Zasadniczo, recenzję Koloomn można byłoby zamknąć w jednym akapicie. Jest to typowa gra logiczna, będąca kolejną inkarnacją tetrisopodobnej zabawy w układanie bloczków. Tym razem jednak nie liczy się układnie całych linii, a stykanie z sobą czterech lub więcej kolorowych kwadracików. I… zasadniczo tyle. Koniec filozofii…
Dobra, jest tego trochę więcej
OK, może trochę przesadziłem – jest w tym wszystkim sporo urozmaiceń. Nie obyło się bez rozmaitych bloczków bonusowych, które np. zmieniają kolor innych w całej linii. Natomiast niektóre cegiełki, żeby nam utrudnić życie, zmieniają swoje wymiary z 1×1 na np. 2×1 lub nawet 2×2, co zdecydowanie utrudnia pozbycie się ich. Oczywiście, nie mogło też zabraknąć rytmicznego pojawiania się kolejnych poziomów bloczków, zaś zetknięcie się przynajmniej jednej cegiełki z „sufitem”, kończy rozgrywkę. W sumie standard.
Zasadniczo, jeśli ktoś lubi tego typu łamigłówki – vide niżej podpisana koza – Koloomn może go naprawdę wciągnąć. Twórcy dodali do tego jeszcze kilka – tworzonych tak naprawdę na siłę – trybów rozgrywki. Mamy na przykład do wyboru walkę z kompem – przegrywa ten, który pierwszy dojdzie bloczkami do „sufitu”. Znalazło się nawet miejsce dla trybu „kariery”, ale chyba nie zaskoczy nikogo fakt, że jest to po prostu kilka pod rząd potyczek z AI, prawda? Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze możliwość gry z kumplem przez WiFi, ale, osobiście, mam pewne wątpliwości, czy to najlepszy typ gier do pykania we dwóch.
Wychodzi na to, że mamy do czynienia z naprawdę niezłą grą, prawda? Cóż… niestety nie. Są jeszcze przynajmniej dwa powody, które mogą odstraszyć nawet ludzi, kochających łamigłówki – ponownie, vide niżej podpisana koza.
Jakiś ty brzydki… I nie odzywaj się lepiej…
Prawda jest taka – jeśli ktoś nie lubi mangi (tudzież anime), czy wręcz ma na nią alergię, to nawet nie powinien otwierać oczu. Cała gra – po prostu cała, bez piksela wyjątku! – jest utrzymana w jaskrawo kolorowej konwencji mangi dla najmłodszych dzieci. Wielkie oczy, gigantyczne głowy, kolorowe sukieneczki… Argh! Przypuszczam, że nawet kilku miłośników japońskiej kreski mogłoby przeżyć szok przy pierwszym zetknięciu z Koloomn. Jeśli ktoś toleruje tylko te „poważniejsze” odmiany anime (np. Appleseed, Ghost in the Shell, etc.), też pewnie rzuci swoim PSP o ścianę.
Jeśli myślicie, że przesadzam, to wyobraźcie sobie, że tutaj nawet wszystkie bloczki się śmieją. Do tego, absolutnym obowiązkiem gracza jest wybranie sobie konsolowego alter ego, które podczas gry wesoło podryguje w lewym dolnym kącie ekranu. Cukierkowy koszmar.
Ale to nie koniec. Z muzyką Koloomna wytrzymałem dosłownie pięć minut. No, w sumie, to nawet nie wiem, czy aż tyle mi się udało. Nie wiem, jakie nerwy trzeba mieć, żeby wytrzymać taki… hm… łomot. Samo zdefiniowanie tego, co słyszymy, jest już trudnym zadaniem. Określeniem, które obija mi się po głowie i chyba najbardziej pasuje do tej sytuacji jest „kakofonia”.
I… i… i… to wszystko?!
Kolejna sprawa i również kolejny minus. Pomijając te wszystkie „tryby rozgrywki”, ta gra nie ma nic więcej do zaoferowania! Gry na PSP tanie nie są, więc na pewno lepiej zainwestować pieniądze w coś bardziej rozbudowanego – jeśli ktoś ma ochotę na gry logiczne, to polecam Loco Roco, które daje, według mnie, dużo więcej frajdy i na dłużej starcza.
Dziwi mnie trochę fakt, że twórcy nie spróbowali dodać kilku dodatkowych gier. Już nawet dodanie zwykłego, najnormalniejszego Tetrisa byłoby sporym krokiem do przodu i wielkim plusem.
I co ja mam z tym wszystkim zrobić?
Trudna sprawa – z jednej strony, rozgrywka w Koloomn daje naprawdę sporo frajdy. Jak już człowiek pogodzi się z wyglądem (zakładając, że mangi nie lubi) i wyłączy dźwięk, to sama grywalność stoi na najwyższym poziomie i wciąga. Ale… no właśnie, pytanie po prostu czy warto? Fani kultury wschodu i gier logicznych mogą kupować w ciemno i pewnie będą zachwyceni (Ci w rubryce „grafika” mogą sobie wpisać nawet i 10 punktów). A cała reszta? Cóż, jeśli nie jesteś estetą i też chcesz sobie pograć, to śmiało – istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziesz zadowolony. Cała reszta może spokojnie wydać pieniądze na co innego.
2007-12-26. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.