ponad miesiąc po premierze udało mi się obejrzeć Krainę Lodu. Szczerze, na początku nie byłem specjalnie przekonany do tego filmu. Rok czy pół roku temu do Internetu trafiły pierwsze modele postaci i grafiki koncepcyjne, ale nie przemówiły do mnie. Również widziany później zwiastun wcale nie zwiększył mojego zainteresowania. Nie jestem pewien kiedy postanowiłem obejrzeć ten film, ale możliwe że zbiegło się to z moim przeczytaniem tego wpisu zaraz po publikacji. Co prawda nie doczytałem go wtedy do końca, dlatego na ten przykład nie byłem świadom jak dużo piosenek będzie w tym filmie. Ale o tym powiem za chwilę.
Fabularnie film w bardzo ciekawy sposób czerpie z oryginalnej baśni Andersena „Królowa Lodu”. W wyraźny sposób zaakcentowane są podpatrzone z niej motywy, lecz całość jest historią z goła inną, z innymi postaciami i dość nieoczywistym przebiegiem fabuły. Wszystko – jak można było się domyślić – kończy się dobrze, ale czegoż innego można spodziewać się po Disneyu? Tak jak napisałeś, Koz, zwiastuny bardzo mało zdradzają z fabuły, nie zabierając widzowi ani krzty zabawy z seansu. Dodatkowo, motyw Hansa nie był dość oczywisty – moja siostra z którą byłem w kinie (skądinąd podobne jak ja studentka, a nie małe dziecko; cóż zrobić, że lubimy bajki) była przekonana, że Anna zostanie postawiona przed koniecznością wyboru pomiędzy księciem Nasturii a Kristoffem – a Disney zna już takie przypadki, jak chociażby w Pocahontas 2. Ostatecznie Hans okazał się głównym nemesis naszych bohaterów, lecz stało się to relatywnie późno, przez co przez większość filmu jako wroga widz postrzega mróz – zarówno ten w górach jak i zaklęty w dłoniach Elsy (a nie Elsę!). Świetnie działa to na film, gdyż jesteśmy raczej przyzwyczajeni do jasnego podziału postaci na samym wstępie i widz od pierwszych minut zwykle wie kogo ma lubić, a do kogo czuć wzgardę (Król Lew, Herkules, Zaplątani, Toy Story, Pocahontas i tak dalej). Co prawda od pierwszych minut wiemy, że arcyksiążę von Szwądękaunt będzie przeciwnikiem sióstr, ale jego postać nie jest na tyle mocno zaakcentowana, by dostrzegać w nim głównie zagrożenie. Myślę, że pod tym względem twórcy świetnie się spisali.
Jedynie co troszeczkę mnie rozczarowało to końcówka – nie spodziewałem się, że akurat siostrzana miłość uwolni Arendelle od zimy. Moja siostra w połowie seansu rzuciła ciekawą tezę, że tak jak Elsa ma moc zimy, tak Anna może posiadać moc lata jako przeciwwagę. Taka wizja rozochociła moją wyobraźnię i rozpatrywałem ją jako całkiem możliwą, więc trochę z rozczarowaniem przyjąłem końcowy zabieg. Rozważając oba, nie jestem pewien które zakończenie byłoby lepsze, choć to filmowe najpewniej przekazuje silniejszy przekaz o sile siostrzanej miłości. Choć i z słońcoręką Anną dałoby się coś ciekawego wymyślić. 🙂
Animacyjnie film jest – nie bójmy się tego słowa – ARCYDZIEŁEM. To, co Elsa wyprawia ze swoją mocą zachwyca i zapada w pamięć. Gdy w czasie piosenki „Mam tę moc” budowała swój zamek, z zapartym tchem obserowwałem każdy jej ruch i strzelające w niebo kryształy lodu, cały czas myśląc „mój Boże, 10 lat temu nie daliby rady jeszcze tego zrobić”. Film jest po prostu piękny. Postacie są świetnie animowane, śnieg wygląda bardzo dobrze i aż czuje się jak chrupie pod stopami, a bałwanek Olaf chodzi w bardzo zabawny sposób. Nie wiem jak można chcieć kupić wydanie DVD, ten film zasługuje na kupno wersji Blu-ray!
Dubbing jak zwykle trzyma fantastyczny poziom. Nie byłem świadom nawet tego, że głosem Olafa jest Mozil – i bardzo dobrze, bo nie oceniałem go i nie zwracałem uwagi na aktora, a postać. Piosenki są odrębną sprawą – nigdy nie lubiłem ich w filmach animowanych. Przeszkadzały mi i psuły klimat, wybijamy z rytmu, bo przecież naprawdę ludzie nie zaczynają nagle śpiewać i mieć podkład znikąd. W przypadku jednak tego filmu nie miałem z nimi większego problemu, mało tego – jestem nimi zachwycony. „Mam tę moc” jest przepiękną piosenką, a śpiewana przez trolle „Nietentego” od razu wpada w ucho i jest po prostu zabawna. Świetna robota.
Ogółem, podobnie jak Ty, Koz, byłem wpatrzony w ekran. Film podobał
mi się trochę mniej niż Zaplątani (moja ulubiona animacja), a jednak mam dużo większą chęć na ponowny seans z Krainą Lodu, niż miałem przypadku historii Roszpunki. Od razu jak tylko pojawiły się napisy końcowe, zapragnąłem obejrzeć go od nowa, a takie sytuacje bywają u mnie bardzo rzadkie – do niedawna nie rozumiałem w ogóle ludzi, którzy mogą oglądać dwa razy ten sam film w odstępie na przykład tygodnia. Niby ludzie mówią „to nie Pixar” (nawet tutaj w komentarzach), ale porównując Frozen do chociażby Uniwersytetu Potwornego, to jednak Zamarznięci wygrywają (swą drogą byłby to całkiem fajny tytuł, bo tak jak oryginalny nawiązuje do Zaplątanych).
Mam szczerą nadzieję, że Disney zrobi tak dobre sci-fi z nowych Star Wars jak z Frozen zrobił piękny film animowany. Mają dobre passę.
PS
Wiem, Koz, że aż Cie głowa boli jak widzisz takie moje komentarze. 😀
PS2
http://www.youtube.com/watch?v=5BSY_bsfIvk – oprócz piosenki, także scena budowania zamku 😉
PS: Ostatnio się zastanawiałem, czy jeszcze kiedyś napiszesz taki wielki komentarz, jak przy InFamous – teraz już wiem, że tak. 😀 Przy czym w tym wypadku będzie mniej dyskusji, ponieważ co do zasady się zgadzamy. :]
PS2: Czysty geniusz. :]
PS3: No problemo, już usunąłem na śmierć. :]
A co do samego komentarza:
„Moja siostra w połowie seansu rzuciła ciekawą tezę, że tak jak Elsa ma moc zimy, tak Anna może posiadać moc lata jako przeciwwagę.”
Obstawiałem coś bardzo podobne i też by mi się podobało takie wyjście. Ale z drugiej strony – oryginalny finał też mnie ujął za serce, był dobry. :]
Ach, i jeszcze odnośnie tłumaczenia – zakochałem się w nazwisku „von Szwindelkant”!
Musisz mi po prostu dawać więcej powodów do tworzenia takich potworów. Obejrzysz Hobbita i skrobniesz o nim, to sobie pogadamy. 🙂
Szwindelkant jest genialnym dowcipem, który z wiadomych powodów 90% widowni nie rozbawił, no bo jak 3-latki mogą zrozumieć taką grę słów?
A właśnie, zapomniałem wspomnieć – po zakończeniu seansu jedna z mam powiedziała, chyba do męża, że „nic dziwnego że ci się nie podobało, to film dla dziewczynek”. Nie zgadzam się z tym, tak samo jak nie zgadzam się z Patrycją z komentarzy niżej! To jest film dla prawdziwych facetów, który ogląda się między Rambo Pierwsza Krew, a Rambo Pierwsza Krew 2! Każdy czasem potrzebuje detoksu. 😉
Czytałem analizę odnośnie owego aspektu „bajki dla dziewczynek”. I ponoć spece z Disneya zdawali sobie sprawę za faktu, że fabuła o dwóch księżniczkach może nie zaciekawić chłopców i dlatego pierwszy trailer był tylko z bałwanem i łosiem (i to ze specjalnie nakręconymi na tę okazję scenami). Efekt, jak już wiemy, był genialny. :-]
A Hobbicie powinno być niebawem!
Ledwo pamiętam tamten zwiastun i wcale nie wydał mi się ciekawy. Jakiś zły dzień chyba miałem. 😉
No to czekam na Hobbita! Nie zapomnij wyrazić opinii o utworze przy napisach!
Muszę się zebrać w sobie z tym Hobbitem, coś mi nie idzie…
No właśnie, Twoja postawa jest karygodna. Obejrzałem niedawno Pierwszą część i Dwójka wydaje mi lepsza. 🙂
To jedna z tych rzeczy, do których mam problem się ustosunkować. ;]
Ja tylko próbuje Cię zachęcić. Wcale nie mam udziałów w żadnym z multiplexów…
Damn, kolejny tydzień mija i nadal nic… I mam już w kolejce też „47 roninów”.
Ja filmu jeszcze nie widziałem, ale na pewno tę zaległość nadrobię, bo słyszałem o nim same bardzo pozytywne opinie.
Nadrabiaj, nadrabiaj – zdecydowanie warto! :-]
To jest bardzo fajne i oglondałam to już z 19 razy
Eee…WAT?
W mailu z powiadomieniem dostałem tylko treść komentarze, bez zdjęć. I byłem przekonany, że ktoś obejrzał 19 raz Krainę Lodu. A teraz… czuje się zagubiony. ;-]
Masz pierwszego spamera na blogu, powinieneś się cieszyć – to świadczy o statusie bloga.
Tak już całkiem na poważnie, to nie wiem, czy kiedykolwiek chciałbym dojść do etapu, kiedy ma się spamerów. ;-]
Chyba się zgubiłem… To jakiś film/serial? I, jeśli można, jak to się ma do Krainy Lodu? Tak z czystej ciekawości pytam. :-]
Obejrzane. Fajowy (choć akurat ja bym powiedziała, że dość szablonowy, ale u Disneya schematy Disneyowe mi nie przeszkadzają ).
Łapanie płatków śniegu językiem! Najlepsze!!!
Scena z oscarową piosenką jest prze-boska. I za nią kocham tę bohaterkę.
A przede wszystkim – mała Anna tak przypomina moje dziecko (pierwsza scena – poranek!!!), że najpierw płakaliśmy ze śmiechu, a potem (spoiler: jak Elsa nie chciała się już z nią bawić, a ta pod drzwiami prosiła) WYŁAM, zaryczana NA MAKSA. Do tej pory przeżywam. Natomiast „ulepimy dziś bałwanaaa? Albo zrobimy coś innego?!” stało się memem w moim domu.
Leniwa i gapowata koza, leniwa i gapowata. Przepraszam, Kasiu, dopiero teraz do mnie dotarło, że komentarz zostawiłaś – strasznie miło mi Cię tu widzieć. :-]
Ostatnio oglądałem Frozem w oryginale z żoną i… mam wrażenie, że Polacy po raz kolejny niesamowicie sobie poradzili z dubbingiem. Nie wiem nawet, czy Oscarowa piosenka bardziej mi się nie podobała (choć tu może wchodzić w grę różnica między nagłosnieniem w kinie i totalnym brakiem nagłośnienia w domu).
I Czesław w roli Bałwana był po prostu idealny.
Miałem przyjemność obejrzeć wczoraj na HBO. Niezłe, nie tak dobre jak Zaplatani, ale niezłe. Plot twist z Hansem mnie zaskoczył.
Jedna uwaga: Zbyt. Duże. Stężenie. Piosenek. Zbyt. Duże.
Stężenie piosenek zdecydowanie wybaczam ze względu na cudne „Let it go”. ;-]