Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

G.I. Joe: Odwet – …a imię jego Joe

G

Na dobry początek zacznijmy od zawarcia małej umowy społecznej – Wy nie będziecie pytali o to, czy film ma jakiś sens, a ja tego sensu nie będę szukał. Kwestia ta wydawałaby się w sumie oczywista, ale… chyba jednak nie dla wszystkich. Czytałem trochę o „Szklanej Pułapce 5” i niezmiernie zaskoczył mnie fakt, iż ludzie zarzucali tej produkcji dziury fabularne i liczne nielogiczności… NAPRAWDĘ? Szok i niedowierzanie. Wiedząc już, że są ludzie, którzy od bezsensownych filmów akcji oczekują sensu, śpieszę z informacją – omijajcie ten seans! A co do reszty – pozwólcie, że Wam opowiem o tym, jak wszystko fajnie wybucha. Z naciskiem na „fajnie”. I drugim naciskiem na „wybucha”.
Fabuła należy do gatunku tych najmniej skomplikowanych i, tak na moje oko, nie ma jakoś szczególnie dużo wspólnego z częścią pierwszą. A już na pewno nie trzeba znać albo pamiętać jedynki, żeby się dobrze bawić. Prezydent Stanów Zjednoczonych został podmieniony przez Podrobionego Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Podstawowym założeniem jego planu jest przejęcie kontroli nad światem. Żeby się jednak do tego zabrać, musi najpierw unicestwić elitarną jednostkę wojskową, czyli tytułowych G.I. Joes. Niestety, przy życiu pozostaje troje dzielnych wojaków – każdy niedoszły władca dowolnie wybranego uniwersum doskonale wie, że to o troje za dużo i że jego dni są policzone. Ale nie podda się bez walki, o nie!

Co ciekawe, Channing Tatum wcielił się w tym filmie w rolę Seana Beana i umarł na początku. Legenda miejska głosi, iż twórcy odstrzelili jego postać, ponieważ sam Channing nie podobał się za bardzo widzom i nie przyciągał ich do kina. Oczywiście, to nie prawda, panie bardzo lubią na niego patrzeć, a przynajmniej na to wskazują badania opinii publicznej. Dlatego też film został opóźniony o dobrych parę miesięcy, żeby mogli dokręcić parę scen, rozgrywających się przed odstrzeleniem walecznego Channinga. A później dołożyli do tego jeszcze parę miesięcy, żeby w całość wkomponować też nikomu niepotrzebne 3D. Amerykańskie kino akcji u szczytu formy, zdecydowanie. Zysk dla widza z tego wszystkiego jest taki, że zamiast Chaninga „Step Upa” Tatuma mamy bardzo dużo Dwayne’a „Rocka” Johnsona.

„G.I. Joe: Odwet” ma bardzo wiele zalet i niemożebnie głupia fabuła to tylko jedna z nich. Twórcy filmów rozrywkowych, nastawionych na rozlewanie krwi i testosteronu, ostatnio coraz częściej mnie zaskakują – myślałem, że widziałem już wszystkie efekty specjalne świata, a oni jednak ciągle wymyślają coś nowego. Powiadam Wam, scena walki na górskich zboczach, której fragmenty mogliście widzieć w trailerach, to prawdziwy majstersztyk! Zaś cała reszta oscyluje od akcji dobrej do bardzo dobrej, z tym wyjątkiem, że część – głównie – bijatyk oglądało się o tyle ciężko, że 3D zasłaniało widok. Mimo że „Odwet” to idealny film na seans w kinie, to niestety wymuszony trójwymiar sprawia, że aż chce się go zostawić na wieczorne, domowe oglądanie.

Najnowsza odsłona „G.I. Joe” to taki bardzo przyjemny koktajl najlepszych klisz z kina akcji wymieszanych ze wspomnieniami z dzieciństwa. Swoją drogą, kiedy byłem mały zastanawiałem, czemu właściwie „Joe”. I twórcy znaleźli najlepszą możliwą odpowiedź na to pytanie – ponieważ Joe to imię postaci zagranej przez Bruce’a Willisa. A wiadomo, że każda zdrowo myśląca głowa państwa nazwałaby swoją elitarną jednostkę właśnie na cześć którejś z postaci granej przez Bruce’a – to gwarantuje sukces, dobre powodzenie i hektolitry testosteronowego szczęścia. Wojacy mogliby się równie dobrze nazywać G.I. John czy G.I. Yppie-Kai-Yay i też by świetnie kopali annusy. Co znaczy, że fani kina akcji będą z tego seansu zadowoleni.

Subscribe
Powiadom o
guest

22 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maciek Pawłowski
12 lat temu

Zupełnie nie rajcuje mnie to uniwersum, ale porusza (ten film) całkiem ciekawy temat. Wypalenia zachodnioeuropejskiego kina akcji. Tego wielkoformatowego. Chociaż podobno „Olimp w ogniu” daje radę i jest tym, czym nie było Die Hard 5. Dobrym kinem akcji.

KoZa
Reply to  Maciek Pawłowski
12 lat temu

Na „Olimp” muszę przejść/muszę obejrzeć choćby ze względu na obsadę.
A co do stanu kina akcji – według mnie, jest aktualnie w bardzo specyficznym miejscu. Mianowicie, coraz częściej powstają filmy, które opierają się przede wszystkim na aktorze odtwarzającym główną rolę (często jest to właśnie Bruce) i takim swoistym pokazywaniu, jak bardzo są oldschoolowe. Według mnie, zaczęło się to od „Niezniszczalnych”, którzy faktycznie byli odlshoolowi. Zgadzam się, że jest to wtórne, ale… jakoś mam to szczęście, że lubię te filmy.
A może miałbyś ochotę napisać gościnny tekst o swoim postrzeganiu współczesnego kina akcji? Myślę, że byłoby to ciekawe, biorąc pod uwagę, że bardzo dobrze piszesz. :]

Maciek Pawłowski
Reply to  KoZa
12 lat temu

Nie chcę nic obiecywać, ostatnio mam dużo na głowie i cierpi przez to mój Crafter 🙁 Ale będę miał Twoją propozycję na uwadze i być może któregoś dnia w Twojej skrzynce mailowej znajdzie się coś w tym stylu.

KoZa
Reply to  Maciek Pawłowski
12 lat temu

Znam ten ból – ostatnio piszę podczas jazdy tramwajem, żeby w ogóle czas na to zajęcie wygospodarować (pisanie, nie jazdę tramwajem ;-])

Simon
12 lat temu

Cóż, fanem kina akcji jestem, ale ostatnio mam coraz mniej do oglądania. I nie, nie będę wylewał tu swoich żali, ale niestety nie mogłem się na G.I. Joe dobrze bawić. Może i szukanie sensu w bezsensownych filmach jest – samo w sobie – bezsensowne, ale jednak…

Rafał Kawulak
12 lat temu

Ja zazdroszczę Ci Tomku umiejętności odseparowania nędznej fabuły od reszty filmu. Z powodu właśnie miałkości i idiotyzmu historii w pierwszym GI odbiłem się od tej marki. Trochę dziwi mnie fakt, że dwójka tak Ci się podoba. Kto wie, może się wybiorę mimo wszystko…

KoZa
Reply to  Rafał Kawulak
12 lat temu

Mi się coraz częściej wydaje, że mam wielkie szczęście, iż tak dobrze się bawię na tego typu filmach dzięki, jak to nazwałeś, tej mojej specyficznej umiejętności.
Widzę, że mam słabość do popularnych, charakterystycznych tuzów kina akcji w możliwie absurdalnych scenach (Bruce wysiadający z rozpędzonego auta w „Red”, Dwayne Johnson z CKM w GJ Joes 2 etc.).
Zresztą, wydaje mi się, że gdyby ktoś chciał się przejść na inteligentne kino akcji, to w tej chwili… chyba nie ma nic i od dłuższego czasu nie było, a przynajmniej mi nic do głowy nie przychodzi. Tylko „Taken” z Liamem, ale to tez już parę lat minęło.

Rafał Kawulak
Reply to  KoZa
12 lat temu

Jeżeli Taken będzie dalej iść drogą obraną przez Sequel to niedługo Neesonowi porwą psa :).
Nawiązując jednak do tematu głupoty w kinie akcji – wg mnie jest jak najbardziej na miejscu, ale umiejętnie dozowana. Wspomniana scena w RED, czy też pościg w pierwszym transporterze (nie wiem jak bardzo musiałby wzmacniać to BMW, żeby wytrzymało chociażby 1/5 tych wyczynów za kółkiem) są miodne, zabawne i porywające. Ja jednak nie mogę zdzierżyć amerykańskiego patosu i kliszy w natężeniu jakie serwowało pierwsze GI Joe.
P.S
Czekam z niecierpliwością:http://www.youtube.com/watch?v=F8WDqNQPsCw

KoZa
Reply to  Rafał Kawulak
12 lat temu

To będzie jak „Życzenie śmierci” (w sensie – ciągnięcie serii „Taken”, nie ten trailer), w którym Charles Bronson w którejś tam części mścił się chyba za ciotkę kuzyna czy coś w ten deseń.

mikewest007
mikewest007
Reply to  KoZa
12 lat temu

Zobaczyłem zdjęcie Rocka z CKMem. Fun fact, w komiksach Roadblock miał właśnie CKM kaliber 12,7mm BMG i nosił go właśnie w ten sposób.

KoZa
Reply to  mikewest007
12 lat temu

Widzisz, bardziej kojarzę G.I. Joes z zabawek niż komiksów (jeszcze fragmenty animacji pamiętam). Ale i tak świetnie, że tego typu odniesienia się pojawiają.
Swoją drogą, w komiksach/animacji była postać Joe, tego zagranego przez Willisa?

mikewest007
mikewest007
Reply to  KoZa
12 lat temu

W komiksach Joe był, jako zabawka był amerykańskim exclusivem z limitowanej serii. Poza tym, Roadblock też na grafice z opakowania targał taki jebutny CKM.

Jaskier
Jaskier
11 lat temu

Takie pytanko:
Czy trzeba znać część pierwszą, żeby podchodzić do drugiej?

KoZa
Reply to  Jaskier
11 lat temu

Kompletnie nie ma takiej potrzeby. Choć jedynka była bardzo fajna, więc też warto obejrzeć. :-]

Jaskier
Jaskier
Reply to  KoZa
11 lat temu

Ale jedynka nie ma Willisa. ;P
Postaram się nadrobić na dniach.

KoZa
Reply to  Jaskier
11 lat temu

Słusznie wskazałeś na jedną z największych wad tego filmu, ale mimo wszystko warto. ;-]

Jaskier
Jaskier
11 lat temu

Widziałem. Fajnie wybucha, ale spodziewałem się większej ilości Willisa. Owszem, ma imponujący arsenał i bardzo ładnie udaje spadanie ze schodów, ale to za mało.
Za bardzo się zasugerowałem plakatami.
Walka na górskich ścianach nad przepaścią zaiste miodna.
W sumie zgadzam się z Twoją opinią. 😉

KoZa
Reply to  Jaskier
11 lat temu

Strasznie lubię, kiedy jakieś starsze materiały dostają nowe komentarze. :]
Cieszę się, że seans podszedł. A co do obecności Willisa – faktycznie jest tak, że w filmach, w których ma tylko epizody, to… cóż, to naprawdę są epizody. Tak jak w „Niezniszczalnych”, szczególnie tych pierwszych, gdzie był chyba tylko w bezbłędnej scenie w kościele.

Jaskier
Jaskier
Reply to  KoZa
11 lat temu

Hah, no zeszło mi trochę z obejrzeniem. 😉
Następny na liście jest „Pacific Rim”, więc zapewne zerknę po obejrzeniu na Twoją recenzję i się jakoś do niej w komentarzu ustosunkuję.
O ile dobrze pamiętam, to tak, w pierwszej części „Niezniszczalnych” pojawił się tylko w kościele. Ale za to razem z Arnoldem. 😀

KoZa
Reply to  Jaskier
11 lat temu

Ech, szkoda, że w kinie nie miałeś okazji obejrzeć „Pacific Rim” – wielki ekran robi w tym wypadku wielką różnicę. :-]
Czekam na Twoje wrażenia w takim razie. :-]

Jaskier
Jaskier
Reply to  KoZa
11 lat temu

Na mojej prowincji nawet tego nie grali w kinie. 🙁

KoZa
Reply to  Jaskier
11 lat temu

Damn, współczuję… To jest akurat urok mieszkania w Warszawie – ma się łatwy dostęp do wszystkich tego typu dóbr kultury.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

22
0
Would love your thoughts, please comment.x