Wstałem i nastawiłem otwarte złamanie. Dla pewności wkręciłem sobie kilka śrub w nogę, babcia mówiła, że wtedy lepiej się leczy. A babcia wkręcała sobie śruby w nogę przynajmniej raz w tygodniu i dożyła setki, więc warto się posłuchać mądrości starszych. Po śniadaniu – dziś popijałem Predatora kwasem Obcego – wyprowadziłem mojego brontozaura na spacer. Gdzieś w okolicy brunchu jedenastu chłopa chciało mnie zabić, więc powyrywałem im kręgosłupy. Nie, dziesięciu chłopa i babeczka. Przy jednym z kręgosłupów znalazłem kluczyki do kosmicznego czołgu. W sam raz, akurat chciałem się urwać z tej planety. Burza szła.
„Riddick” to taki film… cóż, to dokładnie taki film, jaki opisałem powyżej. Serio. Może trochę podkoloryzowałem. Twórcy nie mają praw do wizerunku Predatora i Obcego, więc w ramach śniadania dla Vina Diesela musiało wystąpić coś łudząco podobnego, ale nie na tyle, by prawnicy zapukali z pytaniem, czemu odtwórca głównej roli konsumuje znaki towarowe ich klientów. Ale to w sumie jedyna większa różnica między moim opisem a tym, co działo się na ekranie. I ja to lubię, bawiłem się po prostu świetnie. Kiedy idę na film z Vinem Dieselem, to jest dokładnie to, co chcę zobaczyć: Vina Diesela, który robi krzywdę bardzo wielu osobom na bardzo różne sposoby, ale jednak ma trochę miękkie serce, dlatego dokarmia osieroconego, kosmicznego psa i bawi się w „aportuj” jakąś przerośniętą czaszką.
Gdybym się czepiał, powiedziałbym, że motywacja postaci jest cokolwiek niespójna i fabuła nie trzyma się za bardzo ku… wydalonego efektu przemiany materii. A powiadam Wam, nie jest to taka prosta sprawa – z jednej strony nie mieć w ogóle fabuły w filmie, a z drugiej strony: sprawić jednak, by była niespójna, mimo że jej przecież nie ma. Cóż, twórcy „Riddicka” ten i kilka innych efektów osiągnęli. Niby w filmie nie dzieje się nic, co by wymagało scenariusz, ale jednak jeśli nie kojarzy się w ogóle poprzednich odsłon, to jeszcze bardziej nie rozumie się motywacji bohaterów, a już sam wstęp jest kompletnie bez sensu. Sam pamiętam „Kroniki Riddicka” jak przez mgłę, więc musiałem po prostu pogodzić się z tym, że wprowadzenia do seansu najnowszej części za bardzo nie czuję.
Widzicie, sęk w tym, że… wszystko, co zostało opisane w powyższym akapicie, nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Po prostu świetnie się bawiłem i tyle. Ale muszę też uczciwie ostrzec fanów postaci Riddicka – nie wiem, czy będziecie zachwyceni. Sam bardzo tego bohatera lubię, ale nie jestem na tyle zagorzałym fanem serii, by znać poprzednie filmy na wyrywki. Na moje oko, Riddick zachowywał się tak, jak Riddick zachowywać się powinien – zabijał dużo i szybko, a kiedy spoglądał w oblicze śmierci, to na ogół w scenach, kiedy stał przed lustrem. To taki obraz o tym, jak wyglądała sytuacja w „Ósmym pasażerze Nostromo” z perspektywy Obcego – ot, główny bohater przechadza się po planie filmowym i ludzie giną. Kocham tę konwencję i nic więcej od niej nie oczekuję.
PS: „Riddick” to zdecydowanie bardziej „Pitch Black” niż „Kroniki Riddicka”.
Czyli film taki, jakiego się spodziewałem. I na jaki liczyłem. Świetnie!
Kocham tę konwencję i nic więcej od niej nie oczekuję. <= lubię takich ludzi, tzn. znających znaczenie słowa konwencja i rozumiejących jej konsekwencje (nawet podobnie brzmi).
“Riddick” to zdecydowanie bardziej “Pitch Black” niż “Kroniki Riddicka” <= miodzio!
Ha, no bardzo miło mi czytać taki komentarz, dzięki! I, przy okazji, witam na mojej stronie. :-]
Co do słowa „konsekwencja”, to mi się wydaje, że to też jedno z tych określeń, których ludzie do końca nie rozumieją. Jeśli chodzę na filmy, których co do zasady nie lubię, to konsekwencją jest wyjście niezadowolonym.
Cóż, mam nadzieję, że jeśli się przejdziesz do kina, to nie będziesz żałował czasu i pieniędzy. :-]
Przed obejrzeniem nowego Riddicka miałem przypomnieć sobie Pitch Black, które widziałem jakoś późno w nocy w telewizji parę lat temu. Kroniki widziałem nawet jeszcze wcześniej i je także miałem zamiar sobie odświeżyć. Niestety, nie znalazłem na te powtórki czasu i poszedłem do kina z mglistym wspomnieniem o Riddicku – maszynie do zabijania.
Film podobał mi się… Dopóki nie zaczął się kończyć. Za bardzo śmierdziało przyjaźnią i miłością. Miałem nadzieję, że Riddick wybije wszystko, a potem wszystkich. Zemsta, te sprawy. Tak, to byłoby całkiem bez sensu z racji na jego – mimo że przypalone – obrażenia. Ale jakoś kłóci się to z moim obrazem Riddicka. Właśnie, moim – ledwo pamiętam poprzednie części, więc może ten morderczy i bezwzględny Vin Diesel to wymysł mojego umysłu? Szczególnie, że przecież w poprzednich filmach niektóre postacie dawały radę przetrwać spotkanie z nim. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak odświeżyć pierwsze dwie części, komiks, film animowany (a może to był serial?), grę i zasiąść ponownie do nowego Riddicka.
No dobra, może ograniczę się do dwóch pierwszych filmów.
KOMENTARZ ZAWIERA SPOILERY
Przed obejrzeniem nowego Riddicka miałem przypomnieć sobie Pitch Black, które widziałem jakoś późno w nocy w telewizji parę lat temu. Kroniki widziałem nawet jeszcze wcześniej i je także miałem zamiar sobie odświeżyć. Niestety, nie znalazłem na te powtórki czasu i poszedłem do kina z mglistym wspomnieniem o Riddicku – maszynie do zabijania.
Film podobał mi się… Dopóki nie zaczął się kończyć. Za bardzo śmierdziało przyjaźnią i miłością. Miałem nadzieję, że Riddick wybije wszystko, a potem wszystkich. Zemsta, te sprawy. Tak, to byłoby całkiem bez sensu z racji na jego – mimo że przypalone – obrażenia. Ale jakoś kłóci się to z moim obrazem Riddicka. Właśnie, moim – ledwo pamiętam poprzednie części, więc może ten morderczy i bezwzględny Vin Diesel to wymysł mojego umysłu? Szczególnie, że przecież w poprzednich filmach niektóre postacie dawały radę przetrwać spotkanie z nim. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak odświeżyć pierwsze dwie części, komiks, film animowany (a może to był serial?), grę i zasiąść ponownie do nowego Riddicka.
No dobra, może ograniczę się do dwóch pierwszych filmów.
[SPOILERY!]
Tak, rozumiem, o co Ci chodzi z tym nadmiarem miłości i to był mój główny problem z filmem. To właśnie ten brak konsekwencji w motywacji bohaterów – Riddick zaczyna otwierający monolog od tego, że się ucywilizował i to był błąd. A co dalej? Jakiś honor, dotrzymywanie słowa etc. No nie wyszło to dobrze. Ale jak pisałem – wybaczam, ponieważ w ogólnym rozrachunku bawiłem się świetnie. Inna sprawa, że w poprzednich filmach też były emocje typu litość/sentyment.
Aha, w ramach serii są dwa filmy (teraz trzy) i jedna animacja (całkiem dobra). I do tego dwie gry.
W zasadzie jest jeszcze jeden film o którym mało kto wie – „Into Pitch Black” który był prequelem do „Pitch black”, ale o ile się nie mylę „retkonowano” go w Kronikach.
Damn, nic o tym nie słyszałem, muszę sprawdzić. Dzięki za cynk!
I witam na mojej stronie. :-]
Czyli Riddick dalej jest Riddickiem? Dobrze, bałem się, że już nawet Vin Diesel mógł doznać zmęczenia materiału i rozmiękczyć Riddicka. Ostatni Furianin powinien kopać tyłki i żuć gumę balonową – w Ucieczce pokazuje jak go nie łapać, w Pitch Blacku chyba jako jedyny nie przejmuje się sytuacją, w Atenie tylko potwierdza bycie badassem, a w Kronikach… cóż, ciut go tam przesadzili ^^’ Idę do kina bez obaw
Trochę go, niestety, rozmiękczyli (to właśnie ten problem z motywacją bohaterów, zobaczysz). Jeszcze nie do tego stopnia, żebym wymiękł, ale też muszę uczciwie przyznać, że finał nie był aż tak badass, jak bym chciał. :] Przy czym, w ogólnym rozrachunku bawiłem się super. :]
Może jeszcze dodam – przez 4/5 filmu Riddick to kompletny badass-terminator. Dopiero finał zmiękcza całość.
Vin podobał mi się w Szeregowcu Ryanie czy jako Riddick zwłaszcza w PB.
Więc cieszę się że znowu zobaczę go w roli twardziela a nie ciepłej kluski jak w XXX czy serii Szybcy i wściekli gdzie osiągnął już taki poziom zdziecinnienia że w piątej części zaczął rzucać hasłami typu „Rodzina jest najważniejsza” itp.
Przebłysk ciepłej kluski pojawia się niestety w samym finale filmu – gdyby nie to, powiedziałbym, że nowy „Riddick” jest bezbłędny. A tak? Jest skaza, niestety.
Do kina na to nie pójdę, nie moja bajka, ale muszę napisać (no muszę), że przy czytaniu tej notki bawiłam się bardzo dobrze. Może mniej, niż Ty na filmie, bo zapewne krócej, ale i tak dziękuję 🙂
Dzięki serdeczne, bardzo miło jest przeczytać taki komentarz! :-]
I witam na moim blogu, mam nadzieję, że się jeszcze „zobaczymy” w komentarzach. :-]
Fabuła filmu to teoretycznie kalka „Pitch Black”. Czemu nie poszli tropem zakończenia „Kronik”? Wyobraźcie sobie tylko cały film o Riddicu posiadającym armię zwyroli czczących śmierć 🙂
Nie po to się zostaje Imperatorem Nieumarłych by w kolejnym filmie już nim nie być.
Z tą kalką z Pitch Black to tak nie do końca, ale… rozumiem o co Ci chodzi. Co do kontynuowania wątku z „Kronik” – wstęp „Riddicka” wyraźnie sugerował, że chcieli się w ogóle z tamtej koncepcji wycofać. Czy dobrze? Ciężko mi powiedzieć – szalenie podobał mi się „Riddick”, ale chętnie bym obejrzał ciąg dalszy wcześniejszych pomysłów.
A mi się całość podobała, nawet zakończenie 😛 Nigdy za mało RidDICKA, eh mate? 😉
W sumie to… tak, zgadzam się. ;] Seria o Riddicku jest jedną z tych, które bym pewnie obejrzał w całości, nawet gdyby miała 40 części. ;] Muszę w końcu ograć „multimedialnego Riddicka”. :]
Jedna z lepszych gier, muszę przyznać.
Jak tylko w swoim growym sklepiku upoluję, to biorę od razu. :] Wielki szacun dla twórców/wydawców za dorzucenie remasterowanego Escape from Butchers Bay w pakiecie.
To były jeszcze czasy jak twórcom się chciało XD
To w sumie jest ogólnie ewenement – takich rzeczy w sumie nie robiło się zbyt często ani wcześniej, ani później. Mega pozytywny przykład na skalę całej branży, jak dla mnie. :]
Kojarzy Ci się jakaś inna sytuacja, w której twórcy sami z siebie dorzucili w pakiecie remasterowaną poprzednią odsłonę jakiegoś cyklu?
W wersji deluxe Alice Madness Returns była część 1, W The Bards Tale były 3 wcześniejsze, i kilka innych by się znalazło
Mi tu bardziej chodziło o to, że Buther’s Bay zostało nie tylko dodane to Dark Athena, ale też przy okazji przepisane na nowy silnik, jeśli mnie pamięć nie myli. :] Bo do Bard’s Tale, to – ponownie: jeśli mnie pamięć nie myli – po prostu dodawali stare odsłony serii, bez zbytniego ingerowania w nie. :]
jak tak to stawiasz to chyba jedynie tutaj tak zrobili 😉
Wiem że Alicji poprawili teksturki tylko, więc jako remaster się nie liczy? 😉
Jasna, zawsze szacun dla twórców za to, że im się chciało. :]
jak już tak przy odświeżonych wersja jesteśmy, to mogliby zrobić BattleToads z NES-a