Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Noc Kina w Multikinie i przemyślenia na temat 3D

N

W miniony piątek (28.05.2011) odbyła się kolejna Noc Kina w Multikinie. Tym razem obyło się bez żadnych liczebników porządkowych przy nazwie imprezy, ponieważ „nie była to kolejna, zwykła Noc Kina”, a „Noc Kina 3D”, czyli maraton z wyraźnie określonym tematycznie repertuarem. Na początek kilka słów wprowadzenia dla osób, które o tej inicjatywie jeszcze nie słyszały. Jeśli zaś ktoś jest z nią obyty, może ominąć następny akapit i przejść od razu do kwestii, którą chciałem w tym wpisie poruszyć, czyli technologii 3D, nagminnie wykorzystywanej od dłuższego czasu w kinie. Zapraszam.

Co się tyczy samej imprezy – Multikino znam z solidności i nigdy się nie zawiodłem na organizowanych przez nie maratonach. Noc Kina zresztą sama w sobie jest bardzo ciekawą ideą – powiedziałbym, że to wręcz taki „maraton 2.0”. Zamiast trzech-czterech filmów puszczanych w określonej kolejności, widzowie otrzymują do wyboru kilka do kilkunastu propozycji, które mogą odwiedzać wtedy, kiedy im się podoba, poczynając od 23:00, a kończąc ostatni z seansów w okolicach 6:00. Ceny są bardzo przystępne – za najbliższą imprezę w czerwcu przyjdzie nam zapłacić od 16 do 19 zł (wersja 3D kosztowała teraz bodaj 29 zł), co się świetnie kalkuluje, ponieważ w tym czasie można nadrobić trzy filmy, które ominęło się w kinie. Dla przykładu, w piątek obejrzałem „Jaskinię zapomnianych snów” Herzoga, „Alicję w Krainie Czarów” Burtona oraz „Oszukać przeznaczenie 4” kogoś-tam. Nawet gdybym zapłacił owe 29 zł (szczęśliwie, miałem zaproszenie), czułbym się ukontentowany. Warto też nadmienić, że organizacja jest idealna, zaś filmy zaczynają się niemalże punktualnie (co na maratonach oczywiste nie jest – kto chodził na eNeMeFy, te sprzed kilku lat, wie o co chodzi).

Dobrze, tyle, jeśli chodzi o imprezę – przejdźmy do kwestii samego 3D.

Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że to jest typowe generowanie sztucznych potrzeb tam, gdzie widzowie sami z siebie ich nigdy by nie odczuli. Niestety, raczej nieudane generowanie, gdyż – jak się zdaje – nie tylko ja jestem zaciętym wrogiem wpychania 3D wszędzie, gdzie się tylko da.

Jaki jest tego cel, pewnie bardzo dobrze się domyślacie. A jeśli nie kojarzycie, o co może chodzić, to pamiętajcie – jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę. Za film 3D płaci się ok. 25-30 zł, a za seans 2D wychodzi ok. 13-18 zł (ceny ulgowe). Jak widać gołym okiem – różnica dwukrotna. Niektórzy każą sobie zaś dopłacać jeszcze po 2 zł za „wypożyczenie okularów na czas seansu” (zaś same okulary są „wykonane z niezwykłą, jak na taki sprzęt, precyzją” – kocham to hasło).

Jeszcze żeby to było takie uczciwe 3D, jak w „Avatarze” czy – słabym fabularnie, ale technicznie bardzo mocnym – „Sanctum”, to bym może nie czuł się okradany. Niestety, większość filmów ma ów efekt doczepiany na siłę („Oszukać przeznaczenie” czy „Alicja”, żeby nie szukać daleko) albo w ogóle nie posiada go przez 75% czasu trwania filmu („Thor”, podczas którego było można spokojnie zdejmować okulary). Żeby nie było wątpliwości – owszem, w „Alicji w Krainie Czarów” 3D towarzyszyło widzom przez cały czas. Tylko co z tego, skoro poczucie głębi wcale nie było powalające, a już na pewno nie wpływało na ogólne wrażenie podczas seansu?

Warto dodać, że jedyne dwa filmy, które znam z dobrego 3D, a które wymieniłem powyżej, zostały wyprodukowane przez Jamesa Camerona – to właśnie on zrewolucjonizował tę technologię i, jak na razie, tylko on potrafi ją dobrze wykorzystać. Muszę tu też oddać sprawiedliwość ostatnim „Piratom”, którzy z owego efektu korzystali już całkiem nieźle (szału nie ma, ale widać postęp).

Co się tyczy samych wad i zalet 3D, to obie listy ciężko w ogóle ze sobą porównywać. Bo jakie mamy zalety? Tylko i wyłącznie dodatkowe wrażenia podczas seansu – ale do tego potrzebny jest dobrze przygotowany film. Lista wad jest zaś, według mnie, naprawdę imponująca:

  • wspomniana cena biletów;
  • możliwość usmażenia mózgu (Was też potrafią boleć oczy albo głowa na niektórych seansach?);
  • ograniczenie „dobrych miejsc” na sali (tak naprawdę powinno się siedzieć jak najbliżej środka sali, żeby dobrze „odbierać” 3D);
  • jak zauważyła jedna z czytelniczek mojego bloga (pozdrowienia dla Tiszki) – użytkownicy okularów mają duży problem z noszeniem dwóch par szkieł na raz;
  • skoro już przy okularach jesteśmy – ile razy dostaliście, za przeproszeniem, zafajdany czymś zestaw „nowoczesnego kinomana”? W warszawskiej Promenadzie zaczęto nawet dodawać nawilżane chusteczki, żeby można było wytrzeć sprzęt po ostatnim „szczęśliwym” użytkowniku.

Domyślacie się zapewne, że fanem 3D nie jestem. Ba, jestem jego przeciwnikiem. Technologię tę zaakceptuję tylko wtedy, gdy zacznie być stosowana z głową, a nie na zasadzie „jak popadnie”. A biorąc pod uwagę, że kina coraz rzadziej dają wybór między 2D i 3D, wolałbym, że najnowsza zdobycz techniki po prostu ze srebrnego ekranu wyparowała. Jestem też bardzo ciekawe Waszego zdania na ten temat? Unikacie 3D czy może na odwrót – wybieracie te seanse, na których ono jest? Dajcie znać w komentarzach. :]

Subscribe
Powiadom o
guest

17 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Paweł Sinner Partyka
14 lat temu

Od siebie dodam kolejny problem – moje własne okulary. Nie zawsze szkła z kina są dobre do czytania napisów. Avatara oglądałem dwa razy. Za pierwszym razem w Warszawskim Multikinie było wszystko ok. Drugi raz, na ekranie tej samej sieci, ale już w Krakowie było gorzej. Otóż, co typowe dla krótkowidzów – nie widziałem wyraźnie napisów. Musiałem nałożyć jedne okulary na drugie. A raczej próbować i trzymać przed sobą. W pewnym momencie byłem bliski wyłamania szkieł z 3D.

KoZa
Reply to  Paweł Sinner Partyka
14 lat temu

Swoją drogą – co do napisów. Rozbawiła mnie sytuacja podczas wczorajszego seansu wspomnianego „Oszukać przeznaczenie 4” – momentami jedyna rzecz, która była w 3D to… polskie napisy. 

Tomek Omelan
14 lat temu

3d jest przereklamowane. Jedyne pozytywne odczucie związane z tą technologią miałem podczas oglądania „Beowulfa” w IMAX-e (moje pierwsze zetknięcie z 3d) oraz na „Avatarze”. Pozostałe seanse (choćby wspomniany przez Ciebie „Thor”) spokojnie mogłyby się obyć bez tego. Najbardziej doskwiera „nieznośna lekkość portflela” ;).

Garwild
Garwild
Reply to  Tomek Omelan
14 lat temu

Zgadzam się z Twoją opinią, byłam pod wrażeniem 3D oglądając „Beowulfa” i „Avatara”, ale reszta filmów kompletnie tego nie potrzebuje, a wręcz są gorsze w odbiorze przez stosowanie tego efektu na siłę. „Step up 3D” dało się jeszcze oglądać, ale i tak wolałabym zobaczyć go w 2D. Najbardziej mi przeszkadza coraz rzadsza możliwość wyboru takich seansów w kinach.

KoZa
Reply to  Garwild
14 lat temu

Musimy się kiedyś przejść na jakiś specjalnie do tego przygotowany film do Imaxa – na takim chyba jeszcze nie byłem. :]

Michał Rogowski
14 lat temu

Jeszcze czasami wszędobylskiego 3D to często zdarzało mi się chodzić do kin, jednak teraz mam to w nosie. Nienawidzę kiepskiego 3D, które tylko mnie wkurza, a nie potęguje emocji. Przez ten zasrany stereoskopowy trójwymiar przestałem w ogóle chodzić do kina. Już nie wspominając o tym, że te „akulary” nijak nie potrafią poprawnie trzymać się na moich zwykłych „binklach”… żal.pl dla światowej kinematografii.

Emerald
Emerald
14 lat temu

Bolą oczy, bolą uszy (ale to akurat po każdych okularach tak mam, więc nie wyobrażam sobie, że musiałabym nosić 2pary na raz..).Za ciemno jest w nich, dlatego wzrok muszę skupiać, żeby coś dojrzeć. Fabuła się nie zmienia pod wpływem 3D, a na niej mi najbardziej zależy, więc po co przepłacać.
W Cinema City każą sobie płacić 3zł za gogle.

KoZa
Reply to  Emerald
14 lat temu

Czyli dla osoby dorosłej w weekend wychodzi pewnie gdzieś 33 zł „od łba”. Zgroza. Za jedno wyjście do kina (jednoosobowe!) można kupić niemal dowolną książkę…

Emerald
Emerald
Reply to  KoZa
14 lat temu

I teraz pomyśl jak łyso by wyszedł na tym mój chłopak, gdybyśmy nie mieli studenckich. Przegrał zakład i musiał mi bilet postawić 😉 Swoją drogą, szkoda że środy z Orange nie obejmują 3D. 

KoZa
Reply to  Emerald
14 lat temu

Owszem. Ponoć nie obejmują też pokazów cyfrowych, ale jak dotąd zawsze udawało nam się wejść. :]

KoZa
14 lat temu

Jak widać, na razie kino 3D nie znalazło żadnego obrońcy – ciężko tu wręcz mówić o dyskusji, to raczej kamienowanie. ;]

Borys
14 lat temu

Właściwie trudno powiedzieć coś nowego: Jeżeli film był kręcony od początku w 3D, to efekty są znakomite („Avatar”); jeżeli 3D dodawane jest na etapie postprodukcji, efekty są opłakane („Alicja w Krainie Czarów”). Jednak ciekawi mnie, czy da się wskazać jakieś kontrprzykłady, tzn. czy istnieje film, w którym 3D wypadło wizualnie bardzo kiepsko, choć było stosowane już na etapie kręcenia? lub czy istnieje film, w którym trójwymiar dodano na koniec, a i tak wygląda ładnie?
Z filmów trójwymiarowych podobała mi się jeszcze nowa „Pirania”; szczególnie „podwodny taniec” wyszedł w 3D bardzo ładnie (przynajmniej dla męskiego oka :)).
Ach, i jeszcze ciekawostka: Mieszkam w Norwegii, a tu okularów 3D się nie wypożycza — trzeba je po prostu zakupić przed projekcją. Jedna para kosztuje 25 NOK, a więc 10 zł z hakiem. IMO są wygodniejsze od tych, które wypożyczano mi podczas łódzkich seansów: lżejsze i estetyczniejsze. Oczywiście, okulary wystarczy zakupić raz, potem po prostu zabiera się je ze sobą na kolejne trójwymiarowe seanse. No, przynajmniej w teorii — w praktyce raz zapomniałem ich wziąć, a za drugim razem poszedłem do kina prosto z pracy, wskutek nieoczekiwanego zaproszenia. 🙂 Ergo, posiadam teraz trzy pary okularów trójwymiarowych, ale jedną już zawsze noszę przy sobie w plecaku, tak na wszelki wypadek. 🙂
Swoją drogą, czy w polskim kinie dałoby się zabrać na seans swoje okulary 3D, czy też istnieje obowiązek wypożyczenia kinowej pary?

KoZa
Reply to  Borys
14 lat temu

„Z filmów trójwymiarowych podobała mi się jeszcze nowa „Pirania”; szczególnie „podwodny taniec” wyszedł w 3D bardzo ładnie (przynajmniej dla męskiego oka :)).”
Miałem się z kumplami przejść na „Piranie”, ale ostatecznie obstawiliśmy, że film pewnie nie jest wart 25 zł od łba – teraz zaczynał żałować. ;]
„Swoją drogą, czy w polskim kinie dałoby się zabrać na seans swoje okulary 3D, czy też istnieje obowiązek wypożyczenia kinowej pary?”
Z tego, co wiem, to można wnieść swoje. Mam tylko pytanie – orientujesz się dokładnie, jakiego typu muszą to być okulary? Bo domyślam się, że nie te najzwyklejsze „czerwono-niebieskie”. Patrzyłem na allegro, ale na razie nie wiem jeszcze, które byłyby odpowiednie. Będę wdzięczny za wskazówkę. :]

Borys
Reply to  KoZa
14 lat temu

„Mam tylko pytanie – orientujesz się dokładnie, jakiego typu muszą to być okulary? Bo domyślam się, że nie te najzwyklejsze „czerwono-niebieskie”.”
Nie mam większego pojęcia, szczerze mówiąc. WYDAJE MI SIĘ, że nie czerwono-niebieskie. WYDAJE MI SIĘ, że to muszą być okulary polaryzacyjne. 🙂 

KoZa
Reply to  Borys
14 lat temu

Dzięki, z tego co wygoogle’owałem wynika coś podobnego, ale nigdzie nie było to napisane wprost. 

Tiszka
Tiszka
14 lat temu

To ja dodam co nieco jako… była pracowniczka Multikina 😉
Okulary 3D używane do projekcji są polaryzacyjne – zwykłe czerwono-zielone czy niebieskie nadawałyby się tylko do oglądania czarno-białych obrazów 3D.
Jeśli chodzi o czystość sprzętu – pracownicy po każdym seansie zbierają okulary do koszy lub pudeł i potem „piorą” w specjalnej wyparzarce (przynajmniej w Multikinie) – więc najczęściej to, co wydaje się brudem, to niedokładnie wytarta para, która stworzyła zaciek 🙂
Faktem jest, że największym błędem jest brak takich okularów dla dzieci – nadal większość produkcji 3D to filmy animowane i nie tylko dla maluchów. A jak dwu-trzylatek ma założyć te wielkie chomąta? 😉
A z kwestii pozazawodowych: dyskusja o jakości filmów jest jak najbardziej zasadna. 3D najczęściej jest przykrywką dla słabego filmu lub niewielkim, kilkuscenowym dodatkiem, generującym dodatkowe koszty. Często filmy są tylko w takiej wersji (jakkolwiek w Warszawie czasem małe kina, typu Wisła czy Luna, zdobywają wersje dwuwymiarowe), więc rodzice rezygnują z pójścia na seans, bo dziecko jest za małe lub nie lubi okularów. No i to robienie na odwal… Cena też straszy (rodzinne wyjście na 3D, nie obejmowane biletem rodzinnym czy grupowym niestety, to wydatek rzędu 80-120 zł za same bilety).
Co do „Piranii”: panie w bikini były chyba jedynym jasnym momentem tego filmu 😛

KoZa
Reply to  Tiszka
14 lat temu

Dzięki za info o tym myciu okularów – dobrze wiedzieć. :] W ogóle – świetny, bardzo ciekawy komentarz, sporo się dowiedziałem. Dzięki. :]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

17
0
Would love your thoughts, please comment.x