Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Crash of the Titans – Przenośny futrzak

C

Postać Crasha Bandicoota przewija się przez historię rozrywki konsolowej od dobrej dekady i nie jest obca nawet takiemu zatwardziałemu PieCowcowi, jakim drzewiej byłem. Po zetknięciu się handheldową wersją tego radosnego futrzaka, zupełnie przestałem się dziwić, czemu jego przygody doczekały się tylu odsłon. Crash of the Titans ma wszystko to, czego oczekuję od dobrej platformówki i jeszcze sporo więcej!

Pierwszy skok!

Już na samym początku wita nas bardzo przyjemnie przygotowane intro – z jednej strony bardzo proste, ale właśnie dzięki tej prostocie – naprawdę ładne. I można również dodać, że dosyć intrygujące, gdyż – jeśli ktoś dotąd z Crashem nie miał styczności – trudno zrozumieć wszystkie odniesienia. Całe szczęście, wraz z rozwojem rozgrywki można się bez problemu wszystkiego domyślić, gdyż i fabuła skomplikowana nie jest. Szalony Zły Genialny Naukowiec – Dr. Neo Cortax – ma kolejny szatański plan przejęcia kontroli nad światem. Postanowił zbudować maszynę zagłady, większą od wszystkich innych maszyn zagłady, które dotąd skonstruował! Jak widać, finezyjny z niego człowiek. Rozpoczynając swoje tournee, nie omieszkał również porwać przyjaciół Crasha, co jest oczywiście dodatkową motywacją, do skopania mu du… siedzenia (to w końcu gra między innymi dla dzieci, więc tylko du… zadki są tu kopane).

Nie tylko intro jest w tym tytule przyjemne dla oka – cała grafika prezentuje od początku do końca najwyższy poziom. Wszystkie modele są – oczywiście, w granicach możliwości PSP – bardzo szczegółowe, animacje niezwykle płynne (i do tego jest ich naprawdę dużo). Za plusa należy poczytać również kolorowość świata, który – mimo swej barwności – nie przyprawia gracza o atak epilepsji. Innymi słowy – całość robi naprawdę estetyczne wrażenie.

Przy okazji grafiki i animacji warto też wspomnieć o powodującej zawrót głowy ilości przeciwników, którzy staną Crashowi na drodze. Nie mam pojęcia, ile rozmaitych postaci przygotowali twórcy, ale liczba oscyluje coś w okolicach 20, z czego każda z nich posiada własny zestaw ruchów. Ma to o tyle istotne znaczenie, że Crash jest w stanie przejąć kontrolę nad większymi przeciwnikami – oczywiście, po uprzednim obiciu im mor… twarzy. Korzystanie z umiejętności przejętych stworków jest niezbędne do ukończenia rozgrywki – wątły futrzak nie jest w stanie rozwalić wszystkiego własnoręcznie. Pomysł po prostu świetny!

Gra muzyka

Wielką zaletą Crash of the Titans jest ogólnopojęta oprawa audio. Po pierwsze – muzyka nie dość, że nie męczy, to jeszcze miło wpada w ucho i dobrze wkręca w radosny klimat gry. To samo tyczy się wszelkich odgłosów mor… twarzo-bicia, skoków, wybuchów, etc. Natomiast teksty, którymi rzucają podczas gry przeciwnicy lub – podczas przerywników filmowych – towarzysze, po prostu wymiatają! Naprawdę – kilka razy musiałem grę pauzować, żeby ogarnąć śmiech i dopiero wrócić do rozgrywki. Najbardziej mnie rozbawił narrator, zapowiadający tubalnym głosem tytuł kolejnego epizodu – „Life is a beach”. Żeby nie było wątpliwości, etap rzeczywiście rozgrywał się na plaży.

A Crash skacze i skacze…

Skakanie w grze jest dużo, ale – żeby nie było monotonnie – twórcy przewidzieli też sporo najróżniejszych walk z wieloma urozmaiceniami. Za przykład najlepiej podać elementy plansz, po których najwygodniej się porusza… jadąc na desce! Ten ostatni motyw daje naprawdę dużo przyjemności i satysfakcji – w szczególności, gdy akurat jedzie się po jakimś wymyślnym torze przeszkód.

Oczywiście, parę minusów też się znalazło, ale tak naprawdę nie za bardzo jest się czego na poważnie czepnąć. Jedyna rzecz, która mnie kilka razy naprawdę zirytowała, to dosyć trudne walki z niektórymi bossami, ale… to przecież obowiązkowy element każdej platformówki, więc chyba nie ma się co dziwić. Problem jednak w tym, że jeśli podczas walki z szefem straciło się wszystkie życia, to niestety było trzeba od początku rozpoczynać cały poziom, który często potrafił być dosyć długi.

Właśnie, czas gry! Tu Crash też prezentuje się nieźle, choć już może bez jakiejś rewelacji. Przejście całej gry – wraz z obskoczeniem wszystkich etapów bonusowych – zajmuje pi razy drzwi 5 do 6 godziny zabawy. Czyli bez rewelacji, ale jak się pomyśli, że niektóre gry starczają na jeszcze krócej, to w sumie nie jest to aż taki zły wynik. Jeśli ktoś zaś jest sumiennym graczem, to odblokowanie wszystkich sekretów i zebranie „znajdziek” zajmie mu jeszcze kilka dodatkowych godzin.

… i doskoczył!

Wychodzi na to, że nie mam się szczególnie do czego przyczepić. Crash of the Titans to po prostu gra dobrze dopracowana i zrównoważona. Nie jest to absolutnie żadne 10/10, ale za to na solidną ósemkę już zasługuje. Polecam ten tytuł wszystkim fanom skaczących futrzaków, platformówek i naprawdę niezłego humoru. Dla posiadaczy PSP jest to w sumie jeden z ciekawszych tytułów do wyboru.

2008-01-18. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x