Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Polowanie na czarownice – miły "odmózg" dla niezbyt wymagających studentów walczących z sesją

P

Pamiętam te czasy, gdy przygotowywałem się do matury… Do pierwszych egzaminów był chyba jeszcze miesiąc czy dwa zapasu, zaś na ekranach kin swoją premierę miało „300”. Pomyślałem wtedy, że ten film powstał chyba na takiej zasadzie: przy małym stoliku, w zadymionej knajpie zebrało się kilka osób, myśląc, co by tu nakręcić za tych wolnych kilkadziesiąt milionów dolarów. W końcu ktoś powiedział: „Słuchajcie, nakręćmy coś, żeby polscy maturzyści mogli się odmóżdżyć!”. Pomysł przeszedł jednogłośnie, po prostu wiedzieli, że to będzie hit. Mam wrażenie, że tak samo było z „Polowaniem na czarownice”, choć efekt na pewno jest daleki od epickości „300”.

Umówmy się, ten film jest po prostu głupi. Ale! Robi to w znacznie lepszym stylu od takiego – dajmy na to – „Tronu”. Nie ma tu przegadanych scen, żadnej filozofii, ani, przede wszystkim, czasu na zastanawianie się nad logiką zdarzeń. Jest za to dwóch dezerterów, którzy po wsławieniu się w trakcie wypraw krzyżowych, uznali, że pora trochę samotnie poszwędać się po okolicy. Szybko trafili jednak ponownie w ręce „kościelnych”, którzy dali im dwie opcje do wyboru: albo będzie stryczek, albo pomogą w zadaniu, po którego wykonaniu stryczka móże nie będzie. Wybór był prosty. Skończyło się na eskortowaniu domniemanej czarownicy do górskiego klasztoru. Motywem przewodnim wędrówki zaś był uczciwy sąd, który miał się dokonać na rzekomej bezbożnicy, oraz, jakżeby inaczej, wyjeżdżanie demonom z tradycyjnej „dyni”. Idealnie idiotyczna mieszanka, nie sądzicie? Jak wspomniałem – ważne jest to, że twórcy nie dają widzowi czasu, by się zastanawiał nad powyższymi głupotami. Ciągle coś się dzieje – bohaterowie są atakowani przez wilki, zwidy, demony i prawa fizyki. Co ciekawe, znalazło się nawet miejsce na dosyć zaskakujące zakrętasy fabularne (z cyklu: nie wiadomo, kto zginie następny).

Do zalet zdecydowanie zaliczyłbym też dosyć ciekawe ujęcia i sposób przedstawienia akcji. Na szczęście, kamery nie obsługiwał stary rockman na detoksie, więc gdy w ruch poszły miecze, naprawdę było widać, że zostały przygotowane jakieś przemyślane choreografie zamiast zbioru losowych machnięć żelazem. Gorzej mają się efekty z rodziny CGI, czyli pochodzenia komputerowego. Było to widać w szczególności podczas finałowych potyczek. Dźwięk zaś… był OK. Szczerze mówiąc, nie jestem sobie w stanie muzyki przypomnieć, czyli nie odchyliła się w żadną ze stron od przeciętnej.

Warto tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę – aktorów. Komplet obsady został dobrany naprawdę nieźle. Szczególnie ucieszy Was pewnie Ron Perlman w roli Felson, jednego ze wspomnianych dezerterów. W owym duecie jednak na pierwszy plan wysuwa się Nicolas Cage, który… chyba po prostu znalazł sobie własną niszę i postanowił w niej pozostać. Ostatnio miał rolę w „Uczniu czarnoksiężnika”, teraz w „Polowaniu na czarownice”. Kiedyś uważałem go za naprawdę świetnego aktora, ale to było w czasach sprzed jego Jednej Miny. Teraz grać już za bardzo, według mnie, nie potafi, ale w przygodówkach fantasy odnajduje się całkiem nieźle. Nie miał szczególnie wielu emocji do zagrania, więc i obserwowanie go nie było bolesne. Pozytywnie w pamięci zapadły mi też role drugoplanowe – aktorzy bardzo przyzwoicie wczuli się w swoje role. Szczególna uwaga należy się tu Stephen Campbell Moore, który wcielił się w nieugiętego księdza Debelaqa.

Ostatnia uwaga – „Polowanie na czarownice” jest zaskakująco… jak by to ująć… obleśnym filmem. Masa tu deformacji ciał na tle panujące wszędzie zarazy. Głów też się sporo potoczyło. Jeśli więc macie naprawdę słabe żołądki albo po prostu szczerze nie lubicie podobnych scen, to odpuśćcie.

Macie teraz sesje? Okres bilansowy trwa w najlepsze? Walczycie z wdrożeniem 23-procentowego VAT-u? Przejdźcie się na „Polowanie na czarownice” – poziom mrocznej głupoty jest wręcz idealny, żeby się odpocząć.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Nyantara
Nyantara
14 lat temu

Prawdę mówiąc oczekiwałam i nie oczekiwałam jednocześnie po tym filmie czegoś ekstra.
Na początku zaciekawił mnie sam tytuł – na pewno będzie się dział w średniowieczu. To już plus. Potem wspomnienie o krucjatach – mój ulubiony temat! A że jeszcze gdzieś pomiędzy kręcą się kościelni i w grę wchodzi magia to już mieszanka doskonała.
Filmu jeszcze nie widziałam – ale za to muszę przyznać, że podobało mi się 300. Nie ze względu na fabułę – której zresztą tam nie było. Czy na realia historyczne (hahaha). Film był bardzo ładny – ujęcia świetne, efekty świetne, dynamika pierwsza klasa.
A poza tym lubię filmy, które ociekają testosteronem.
Polowanie chciałabym zaliczyć 🙂 i choć twoja recenzją trochę mnie zniechęciła to i tak zamierzam jakoś ten film obejrzeć. A że krwawy i niesmaczny? Cóż – życie. 🙂

DD
DD
11 lat temu

Nicholas Cage – aktor, który z każdym filmem (przynajmniej od ostatnich kilku lat) gra coraz gorzej. Boję się jego filmów za 15 lat.
A film? Typowy odmóżdzacz, coś jak „Van Helsing”.
(jak w ogóle można film nazwać Van Helsing? To tak jak kretyńsko nazwane ” DA VINCI demons”. ludzie, zapamiętajcie: To nie nazwiska, a nazwy miejscowości, z których te postacie pochodzą!)

KoZa
Reply to  DD
11 lat temu

Cage niestety „awansował” ze świetnego aktora (kiedyś naprawdę miał rewelacyjne role) do „lubianego kiepskiego aktora”. Smutne trochę.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

4
0
Would love your thoughts, please comment.x