Kiedy wziąłem się za czytanie „Death of the Family” – wątku, który dopiero niedawno został zakończony w tworzonym przez Snydera i Capullo „Batmanie” – pomyślałem, że komiks ten zaleję tsunami miodu i zachwytu podczas pisania tekstu. Czytało się go po prostu niesamowicie! Wszystko, co prezentowali w pierwszych zeszytach autorzy, zapowiadało niesamowity powrót Jokera. Powrót, który naprawdę boleśnie namiesza w życiu Bruce’a Wayne’a i jego „rodziny”. Niestety, na koniec okazało się, ze niektóre pomysły, które tak mnie zafascynowały, okazały się najwyraźniej zbyt odważne nawet dla samych twórców.
Na cały wątek składa się pięć zeszytów z serii „Batman” oraz cała masa zeszytów pobocznych – zgodnie ze słowami twórców, cały wątek liczy sobie łącznie 23 komiksy. Innymi słowy, niezła kolumbryna. Sam jednak czytałem tylko część z rozgałęzień fabularnych i, tak jak to miało miejsce w przypadku „Trybunału sów”, nie są one niezbędne do zrozumienia fabuły. Tak, rozbudowują ją w bardzo ciekawy, gładki i przyjemny sposób, ale bez zagłębiania się w nie i tak będziecie wiedzieli wszystko, co najważniejsze. Na podstawę tego tekstu składa się przede wszystkim wspominane pięć zeszytów autorstwa Scotta Snydera i Grega Capullo.
Ciężko pisać o „Death of the Family” bez uronienia choćby najmniejszej z tajemnic fabuły. Postaram się jednak, by ten tekst w absolutnie żadnym stopniu nie popsuł Wam przyjemności z lektury. Ale wierzcie mi, niektóre rzeczy aż się proszą o omówienie. Jeśli więc ktoś z Was jest już po lekturze, to co powiecie na dyskusję? Zapraszam do komentarzy pod tekstem.
Jako się rzekło, Joker powrócił. Od dłuższego czasu nie było go widać na horyzoncie, ani w życiu Batmana, ani w całym uniwersum DC Comics. Jedyne, co po nim zostało, to… zdarta z twarzy skóra, przechowywana niczym groteskowa maska na jednym z komisariatów w Gotham. Jak się łatwo domyślić, wszystko było częścią planu, który miał na celu… uwolnienie Batmana od jego słabości. Na jego celowniku znaleźli się wszyscy, którzy współpracują z Mrocznym Rycerzem – poczynając od tych najsłabszych: Alfreda i komisarza Gordona. Dodam też, że „Death of the Family” jest przy okazji nostalgiczną podróżą po bardzo wielu minionych starciach Człowieka Nietoperza z Jokerem – znawcy tematu na pewno docenią to jeszcze bardziej ode mnie.
Fabuła wymyślona przez Scotta Snydera wciągnęła mnie do tego stopnia, że po raz kolejny nie mogłem się oderwać o batmanowych komiksów. Niestety, po skończonej lekturze czułem pewien niedosyt. Sęk w tym, że przez pierwsze cztery zeszyty autorzy dawali nadzieję na naprawdę radykalne rozwiązania, zaś w komiksie finałowym… cóż, przeczytacie, to sami zobaczycie. Obawiam się, że nawet bardzo ogólna opinia na temat zakończenia mogłaby Wam zdradzić zbyt wiele.
W zakresie wizualnym jest natomiast prawie bez zastrzeżeń. Szczerze mówiąc, styl Grega Capullo coraz bardziej pasuje mi do opowieści o Batmanie i wręcz genialnie koresponduje z mrocznymi pomysłami scenarzysty. Gdy zaczynałem swoją przygodę z „New 52”, to właśnie oprawa „Batmana” mi najmniej odpowiadał – zdecydowanie bardziej wolałem „Detective Comics”. Teraz natomiast jest to chyba moja ulubiona oprawa dla Mrocznego Rycerza.
Czy warto się w takim razie zabrać za „Death fo the Family”? O tak! Nie tylko warto ten wątek przeczytać, ale też bardzo dokładnie i spokojnie pooglądać. Jedyne, czego żałuję, to że twórcy tak ostro pograli na początku, by ostatecznie się z prawie wszystkiego się wycofać. Nie mam pojęcia, jak wyglądałoby uniwersum Batmana po możliwie najbardziej groteskowym zakończeniu tego wątku, ale przypuszczam, że zostałoby z niego tylko pogorzelisko.
„Death of the Family” mogło wprowadzić wielką rewolucję w relacjach Joker-Batman, a tak, to dostaliśmy tylko potwierdzenie tego, co było już podpowiadane czytelnikowi od długiego czasu.
SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER
To nic odkrywczego stwierdzić, że Jokera nie obchodzi tożsamość Batmana i że jego partnerzy go osłabiają. Przebolałem już brak jakiejkolwiek śmierci w tej historii (aczkolwiek Joker jednak dał się we znaki Jasonowi w chamski sposób trochę później), ale moim zdaniem Snyder zmarnował świetną scenę w jaskini. Joker znowu spada i znika bez śladu? I nawet nie skorzystali z okazji by pokazać jego twarzy bez skóry. MEh :/
SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER
Też czułem niedosyt. Jak na sytuację absolutnie dramatyczną, rozwiązanie było wg mnie po prostu zbyt proste i, że tak to ujmę, za niską cenę. Poza tym, nie do końca rozumiem, czemu Joker blefował ze „zdjęciem twarzy” pomocnikom Batmana. Nie ma co się doszukiwać logiki w jego działaniu, ale fakt, że to był tylko blef był dla mnie… dziwny. Co go powstrzymało przed faktycznym obdarciem ich ze skóry?
I, korzystając z okazji, witam na blogu. :]
Joker zna Batmana i doskonale sobie zdaje sprawę, że jakby się posunął za daleko (znowu zabił kogoś z bat-rodziny lub też skutecznie wszystkich oszpecił), to utraciłby swojego Mrocznego Rycerza na zawsze – zapewne stosunek Batmana do Jokera diametralnie by się zmienił po tak odważnym akcie, a ów zmiana byłaby destruktywna dla Księcia Zbrodni. Nie raz był bliski śmierci z rąk Batmana w amoku i ciężko tu mówić o samokontroli nietoperza, ponieważ zawsze to były osoby trzecie, które powstrzymywały go przed dokonaniem mordu (raz go nawet Gordon musiał w ramie postrzelić, aby nie zadusił Jokera)
I kolejny świetny komentarz i intrygująca interpretacja. Swoją drogą, chyba naprawdę sporo Batmana czytałaś, prawda?
!!!!!!—–Spoiler—–!!!!!!
O to właśnie chodzi w kwestii relacji Batman/Joker. To nic innego jak – przynajmniej z perspektywy Jokera – gra aktorów bez racjonalnej ingerencji osób trzecich. Zatem uważam, że była to odpowiednia decyzja, aby NIE pokazać Jokera „kompletnie” bez twarzy – to w końcu jego maska do roli, którą odgrywa w życiu Batmana tendencyjnie noszącego swoją maskę, a to co się pod nią skrywa jest zupełnie bez znaczenia – zupełnie bez znaczenia, jak pozbawiona rysów i cech obdarta ze skóry twarz.
Wątek „maskarady” został także w oczywisty sposób przedstawiony w Batman #16 oraz na pierwszej okładce do Batman #17 jako Masquerade Waltz – poniekąd pseudo-Lermontowa aluzja do „romantycznej” zależności zła koniecznego sprowadzonego jedynie do symbolu, czyli maski (też nie bez powodu na okładce narysowano go, jak tańczy tylko ze strojem Batmana – obchodzi go jedynie rola Batmana sama w sobie). Ukazanie twarzy Jokera „bez skóry” przeczyłoby całej teatralnej idei postaci i sprowadziłoby ją do poziomu tanich, popkornowych slasherów, zacierając przy tym cienką, aczkolwiek pilnie strzeżoną granicę pomiędzy istotą Gotham jako teatru dwóch aktorów, a wyidealizowanymi villainami serwującymi czytelnikowi strony zapełnione krwawym błotem.
„Joker znowu spada i znika bez śladu?”
Czyli bez zmian i tak powinno być. Czarny charakter zostaje ugodzony, widz jedynie widzi, jak upada za kulisy, a kurtyna zaczyna powoli opadać.
!!!!—–spiler—–!!!!!
Niesamowicie podoba mi się Twoja interpretacja znaczenia i maski, i teatralności całego wątku. Dzięki za świetny komentarz.
Co zaś tyczy się okładek – według mnie, ogólnie jedne z lepszych komiksowych okładek, jakie widziałem. Bardzo podszedł mi również ten wariant, w którym Joker był ukazany w przekroju umysłu Batmana.
Jeśli chodzi o sam komiks – bardzo podobał mi się wątek „miłości” Jokera względem Batmana.
Korzystając z okazji: witam na blogu – mam nadzieję na więcej tak świetnych komentarzy od Ciebie. :]
Jestem uradowana, że się podoba. Dziękuję!
I owszem, będę się częściej udzielać.
Bardzo mnie to cieszy. :] I przepraszam, że czasem trzeba tak długo na odpowiedź ode mnie czekać, z czasem ciężko. ;-]
SPOILERY, niewątpliwie 😉
Jestem pod ogromnym wrażeniem Snydera i tego co ten człowiek tworzy (polecam miniserię „Severed” – siedem numerów, no i American Vampire, ale to większość czytelników pewnie zna), jednak co do „Death of the Family” mam wrażenie, że trochę zbyt duże oczekiwania towarzyszyły finałowi,
SPOILERY, niewątpliwie 😉
Jestem pod ogromnym wrażeniem Snydera i tego co ten człowiek tworzy
(polecam miniserię „Severed” – siedem numerów, no i American Vampire,
ale to większość czytelników pewnie zna), jednak co do „Death of the
Family” mam wrażenie, że trochę zbyt duże oczekiwania towarzyszyły
finałowi. Co do upadku Jokera, czy nie podobnie zakończyła się przygoda z Sowami? 😉 Przeciwnik znika bez śladu, by ktoś za jakiś czas mógł go odgrzebać – podobnie działo się często w The Animated Series, jeśli dobrze sięgam pamięcią. Ogólnie uważam ten quest Jokera za dobre uzasadnienie całej historii i przyznam szczerze – kibicowałem mu, chociaż wiadomo było od początku, że wszystkich nie wybije, „batrodzina” jest zbyt duża – chociaż w finałowym numerze DotF ich walka między sobą była dobrym zagraniem.
Spoilery off
Dzięki za sugestie komiksów – dodam do listy potencjalnych lektur. :]
Jeśli chodzi o upadek Jokera, to z jednej strony nie dziwi, gdyż – tak jak napisałeś – jest to standardowa zagrywka. Tylko ja właśnie miałem nadzieję po pierwszych zeszytach, że ten komiks nie będzie standardowy. :]
Domyślałam się, że jednak będzie bez zbędnych wodotrysków – z oczywistych powodów, to było do przewidzenia, że event nie będzie czymś więcej, jak tylko
Batman #1 vol.1 w nowym i brutalniejszym przekładzie.
Co do samego „upadku”, to osobiście podoba mi się, jak Batman użył na Jokerze jego własny blef – że niby wie jakie jest jego imie, pochodzenie, wszystko – który także posłużył jako prowokacja, aby Joker sam wyrwał się z rąk Batmana i spadł w przepaść. W ten sposób Batman przyczynił się do domniemanego zabójstwa swojego nemezis, ale jedynie moralnie, a nie w świetle prawa. Raczej nie mogę uwierzyć, że był to „błąd” ze strony Bruce’a – doskonale wiedział jak Joker mógłby spanikować w takiej sytuacji i uciec.
Przy okazji, niesamowicie podoba mi się kadr, jak Batman chwyta Jokera nad przepaścią i przyciąga do siebie – wygląda to jakby tańczyli waltza, ale tym razem to Nietoperz prowadził.
SPOIIIIIIIIIIIIIIIIILLLLLLEEEEERRRRRRRRRRRRRRRR!!!!!!
Tej świetnej serii zabrakło tylko naprawdę gorzkiego finału, jakim byłaby śmierć Alfreda. Czuję że to by dopiero zabolało Bruce’a
Widzę, że na blogu przydałbym się tag „Spoiler” do ukrywania treści. ;]
I tak, choć osobiście by mnie ta strata naprawdę bolała, to… damn, to byłoby dobre. To nie byłaby taka śmierć, która tylko u czytelnika wzbudza uczucie kompletnego braku zrozumienia dla scenariusza. I można byłoby z tego ciekawie wyjść dalej.
Taki zabieg prędzej, czy później doprowadziłby do kolejnego idiotyzmu DC związanego z wskrzeszaniem czy nawet podróżami w czasie. Nie oszukujmy się… Alfred jest postacią ikoniczną oraz stanowiącą stały element batversum – to nie jest strój Robina, z którego się wyrasta, który niszczeje w walce, który jest jedynie przywilejem ubzduranym przez Batmana.
Cóż, cieszę się, że jest cały i zdrowy. To znak, że DC tak prędko nie wpadnie w Morrisonową ćpunką wizję sprzed kilku lat.
Tak to jest, kiedy w ramach jednego świata, ba, jednego bohatera, tworzy wielu autorów, nie unikniesz sytuacji w której nie zgadzają się oni z rozwiązaniami fabularnymi kolegów. Nie obraziłbym się czytając jeden komiks w którym Alfred ginie w ramach zamkniętej serii. U innego autora moze tymczasem przezyc kogo chce,
Jeśli masz ochotę na ciekawe, batmanowe uniwersum, w którym i rozwiązania są odważne, i raczej nikt nie będzie się z nich wycofywał (to nie tasiemiec), to polecam to: http://koziol.info.pl/2013/01/batman-earth-one-stary-bohater-dla-nowych-czytelnikow/ czyli Batman: Earth One. Świetna lektura!
Swoją drogą, Alfred jest chyba postacią, której byłoby mi najbardziej żal.
Dzięki, sprawdzę na bank.
Rozumiem, że nie jesteś fanką serii Morrisona? Pytam, ponieważ ciągle się zastanawiam, czy w ogóle się brać z jego komiksy o Batmanie.
Swoją drogą, jego aktualne komiksy o Batmanie – „Batman Inc.” – może czytasz? Jakoś tak nie mogę się do niego przekonać, a z drugiej strony – jakby nie patrzeć, „dosyć” ważne wydarzenia miały ostatnio w tej serii miejsce.
Mnie teraz interesuje, co dalej z twarzą Jokera. No bo chyba skóra mu nie odrośnie, a ta „maska” to niedługo się będzie jedynie na ścierkę nadawać.
Tak, to w sumie takie dosyć trudne do odwrócenia rozwiązanie. Chyba że będziemy mieli do czynienia z kolejnym magicznym uzdrowieniem etc. Choć ciekawie by było, gdyby się jakoś szybko z tego rozwiązania nie wycofali.
Witam, skąd dorwałeś „Death of the Family”? W jakiej cenie?
Pojedyncze zeszyty można kupić na tej stronie http://www.atomcomics.pl/ – z tego co wiedzę, nie mają jeszcze/już wydania zbiorczego. :] A jeśli byś chciał wydanie polskie, to pewnie trzeba na Egmont poczekać, ale wolę nawet nie myśleć, kiedy to mogłoby być. Na razie przed nimi jest chyba jeszcze wydanie drugiego tomu „Trybunału Sów”.
Witam,to mój pierwszy wpis na tym blogu. Polecono mi go przez osobę bedącą kompetentną w sprawach kultury,ogólnie. Yngmar, chyba nawet znany Tobie osobnik. W każdym razie wypada się przedstawić ( jak sądze),gdyż po uważnym przejrzeniu zawartośći tego bloga sądze,że będe w miare możliwości regularnie odwiedzał, działy- głównie ksiązkowo-komiksowe,chociaż pewnie nie raz zawitam do filmów. Nick mój znany,mogę dodać, że kolejnym powodem dla którego tutaj zacząłemzaglądaćjest słabość douniwersum superbohaterów,które nigdy ze strony komiksów zbytnio nie poznałem.
Chciałbym jeszcze dodać pytanie, jako wielki fan statystyk,spisów etc, czy istnieje protal dla komiksów będący odpowiednikiem filmowego filmweba?
Tyle ode mnie, pozdrawiam i życzę Tobie jak i reszcie użytkowników utrzymania tego wysokiego poziomu z jakim prowadzony jest ten kulturalny blog.
Miło wiedzieć, że Ing polecił mojego bloga. :-] Witam i mam nadzieję, że będziesz częściej zaglądał.
Co do „filmwebu o komiksach” – sam od dłuższego czasu poszukuję takiej strony i, niestety, jak dotąd bezowocnie. Prowadzę sobię po prostu excela na google docs, choć teraz sobie właśnie przypomniałem, że dawno go nie aktualizowałem. ;-]