Od kilku miesięcy mam niebywałą przyjemność obcowania z książkami w najnowocześniejszym z dostępnych aktualnie dla tego medium formacie. Mowa oczywiście o elektronicznym papierze, stosowanym w czytnikach ebooków. Sam jestem szczęśliwym posiadaczem takiego urządzenia marki Sony, w edycji Pocket, znanej też jako PRS-300. Jak wrażenia? Czy ebooki mogą w ogóle konkurować z trzymaniem w dłoni antycznego tomiszcza lub, wręcz przeciwnie, książki jeszcze pachnącej farbą drukarską? Przekonajmy się.
Trudna sztuka wyboru
Według mnie, odpowiedzią na zadane pytanie jest… brak odpowiedzi. Czemu? Ponieważ pytanie jest, według mnie, tak naprawdę niewłaściwie postawione. Czytałem sporo artykułów i dyskusji na forach, próbujących ustalić „co jest lepsze”. A nie lepiej się zastanowić, co się kiedy bardziej przyda i lepiej sprawdzi? Według mnie, zdecydowanie tak.
Dla mnie powstanie ebooków i dedykowanych im czytników zwiększyło mobilność w świecie literatury. Dzięki nowej technologii jestem w stanie czytać więcej niż kiedyś, który to temat rozwinę w dalszej części artykułu. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to moje osobiste odczucie, a opinia rynku księgarskiego na ten temat może być zgoła inna, gdyż oparta na przesłankach ekonomicznych. Pojawił się nowy format, co najprawdopodobniej sprawi, że w dłuższej perspektywie spadnie popyt na pewien typ literatury drukowanej, który zostanie zastąpiony popytem na wersje elektroniczne. Dla mnie – mobilność i oszczędność miejsca. Dla drukarni – może nawet bankructwo.
Piszę o tym, ponieważ chciałem zaznaczyć, że z takich zależności zdaję sobie sprawę. Jednak dalsza część tekstu będzie poświęcona temu, w jaki sposób ja – jako konsument i czytelnik – skorzystałem na pojawieniu się epapieru. Podkreślam też, że nie uważam czytników za coś uniwersalnie lepszego od książek drukowanych, tak jak nie uważam książek drukowany za coś uniwersalnie lepszego od czytników. Każde ma swoje zastosowania. Przejdźmy jednak do rzeczy.
Mobilność i oszczędność miejsca
To jest kwestia, którą osobiście odczułem najbardziej. Właśnie też pod tym kątem dokonywałem wyboru czytnika. Zdecydowałem się na Sony PRS-300 ze względu na jego kieszonkowość. Większość readerów ma przynajmniej sześciocalowy ekran, kiedy mój Pocket ma tylko pięć. Efekt jest taki, że pasuje wprost idealnie do kieszeni w większości zimowych kurtek, a od biedy można go nawet na chwilę wepchnąć do tylnej kieszeni jeansów. Co więcej, mieści się idealnie w jednej dłoni, w taki sposób, że nie mam najmniejszych obaw, że mógłbym go wypuścić (choć na wszelki wypadek zamontowałem sobie jednak smyczkę).
Jakie są zalety poręcznego czytnika?
Mogę czytać praktycznie w każdym miejscu. Nie ma problemu, by jedną ręką trzymać się poręczy w tramwaju czy autobusie, a drugą ręką obsługiwać czytnik i przerzucać kolejne strony. Co więcej, większość książek mimo wszystko nie mieści się w kieszeni, a nawet jeśli tak, to osoby o podobnie pedantycznych odruchach jak ja, nie będą chciały jej w ten sposób nosić, gdyż może się zniszczyć. A książki trzeba szanować. Jak łatwo się domyślić, ten problem nie występuje przy czytniku – pancerny wyświetlacz i aluminiowa (lub plastikowa, zależnie od modelu i marki) obudowa zapewniają praktyczną nietykalność dla sprzętu.
Pojawia się tu też kolejna zaleta – w takim układzie po książkę trzeba sięgnąć do plecaka, co w zatłoczonym tramwaju wcale nie jest oczywiste, a czasem jest wręcz niemożliwe, zaś readera można po prostu wyjąć z kieszeni.
Teraz pomyślcie o mobilności w innym zakresie. Wyjeżdżacie na dwutygodniowe wakacje i chcecie mieć zapas lektur, więc bierze pewnie od pięciu do dziesięciu książek, w zależności ich objętości i Waszych upodobań. Ile waży taki zestaw? Dobrych kilka kilogramów, szczególnie jeśli mamy do czynienia z edycjami w twardych oprawach. To nie jest wielki problem, jeśli jedziecie samochodem. W pociągu co lepiej zbudowani czytelnicy też nie powinny narzekać na zwiększone obciążenie ładunku, ale ci wątlejsi mogą uważać to za uciążliwość. Zaś wszyscy mogą mieć kłopot w przypadku… lotu samolotem, gdzie waga i objętość bagażu naprawdę mają znaczenie.
Oczywiście, teraz trzeba spojrzeć na ten problem z punktu widzenia użytkownika czytnika. Reader waży zawsze tyle samo i jest mniejszy od najmniejszej książki.
Ale! Trzeba tutaj oddać sprawiedliwość również książkom tradycyjnym. Pozycja drukowana nie rozładuje swojej baterii uniemożliwiając dalsze czytanie – choć to problem tylko dla zapominalskich, gdyż akurat czytniki charakteryzują się wręcz abstrakcyjną żywotnością akumlatora (raz przeczytałem trzy książki bez ładowania w międzyczasie). Co więcej, tradycyjna książka się nie zepsuje, a jeśli jedną zgubimy, to mamy jeszcze dziewięć w hotelowym pokoju. Przez analogię – uszkodzenie czytnika odcina nas od lektury do końca wyjazdu, jeśli jesteśmy na przykład za granicą i nie możemy nic dokupić.
Ostatnią kwestią związaną z oszczędnością przestrzeni jest… miejsce na półkach. Pamiętajcie – kupujcie ziemię, bo nie produkują jej już więcej. Tak samo jest z powierzchnią biblioteczki: sama się nie rozrośnie. A nie każdy ma dodatkową ścianę w pokoju, na której mógłby dostawić kolejną szafę. Korzystanie z czytników ebooków pozwala na kolekcjonowanie pozycji wartych tego, by je trzymać. Zaś literatura tramwajowo-podróżna może od razu wędrować na readera. Nie każdy ma ochotę trzymać „czytadła” na półce, ale też nie każdy ma tak rozbudowany zmysł handlarza, by od razu wystawiać wszystkie przerobione pozycje na allegro. Epapier umożliwia osiągnięcie kompromisu w tym zakresie (kompromisu, z którego sam zacząłem korzystać).
Na zakończenie tej sekcji dodam, że nie każdy czytnik ebooków zagwarantuje Wam wszystkie powyższe profity. Readery też potrafią być naprawdę sporych rozmiarów i wtedy korzystanie z nich jedną ręką w tramwaju po prostu odpada.
Oszczędność
Jeśli o mnie chodzi, kolejnym powodem do zakupienia sprzętu z elektronicznym papierem było widmo oszczędności. Spytacie, gdzie tu oszczędność, skoro większość nowych książek, które zaczęły ostatnio pojawiać się w wersji elektronicznej, jest niewiele tańsza (albo w ogóle nie jest tańsza) od wersji tradycyjnych. Tu przyznam Wam rację, oszczędności ciężko się doszukać, chyba że ktoś gustuje w klasyce, którą można ściągać w wersji nieobrobionej za darmo lub w wersji gotowej do użytku na dowolnym czytniku za pięć złotych (polecam przejrzeć zasoby empik.com).
Oszczędność pojawi się u tych czytelników, którzy chcą obcować z książkami, na przykład, po angielsku. Prosta kalkulacja – jeden tom Harry’ego Pottera potrafi kosztować w niektórych sklepach nawet 90 zł (pomijam tu aukcję używanych książek, dla potrzeb przykładu trzymajmy się sklepów). Ten sam tom w zagranicznym sklepie z ebookami będzie kosztował kilka do kilkunastu dolarów, które możemy łatwo przelać za pomocą takich usług jak PayPal. Sam z tego korzystam – czytuję książki oparte o uniwersum gier, które lubię. Ciężko jednak je dostać w Polsce, a gdy się pojawiają na allegro, wcale nie są tak tanie mimo często bardzo słabego stanu. Zaś w sklepie Borders można je mieć po osiem dolarów, co nawet po przeliczeniu na złotówki („circa about” 24 zł) wychodzi taniej niż tradycyjna książka na naszym rynku.
W zakresie oszczędności jest też jednak pewne pole, na którym to książki tradycyjne nadal mają – i chyba już zawsze będą miały – wielką przewagę. Mowa o rynku wtórnym, który jest zupełnie nieobecny przy jakimkolwiek systemie dystrybucji elektronicznej. Zakupionego ebooka już nie odsprzedacie – tak jak nie odsprzedacie plików MP3 zakupionych na iTunes Store, ani gier przypiętych do Waszego konta na Steamie. Nie dla wszystkich jest to wada, gdyż nie każdy lubi wystawiać swoje rzeczy na Allegro. Mimo tego, istnieje duża grupa ludzi, która szybko odsprzedaje produkty, z których nie jest zadowolona, albo nawet takie, których po prostu nie chce trzymać na półce. W ten sposób niektórzy moi znajomi robią z książkami, a sam tak robię z grami na konsole. Dajmy na to, że nowe wydawnictwo z Fabryki Słów nabywa się za 35 złotych, a tydzień później sprzedaje się jako „prawie jak nowe, real foto, od SS!” za 25 złotych. Pamiętajcie, że przy ebookach ten numer po prostu nie przejdzie i raz wydanych pieniędzy się już w żadnym stopniu nie odzyska.
Komfort czytania
Czytniki ebooków mają jedną opcję, z której korzystam nagminnie, a w którą, siłą rzeczy, książki tradycyjne nie będą wyposażone. Jest to powiększanie czcionki jednym kliknięciem. Jeśli uważam, że rozmiar liter jest zbyt mały w pliku źródłowym, mój reader poradzi sobie z tym bez problemów. Przydaje się to również w przytaczanych już kilka razy tramwajach – gdy mocno trzęsie, łatwiej zogniskować wzrok na wielkich kulfonach niż na drobnym maczku. Przypuszczam, że z tej opcji również chętnie by korzystały osoby starsze lub po prostu ze słabszym wzrokiem.
Z drugiej strony komfort czytania będzie znacznie większy w przypadku tradycyjnych wydawnictw, jeśli weźmiemy pod uwagę to, ile czasem trzeba włożyć pracy w… samo rozpoczęcie lektury. Tak, w tej chwili korzystanie z polskich ebooków nie jest jeszcze idealnie proste. Czemu? Bardzo często czytniki kupione za granicą lub nawet na polskich aukcjach nie obsługują naszych rodzimych znaków diakrytycznych. W takiej sytuacji musicie albo zapomnieć o wszystkich „ą, ę” i w ich miejsce widzieć atrakcyjne „?”, albo musicie podjąć wyzwanie i spróbować takie czcionki w czytniku własnoręcznie zainstalować. Jest to duże uproszczenie problemu, gdyż rozwiązań jest więcej niźli sama jeno instalacja, ale nie o tym jest ten felieton. Chodzi przede wszystkim o to, że nie zawsze samo wrzucenie ebooka do pamięci czytnika umożliwia rozkoszowanie się lekturą. Tego problemu nie ma, jeśli kupicie profesjonalnie przygotowaną książkę. Ale jeśli ściągniecie darmową klasykę, istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziecie musieli poświęcić sporo czasu na zrozumienie zawiłości rządzących czytnikowymi czcionkami.
Trzeba w tym wypadku pamiętać, że nie każdy jest informatykiem, więc siłą rzeczy nie każdy sobie z tym bez problemu poradzi. Sam sporo korzystam z komputera i uważam się za użytkownika co najmniej „średnio-zaawansowanego”, a i tak dopiero za którymś razem owa sztuka mi się udała. Zaś dla wielu innych użytkowników może to być bariera jeszcze trudniejsza do przeskoczenia.
Ale! To jest stan na teraz, na początek roku 2011, kiedy dopiero swoją oficjalną premierę ma dopiero pierwszy czytnik przeznaczony i przygotowany na rynek Polski (mowa o Oyo, które jest sprzedawane w Empiku). Wraz z upływem czasu powyższy argument przemawiający na niekorzyść czytników ebooków przestanie grać jakąkolwiek rolę.
Luksus
Ebooki nie potrafią jeszcze jednej rzeczy – nie zastąpią pięknie wydanego woluminu. Ostatnio zaczytuję się w historii zespołu Queen, historii okraszonej gigantyczną liczbą świetnie wydrukowanych fotografii. O ile mniej przyjemne byłoby to doświadczenie, gdybym owe strony miał przeglądać na pięciocalowym ekranie w odcieniach szarości, zamiast na formacie przekraczającym A4, na papierze bardzo dobrej jakości. Ebook nigdy nie zastąpi prezentu, jakim jest nowa powieść ulubionego autora wydana w twardej oprawie. Na ebooku nigdy Wasz mistrz literacki nie będzie mógł zostawić swojego autografu.
Według mnie, jedynym luksusem, o jakim można w tej chwili mówić w Polsce w kontekście posiadania czytnika, jest… możliwość lansu. Tak, ludzie jeszcze tego sprzętu nie znają i jeśli ktoś lubi zwracać na siebie uwagę, to wystarczy wyjąć readera z kieszeni podczas jazdy metrem, autobusem czy innym środkiem komunikacji. W przeciwieństwie do tabletu, nie wygląda jak przerośnięty smartfon (a ponoć tak w tej chwili kojarzy się na razie w Polsce tablety), a elektroniczny papier rzuca się w oczy.
Tak jak dla jednych będzie to zaletą, dla innych może być wadą. Osobiście, nie przepadam za sytuacjami, w których ktoś w tramwaju ciągle patrzy mi na ręce, ponieważ akurat trzymam w nich jakiś gadżet. A dosyć często mi się to, niestety, przytrafia.
Czy to zdrowe?
Powszechnie wiadomo, że długie wpatrywanie się monitor powoduje pogarszanie się wzroku. Czy tak samo jest z czytnikami ebooków? W końcu one również mają „wyświetlacz”…
Zanim odpowiem na postawione powyżej pytanie, nadmienię, że nie opieram się na żadnych badaniach, niestety. Na żadne nie trafiłem, nie wiem nawet, czy jakieś były prowadzone (choć znając życie, to tak). Opieram się na doświadczeniach moich znajomych, innych użytkowników, który opinie czytałem w Internecie, oraz na własnych obserwacjach.
Otóż… nie. Czytanie tekstu wyświetlanego na elektronicznym papierze nie działa na wzrok tak jak czytanie z błyszczącego ekranu monitora. Epapier nie emituje światła – jeśli chcecie z niego korzystać, musicie mieć dokładnie takie samo oświetlenie, które zostałoby uznane za zdrowe podczas czytania książki tradycyjnej.
Co więcej, tekst wyświetlany w technologii eInk jest widoczny niezależnie od naszego kąta patrzenia. Na pewno zauważyliście, że jakość obrazu, który widzicie na Waszym monitorze, zależy od tego, w jakiej pozycji na niego patrzycie. Zaś w przypadku czytników ebooków ten problem nie występuje – możecie patrzyć pod dowolnym kątem, a tekst zawsze będzie wyglądał tak samo. Ujmując to obrazowo: w przypadku readerów tekst robi wrażenie nadrukowanego na ekran.
Dodam tu jednak, że niektóre osoby używają tabletów (takich jak iPad czy Samsung Galaxy Tab) w roli czytników ebooków. I w takiej sytuacji wszystko, co napisałem powyżej, przestaje być aktualne. Owe urządzenia mają błyszczące, „normalne” wyświetlacze, które nie mają związku z elektronicznym papierem. Jeśli zamierzacie na nich czytać, przygotujcie się na to, że efekty będą podobne do czytania z ekranu monitora. Oczywiście, będzie Wam na pewno wygodniej – lepiej położyć się na kanapie z tabletem niż siedzieć przed monitorem komputera stacjonarnego. Niemniej, Wasz wzrok raczej nie będzie zachwycony takim rozwiązaniem.
Podsumowując…
Mam nadzieję, że powyższy tekst w miarę obrazowo pokazał Wam wady i zalety ebooków oraz dedykowanych im czytników. Bardzo podoba mi się ta technologia i związane z nią możliwości, ale mam też świadomość, że w pewnych sytuacjach nic nie zastąpi tradycyjnej, pachnącej farbą drukarską książki.
A czy Wy zamierzacie rozpocząć przygodę z epapierem? Podoba Wam się ta technologia i oferowane przez nią udogodnienia?
Ja niedługo będę miał telefon z Androidem to na nim sobie zainstaluję czytnik ebooków. Pytanie – czy ebooki np. z Empika są kompatybilne ze wszystkim w czym się czyta, czy to jest jakiś specjalny format tylko dla specjalnych readerów?
moonreader jest dobry na androida
Potwierdzam, też korzystam aktualnie z Moonreadera i jest świetny. :]
Nie, z tymi empikowymi nie ma problemu – to tzw. ePub, czyli jeden z najpopularniejszych formatów, jeśli chodzi o ebooki (jeśli nie najpopularniejszy). Swoje rozszerzenie mają przede wszystkim książki sprzedawane na Amazonie i one są głównie kompatybilne z czytnikiem Kindle (albo trzeba je konwertować).
A co do konwersji – nawet gdybyś miał jakiś niekompatybilny format, to prawie wszystko da się przerobić na przykład na ePuba właśnie. Polecam program Calibre, które świetnie również nadaje się do zarządzania książkowymi zasobami. :]
Daj znać, jak się czyta na telefonie – ogólnie jest to coś, czego zupełnie sobie nie wyobrażam. :]
Jak powszechnie wiadomo, moja przygoda z czytnikiem rozpoczęła się od ujrzenia na żywo Twojego. I nigdy tego nie żałowałam. Co prawda cały czas czuję, że nie wykorzystuję go w takim zakresie, w jakim bym mogła (głównie na uczelni, w metrze, w tramwaju i kiedy jadę na pewien czas do domu), ale to dlatego, że wiele tytułów jest wydawane tak cudnie, że nie mogłabym nie mieć ich na półce i zadowolić się wyłącznie wersją elektroniczną. W ramach kompromisu najczęściej czytam dwie pozycje jednocześnie – ebooka poza domem i książkę tradycyjną w domu. No i ta możliwość powiększania czcionki – cudo! Brakuje mi tego w książkach papierowych. 😀
@Kot – jedna uwaga: na telefonie, obojętnie czy postawionym na systemie Android, iOS, Symbian, Windows Phone – będą działały książki tylko niezabezpieczone DRM, czyli np. z Virtualo/Empik czy też e-Dazon.pl będzie to niedroga klasyka. Książki nowe, znanych wydawnictw, działają na innej zasadzie: należy się zarejestrować w systemie AdobeDRM i dopiero posiadając AdobeID wrzucać książki na czytnik. Na chwilę obecną zabezpieczenie nie dotyczy jeszcze typowych telefonów i ich systemów. Czytnik rejestrujemy w Adobe Digital Editions, ale ten program jeszcze nie współdziała z telefonami (próbowałem odpalić i iOS i Android, póki co bez skutku).
Procedurę „wejścia” w AdobeDRM opisałem szerzej tu, to prościzna, ale jakbyś chciał wiedzieć więcej z „pierwszej ręki” to zapraszam 🙂
http://pablosmobile.blogspot.com/2010/10/ebooki-w-formacie-epub-wreszcie-sa.html
@Kot, ogólnie polecam Ci przejrzenie wpisów na stronie Pablosa, ponieważ jest tam zawarte sporo naprawdę wartościowej wiedzy. :]
@Pablos, miło, że zajrzałeś – liczyłem na to, szczerze mówiąc. ;]
@Tomasz Kozioł – nigdy nie omijam mojego ulubionego tematu 😉
Heh, akurat się ostatnio zastanawiałem, jakiego rodzaju lanserskiego sprzętu mi brakuje. Trza będzie pomyśleć. Ale nie o tym – jako laik zadam dwa pytanie, zapewne banalne, ograne i oczywiste dla każdego, komu nie brak szerszej perspektywy na świat patrzenia.
To czyta .pdf-y? xP
@Ocia – też mam tak, że czytam przynajmniej dwie książki równocześnie. Jedną właśnie na czytniku, a drugą w domu, w wersji tradycyjnej. :]
@Ing – tak, czyta .pdf-y, a i czcionkę w nich można powiększać. Ale też może się czasem zdarzyć tak, że coś przy łamaniu wierszy się zwali i wtedy da się czytać, ale esteci mogą się czuć poszkodowani. ;] Ale to też zależy od pdf-a, a przynajmniej tak z moich doświadczeń wynika.
Ja osobiście miałem przyjemność testować Kindle od Amazona i muszę przyznać, że epapier jest niesamowity:) Czyta się jeszcze lepiej niż zwykłą książkę. Ale, no właśnie jest jedno ale, próbowałem czytać różne książki. I szczerze mówiąc taki czytnik jedynie może mi zastąpić powieści wydane na papierze, bo czytanie na nim książek technicznych (dużo wzorów, rysunków, schematów) niestety nie jest najprzyjemniejsze.
Tak czy inaczej nie mogę sie już doczekać kiedy kupię swój własny 🙂
Tomku,
bardzo mi się twój artykuł podoba.
Zawsze patrzyłam na te czytniki jako kolejny niepotrzebny nikomu gadżet, służący do lansu przez pierwsze parę dni a potem sprzęt, który ląduje w szufladzie. Jedyne co pozytywnego w tym widziałam to gigantyczna oszczędność papieru – a co za tym idzie – spory ukłon w stronę ekologii.
Teraz wiem, że taki czytnik to naprawdę ciekawa sprawa. Zastanawiałam się właśnie jak to wpływa na oczy – i ten tekst odpowiedział mi na to pytanie.
Napisałeś też sporo o kosztach – ale nie znalazłam informacji ile taki sprzęcik może kosztować? Mogłabym oczywiście poszukać tego gdzieś w necie, ale jako użytkownik pewnie wiesz lepiej, który model warty jest swojej ceny, a który nie.
Mnie osobiście najbardziej skusiły dwie rzeczy: właśnie to, że jest nieszkodliwy dla oczu i fakt, że jest lekki, lżejszy od przeciętnej książki. I przy odrobinie uwagi nie zniszczy się od noszenia w torebce (tak jak książki, które potrafią się pozaginać, szczególnie w ścisku komunikacji miejskiej).
A tak ogólnie – to bardzo ładny styl pisania Koza 🙂 Przyjemnie się czyta twoje teksty.
@Paweł – a tak, tu się całkowicie zgadzam. Beletrystykę można tak czytać, ale książki techniczne odpadają, przynajmniej na wyświetlaczach o mniejszej przekątnej. Przypuszczam jednak, że gdybyś zakupił Kindle’a w wersji – nie chcę skłamać – bodaj DX, to już by się dało, gdyż tam cali w przekątnej naprawdę nie brakuje. :] No, tylko że w takiej sytuacji traci się tę mobilność z kolei. I, tak przy okazji, witam nową twarz na blogu. :]
@Nyantara – nawet nie wiesz, jak mi Cię tu miło widzieć. :] I dziękuję za pochwałę. :]
A co się tyczy cen i polecanego sprzętu. Naprawdę szczerze mogę polecić mojego Sony PRS 300 ze względu na pancerność i gabaryty. Taki sprzęt na allegro kosztuje ok. 400-500 zł, choć ostatnio, z tego co widziałem, coraz mniej go na aukcjach.
Gdybyś jednak chciała mieć np. dotykowy ekran i jakieś bajery, to już bardziej Sony PRS 600 (a wtedy cena idzie bardzo w górę).
Kolejna sprawa – soft. Na allegro można czasem kupić sprzęt już z polskim systemem (tudzież, co chyba dokładniejsze, polską nakładką na system). Albo, jak pisałem w tekście, można samemu kombinować i z tej opcji ja korzystam. Kolejna możliwość, to kupienie wspomnianego Oyo. Ale w Empiku stoi on na 650 zł, a jest wykonany w stylu „sam plastic is fantastic” (choć ma też dotykowy ekran, co dla jednych będzie ważnym dodatkiem, a dla mnie jest zbędnym bajerem).
Najpopularniejszy jest zaś amazonowy Kindle, który nawet podczas sprowadzania ze Stanów nie wychodzi jakoś strasznie drogo (a na pewno taniej niż na allegro, z tego, co się orientuję). Tylko że on z kolei nie obsługuje najpopularniejszego, otwartego formatu, jakim jest epub, co zmusza Cię do konwertowania wszystkiego na coś, co będzie chciał Ci łyknąć. Mi się to ograniczenie zdecydowanie nie podobało, więc z niego zrezygnowałem.
Jest jeszcze masa rozwiązań, takich jak Kobo, CyBook, BeBook (ostatniego ma Pablos, polecam zajrzeć na jego http://pablosmobile.blogspot.com/ ), ale na nich się zupełnie nie wyznaję, więc wolę się nie wypowiadać. :]
Swoją drogą, planuję trochę lepiej obcykać ten temat, więc może więcej takich tekstów będzie się pojawiało.
Cały czas piszesz o polskich nakładkach.
Rozumiem, że problem jest z czcionkami i polskimi znakami – ale czy dla osoby, która zna trochę angielski jest sens w ogóle kombinować z jakąś nakładką? (pomijając problem polskich znaków).
Znajomość angielskiego w stopniu absolutnie minimalnym bez problemu starczy do obsługi samego urządzenia. :] A jeśli ktoś zamierza czytać tylko po angielsku (takie były moje pierwotne zamiary), to zupełnie nie ma powodu, żeby cokolwiek grzebać w sofcie. A najłatwiejszym rozwiązaniem problemu polskich fontów w tekście jest po prostu… zrobienie .pdf-a. Co prawda, te się trochę wolniej przegląda. I przy programowym powiększaniu rozmiarów czcionki może się czasem coś brzydko rozjechać, ale to problem tylko dla estetów. :] Inna sprawa, że jak się samemu robi .pdf-a, to można od razu w pliku ustawić wystarczająco duży rozmiar czcionki, tak żeby nie było trzeba tego już robić z poziomu czytnika – i wtedy ten problem również znika.
Książka czy e-book? Od około pół roku zdecydowanie e-book 🙂
Generalnie wszystkie główne zalety e-książek zostały w tekście wspomniane, ale dla mnie najważniejsza zdecydowanie jest bardzo wysoka mobilność, wynikająca z niskiej wagi czytnika / tabletu, a która dodatkowo oszczędza nasze kręgosłupy. Istotne są również możliwość wyszukiwania fragmentów lub konkretnych informacji w tekście oraz brak problemów z dostępnością takiej formy książki.
Nie da się ukryć, że okres zmiany mojego podejścia do cyfrowych wydawnictw nałożył się w czasie z nabyciem iPada, który klasycznym czytnikiem nie jest, ale przynajmniej w miarę moich potrzeb, wywiązuje się z tej roli znakomicie. Ponadto, wbudowane modemy wifi i 3g umożliwiają ciągły dostęp do świeżych pozycji, np. z czytelni online ibuk.pl, która umożliwia wypożyczanie ebooków na określony czas. Idealne rozwiązanie i pozwala trochę zaoszczędzić w porównaniu z ceną nabycia e-booka 🙂
Podejrzewam, że wraz z rozwojem rynku e-booków, to właśnie segment czytelni / wypożyczalni online będzie się bardzo dynamicznie rozwijał i będzie ostatecznym argumentem przeważającym na korzyść wersji cyfrowych.
„Istotne są również możliwość wyszukiwania fragmentów lub konkretnych informacji w tekście oraz brak problemów z dostępnością takiej formy książki.”
Tej opcji na moim PRS-300 niestety siłą rzeczy nie ma, ale bawiłem się tym kiedyś i faktycznie jest super. W przyszłości chciałbym zrobić recenzje różnych czytników – nie tylko mojego PRS-300, ale też Kindle 3 oraz iPada. Wtedy na pewno zajmę się też tą kwestią.
Trochę się pozmieniało przez ten czas (od publikacji artykułu do teraz) i na szczęście już nie musimy wybierać co jest lepsze 🙂 Można mieć i to i to 🙂
Księgarnia Virtualo razem
w Empikiem wprowadziły do swojej oferty tzw. bundle. Są to pakiety
składające się z książki drukowanej oraz ebooka o tym samym tytule.
Obecnie sprzedawane są w formule 2 w cenie 1, gdzie wersja elektroniczna dodawana jest bezpłatnie do papierowej. To bardzo dobre rozwiązanie powyższego problemu 🙂 Spróbujcie i sami wybierzcie co jest dla Was lepsze 🙂
Miło widzieć, że Virtualo się wypowiada osobiście u mnie na blogu, dzięki! :]
Blog jest ciekawie prowadzony, a tematyka powyższego tekstu nas zainteresowała – co pewnie Cię nie dziwi. 😉 Dlatego też pozwoliliśmy sobie zabrać głos w dyskusji. 🙂
Dziękuję za dobre słowo. :]
Co się tyczy opisanej promocji jeszcze – uważam, że to świetny ruch, naprawdę. Sam się zastanawiałem, czemu czegoś podobnego nie ma i… cóż, już nie muszę nad tym zastanawiać. :]
Osobiście wolę książki drukowane a nie te badziewia e-booki.
Swietna praca naprawde przemyslana nie pchles sie z uporem zeby komus cos idowodnic ale przedstawiles sprawe w bardzo rzeczowy zyciowy spsob. .:):)
Czołem, Biedronko! :-]
Dzięki za miłe słowa, cieszę się, że tekst Ci się podobał. Ostatnio chodzi mi po głowie napisanie nowej wersji – tam ma już chyba ze 2-3 lata. Od tamtej pory miałem okazję pobawić się kindlem oraz testowałem w roli czytnika komórkę i tablet. Czy myślałabyś, że taki artykuł też byłby ciekawy?
Pozdrawiam i mam nadzieję, że będę Cię częściej u siebie widywał!
Zastanawiam się właśnie nad wydaniem książki… problemem jest jednak forma. Zawsze są jakieś za i przeciw. Wersja elektroniczna ma ten plus, że nie trzeba inwestować w druk, który w moim przypadku to jakieś 6.000 albo i nawet 8.000 złotych. Dość spora sumka, która najbardziej daje mi do myślenia…
Oszczędzasz na druku i logistyce, ale z drugiej strony bardzo zawężasz grono potencjalnych odbiorców. Chyba że masz np. pewność, iż np. Twoi czytelnicy co do zasady mają czytniki e-booków (jeśli jesteś w stanie to sprawdzić).
Swoją drogą, witam na mojej stronie, chyba pierwszy raz do mnie zawędrowałeś. :-]
Pokusiłem się o krótką prezentację filmową. Zapraszam: https://www.youtube.com/watch?v=Wqwg7UcWSf0
Pokusiłem się o prezentację firnową tematu: https://www.youtube.com/watch?v=Wqwg7UcWSf0