Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Captain America: Winter Soldier – Rzecz o skutecznym wskrzeszaniu obsady pomocniczej

C

Pomyślałem, że zanim wezmę się do zrecenzowania „Zimowego Żołnierza”, poczekam, aż w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela ukażą się obydwa jego tomy, żeby już niepotrzebnie nie rozdrabniać się na mniejsze teksty, które byłyby praktycznie o tym samym. Drugiego tomu, oczywiście, się doczekałem, z chęcią przeczytałem i… do tekstu nie zasiadłem, z przyczyn bliżej niesprecyzowanych. Czemu o tym piszę? Normalnie nie miałoby to znaczenia, ale w tym wypadku zyskałem jedną dodatkową informację, która jest zresztą bardzo cenna. Otóż, „Winter Soldier” zapadł mi w pamięci i to bardzo.
Komiks porusza kilka tematów, które znane są chyba każdemu, kto choć trochę liznął tematykę superbohaterskich powieści obrazkowych. Kapitan, jak to Kapitan, skacze od misji do misji, od terrorysty do terrorysty i dba o bezpieczeństwo kraju – ostatnio jakby trochę brutalniej nawet. Szybko w historię zostają zamieszani Czerwona Czaszka i Kosmiczna Kostka. Z czego ta druga nie jest pomocniczką tego pierwszego, jak Robin dla Batmana, po prostu głupio się to jakoś tak w zdaniu ułożyło… Innymi słowy, są to motywy znane z filmów Marvela. Najważniejszy wątek pojawia się chwilę później. Otóż, Kapitan Ameryka jest przekonany, że jego dawny pomocnik, który rzekomo zginął pod koniec II Wojny Światowej, zaczął nawiedzać świat żywych.

I, co ciekawe, ten aspekt fabularny też niebawem będzie podchodził pod kategorię „motywu znanego z komiksu Marvela”, gdyż na kanwie tej opowieści powstaje drugi film o Kapitanie.

Historię pochłania się z miłą przyjemnością, szybko przyzwyczajając się do nowych postaci. Co ważne, to jeden z tych komiksów, w których Captain America daje się bardzo łatwo lubić (w przeciwieństwie do takiego „Nowego Porządku”). A to nie jest oczywiste, w kontekście świętoszkowatego charakteru tego bohatera. Na szczęście, w „Zimowym Żołnierzu” robi wrażenie osoby z krwi i kości, zaś sposób, w jaki przyjmuje kolejne wydarzenia, jest daleki od stoickiego spokoju i opanowania. To właśnie dzięki takim seriom komiksów, jak ta, przekonuję się, że o każdym bohaterze można napisać wiarygodną historię, która nie tylko nie będzie drażniła, ale która też będzie wciągała. Udało się to Straczynskiemu z Człowiekiem ze Stali w „Superman: Earth One”, udało się to teraz Edowi Brubakerowi.

Pojawia się tu bardzo ważna kwestia, związana z powrotem do życia Bucky’ego, czyli tytułowego Zimowego Żołnierza i ex-partnera Kapitana Ameryki. Sam bym nie wyczuł powagi sprawy, ale tu w sukurs przyszło wydawnictwo Hachette wraz ze swoim Wiele Tłumaczącym Wprowadzeniem. Otóż, wskrzeszenie Bucky’ego, to jak wskrzeszenie wujka Bena – czyli szaleństwo i komiksowe świętokradztwo, którego nikt nie powinien się nigdy dopuścić. O ile wujek Ben spokojnie spoczywa w swoim grobie z początku lat 60-tych, o tyle Bucky został, jak już wiemy, ekshumowany. Oczywiście, gdy seria była dopiero publikowana, spotkało się to z oporem i buntem fanów, obstawiam że godnym co najmniej ostatniego uśmiercenia Petera Parkera i wrzucenia Dr Octopusa w rajtuzy Spider-Mana. Sęk w tym, że wraz z rozwojem serii… bunt ucichł, a – jak się zdaje – większość fanów kupiła zaproponowane przez Eda Brubakera rozwiązanie. Czemu? Gdyż zostało ono zrobione z szacunkiem do obu postaci, w sposób rozbudowany i wyważony. Widać, że twórcy przemyśleli to, co chcą pokazać i rozciągnęli to na adekwatną liczbę numerów, by wszystkie te przełomy nie wyglądały na wyciągane z rękawa. I to się udało. Naprawdę jestem pod wrażeniem, ponieważ potrafię przenieść to na grunt, który emocjonalnie sam bym lepiej rozumiał. To tak, jakby ktoś skutecznie wskrzesił wujka Bena, układając to w logiczną, spójną i, przy okazji, ciekawą całość. Spokojnie można byłoby na podstawie historii tworzenia tego komiksu nagrać kolejną część „Mission Impossible”, w której Tom Cruise pisałbym scenariusz do „Winter Soldier”, broniąc się przed atakami krwiożerczych fanów i ukrywając się w różnych zakątkach świata.

Wizualnie jest po prostu pięknie – zarówno styl rysowania bohaterów, sposób prowadzenia akcji, jak i kolorowanie są dokładnie takie, jak najbardziej lubię. Jest realistycznie, dynamicznie i niezbyt jaskrawo. Kreska Steve’a Eptina, jak się okazało, leży mi wprost wyśmienicie. Zresztą, „Winter Soldier” jako całość pasuje mi wprost idealnie, dlatego też nie mogę się doczekać, kiedy wezmę się za lekturę resztę przygód Kapitana Ameryki od duetu Brubaker/Epting. A że się wezmę, to już wiem na pewno. Co więcej, „volume 5”, który zaczyna się właśnie od „Zimowego Żołnierza”, prowadzi do sławnej, marvelowskiej „Wojny Domowej”, za którą, jak myślałem, nigdy się nie zabiorę, a która zaczyna mnie jednak coraz bardziej i bardziej przyciągać.

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
DD
DD
11 lat temu

A ja dalej czekam na Earth Mightest Heroes 🙁

KoZa
Reply to  DD
11 lat temu

Jeszcze chwila się zejdzie… dopiero kończę pierwszy sezon Young Justice. Ale chyba będzie w takim razie z dedykacją dla Ciebie to EMH, kiedy w końcu zrobię. :]

DD
DD
Reply to  KoZa
11 lat temu

So much win. : D
PS: To nie jest to, że ja naciskam – po prostu uwielbiam ten serial i bardzo mnie ciekawi twoja opinia, bo po wielu recenzjach widzę że gusty mamy dość zbieżne.

KoZa
Reply to  DD
11 lat temu

E tam, taki „nacisk” jest miły, fajny i mobilizujący. :-]

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
11 lat temu

Czytam, i powiem że jednak mamy bardzo podobny gust 😉 chyba jednak do tego 'murrici się przekonam 😉

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

Trzeba dać mu szansę, w szczególności, że drugi film też się super zapowiada. :] A jak przeczytam dalej tę serię, to dam Ci znać, czy warto. :]

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
11 lat temu

z vol.5 mam 14 komiksów i 19 solowych Winter Soldiera 😉 Najpierw skończę Amerykę – jestem na 11 a później Bucky 😉

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

14 pierwszych zeszytów z vol. 5 to chyba właśnie wątek Winter Soldier, prawda? Plus jakieś takie mini-tie-iny? I daj znać koniecznie, jak ten solowy Winter Soldier (w sensie, te o postaci Winter Soldier, a nie wątek „Winter Soldier” z Capa ;] ). Jestem strasznie ciekawy.

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
11 lat temu

bez czytania eventu „Fear Itself” nie bierz się za „Winter Soldier”, Sam na początku nie mogłem się połapać co gdzie i z czym jeść, zakończenie wątku z Capa nie łączy się z Winterem. Jak na razie jestem na 7 komiksie, i zaczynam łapać o co chodzi 😉

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

O, dzięki za cynk, będę to miał na uwadze. ;] Jako że za Fear Itself raczej się nie zabiorę, to WS mogę chyba w takim razie spokojnie olać.

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
11 lat temu

Wystarczy główne zeszyty z FI przeczytać, bodajże jest ich 7. W WS jest fajnie opisana znajomość Buckyego z Black Widow, i tak jakby trochu jej geneza. Bardziej od Capa mi się podobało

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

Hm, no tak, w sumie nie muszę od razu wszystkie tie-inów czytać, tylko sam główny event.
OK, w takim razie temat do przemyślenia. :-]

vakelverse.blogspot.com
vakelverse.blogspot.com
11 lat temu

Kapitan Ameryka zawsze zdawał mi się trochę niedoceniany. Zimowy Żołnierz pokazuje jednak, że jest to postać równie ciekawa, jak każdy inny „wielki” bohater Marvela.

KoZa
Reply to  vakelverse.blogspot.com
11 lat temu

A mógłbyś jeszcze jakiś ciekawy komiks z nim polecić?

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

14
0
Would love your thoughts, please comment.x