Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Duke Nukem: Glorious Bastard #01 – Samobieżny testosteron w wersji obrazkowej

D

Wielkim fanem najsławniejszego Księcia na świecie nigdy nie byłem. Owszem, grałem w kultowe – nie bez powodu zresztą – Duke Nukem 3D, podobało mi się, ale nigdy nie wytatuowałem sobie podobizny Księcia na bicepsie, co by szybciej przybierał na masie. Mimo tego, gdy dostałem od redakcji W Otchłani Komiksu obrazkową opowieść z naszym ulubionym koksem, chętnie po nią sięgnąłem, mając nadzieję na zdrową porcję testosteronowego humoru. I się nie zawiodłem.

Na razie miałem okazję czytać tylko pierwszy zeszyt serii „Glorious Bastard” (nic nie smakuje tak dobrze, jak mało wybredne nawiązanie do świetnego filmu) i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czy będę miał szansę sięgnąć po więcej. Choć muszę też przy okazji przyznać, że… miałbym ochotę. Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, ale za to po poprowadzona w bardzo przyjemny sposób, świetnie bazując na klimacie wszystkiego, co z Duke’iem związane. Pewnego dnia do posesji Księcia przychodzi starowinka francuskiego pochodzenia. Jak się okazuje, to dziewczyna Duke’a z roku… 1945. Z wiadomych przyczyn, Księciu prawie z tego tytułu odpadły cojones i potoczyły się po ziemi – nie zwykł widywać kobiet w wieku bardziej zaawansowanym. Niemniej, po szybkim rzuceniu okiem na archiwalne zdjęcie niewiasty, postanowił, że faktycznie najlepszym pomysłem na spędzenie popołudnia byłoby wrócenie do Niemiec z czasów końca II Wojny Światowej i przetrzepanie tyłków kilku obcym, którzy akurat postanowili wesprzeć nazistów (no, powiedzmy, że wesprzeć – może bardziej wyprzeć). Całość wypchana jest po brzegi zabawnie napisanymi dialogami, dzięki którym lektura staje się przyjemna.

Prawie same dobre rzeczy można powiedzieć też o kresce, która – tak jak cała reszta komiksu – dobrze oddaje klimat gry. Bicepsy Księcia są tylko trochę mniejsze od wyeksponowanych na wszystkich stronach piersi. To chyba mów wszystko. Jedyny zarzut, jaki mam, to brak detali na niektórych panelach – a to komuś brakuje zarysowanych mięśni, a to ktoś z kolei nie ma pępka etc.

Jeśli lubicie Księcia albo bawi Was naśmiewanie się z amerykańskiego patosu poprzez serwowanie jeszcze bardziej przerysowanego amerykańskiego patosu, komiksowy Duke Nukem może się okazać dla Was zaskakująco przyjemną propozycją. Zresztą, jeśli macie ochotę na komiksowe czytadełko, to też możecie śmiało sięgnąć. Na pewno nie jest to komiks, którego docelowymi czytelnikami mogą być wyłącznie fani gry.

Za komiks dziękuję serdecznie Roztargnionemu Wilczurowi, naczelnemu bloga W Otchłanii Komiksu.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x