Jedynka, o dziwo, całkiem niezłe napięcie potrafiła zbudować, a i przy okazji nawet-nawet wciągała. Nie było szału, ale film oglądało się przyjemnie. Niestety, dwójka już kompletnie nie zrobiła na mnie wrażenia – głównie dlatego, że za dużo tego samego. Powtarzały się wszystkie schematy z jedynki. Jeśli więc komuś nie przeszkadza odgrzewanie kotletów, a pierwsze część się podobała, to można obejrzeć. W przeciwnym wypadku odradzam.
A że filmy podliczam – to pozycja numer 160 na liście moich 104 filmów w tym roku. :]
Nie tyle się powtarzały, co było ich niewiele, tak po prostu. Jedynka miała coś w sobie – napięcie, powiew świeżości i przyznam, że się na niej bałam. Po niej też 😉 Dwójka jeżyła się dłużyznami…
A to też prawda. Film rozkręcał się chyba z pół godziny, przez co wiele ze scen naprawdę nie było potrzebnych, nie budowało żadnego nastroju i nie przekazywało zbyt wielu informacji o postaciach. Ot, odcinanie kuponów. :]