Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

O północy w Paryżu – mistrzu, nie przestawaj tworzyć

O

Na dobry początek pytanie – jakie macie podejście do filmów Woody’ego Allena? Uważacie, że skończył się na Zeligu? Na Annie Hall? Na Manhattanie? A skoro już mówimy o Manhattanie, to może uważacie, że nigdy nie powinien wyjeżdżać z Nowego Jorku? Ponieważ, gdy wyjechał, to się oczywiście skończył. A może po prostu szanujecie go jako twórcę i cieszycie się z kolejnych filmów? Ja tak mam. I jest mi obojętne, gdzie kręci, nie przeszkadza mi, że zmienia konwencje. Cieszę się, że nie przestaje reżyserować i pisać, ponieważ odkąd pamiętam, jego kino dawało mi i rozrywkę, i, czasem, motywację do chwili refleksji. Tak jest i tym razem.

Tym razem głównym bohaterem Woody’ego jest Gil, zagrany przez Owena Willsona. Gil ma wszystko, czego można byłoby chcieć – piękną narzeczoną, w którą wcieliła się Rachel McAdams, i świetnie płatną pracę rozchwytywanego hollywoodzkiego scenarzysty. Brakuje mu tylko jednej rzeczy, dla wielu najważniejszej – satysfakcji. Chciałby zostać pisarzem, tworzącym coś więcej niż chałtury na zlecenie. A idealnie byłoby, gdyby mógł tworzyć w Paryżu z lat 20-tych XX wieku. Los i scenarzysta w jednej osobie postanowili dać mu pewien dar. Podczas jednego z nocnych spacerów po Paryżu, został zaproszony na przejażdżkę wiekowym Peugeotem i niespodziewanie trafił w towarzystwo… swoich idoli literackich. Nie mogę się powstrzymać przed zdradzeniem kilku przykładów – w filmie pojawia się między innymi Tom Hiddleston Scott Fitzgerald czy Adrien Brody, jak Salvador Dali.

„O północy w Paryżu” to genialne połączenie błyskotliwej komedii z romansem. Gil zakochuje się nie tylko w swoim Złotym Wieku, ale też kobiecie, którą tam poznaje. Tradycyjnie Allen przemyca w scenariuszu różne swoje rozważania, tym razem skupiając się właśnie na tym, czym właściwie ów Złoty Wiek jest i czym kończy się jego poszukiwanie.

Nie ma sensu rozwodzić się nad jakością aktorstwa – to najwyższa możliwa półka. Nie spodziewaliście się, że Owen Wilson po wszystkich swoich komediach romantycznych może się odnaleźć w takiej produkcji? Otóż może i to naprawdę dobrze. Muszę też dodać, iż Allen jest chyba jedynym twórcą, który może sobie pozwolić na taką obsadę. U jakiego innego reżysera tyle gwiazd zagrałoby małe epizody? Co więcej, całkiem rozpoznawalny w Polsce, a dobrze znany we Francji aktor Gad Elmaleh pojawił się w może trzech scenach i nie wypowiedział ani jednego słowa. To aspekt filmów Woody’ego, który nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać i zachwycać.

„O północy w Paryżu” jest przy okazji pięknym albumem o stolicy Francji i poematem na jej cześć. Mimo pewnej rozbieżności z prawdą, nie sposób nie dać się porwać temu urokliwemu spojrzeniu, połączonemu z rewelacyjną muzyką, między innymi Cole’a Portera. Sam poczułem, że chciałbym siąść z maszyną do pisania nad Sekwaną i zająć się konsumpcją bagietki, więc coś musi być na rzeczy.

Na zakończenie jedno ostrzeżenie. Ostatnie filmy Allena, ze szczególnym uwzględnieniem „Co nas kręci, co nas podnieca” i „Poznasz przystojnego bruneta”, a teraz także „O północy w Paryżu” były w Polsce reklamowane w sposób wyraźnie sugerujący, iż są typowymi komediami romantycznymi. A nie są. To filmy o innej wrażliwości, znacznie subtelniejsze od produkcji, z którymi u nas łączy się na ogół właśnie termin „komedia romantyczna”. Mówię o tym, żebyście mieli świadomość na co się piszecie i nie byli zawiedzeni seansem. Choć, po prawdzie, nie mam pojęcia czy tym filmem można być zawiedzionym.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x