Shrek 3 jaki był, prawie każdy chyba wie. Dla jednych odgrzewany… no, może nie kotlet. Do kotletów mniej czy bardziej świeżych przyrównuje się teraz lekko licząc połowę gier. Dajmy na to, że Shrek 3 był dla niektórych odgrzewaną kremówką – w końcu wszyscy lubią kremówki, nawet te mniej świeże, nie? Znalazła się też grupa zagorzałych fanów poczucia humoru Osła i spółki, która przyjęła trzecią część przygód ogra jak kremówkę z dobrodziejstwem inwentarza. Ponownie była to uczta głównie dla tych „doroślejszych” widzów, gdyż większość dowcipów mierzyła raczej powyżej kategorii 15+. Żeby jednak i dzieciaki miały ze Shrekiem trochę zabawy, studio developerskie 7 Studios przeniosło zielonego olbrzyma na ekrany telewizorów przy pomocy zacnej konsolki, jaką jest X360. Żeby nie było nieścisłości, oczywiście Activision pchnął kolejne ze swoich dzieci niemalże na wszystkie możliwe platformy. My się jednak zajmiemy tylko tą, która może zaciekawić posiadaczy sprzętu Microsoftu.
Ogry są jak cebula…
Na wstępie wypada pochwalić 7 Studios za bardzo sensowne posunięcie podczas projektowania scenariusza i całości rozgrywki – gra opowiada dokładnie o tych przygodach animowanych bohaterów, których nie mieliśmy okazji zobaczyć w kinie. I tak na przykład pomagamy Shrekowi odbić z rąk piratów okręt, którym później może popłynąć po Artura, czy też gonimy po szkole eRPeGowych nerdów (hehe), by zabrać im klucz do bramy, etc. Są też takie perełki, jak wspieranie Artura przy zaliczaniu egzaminu z OZ (Oblężenia Zamków*) czy HZoWzFnZR (Heroiczne Zadanie od Wróżki z Fontanny na Zaliczenie Roku*). Jedyna scena, która pokrywa się stricte z kinówką, to ostateczne starcie z Księciem z Bajki. Cała reszta stanowi bardzo sprawne uzupełnienie historii, więc jej odkrywanie potrafi zainteresować nawet osobę dawno po podstawówce czy gimnazjum.
Oczywiście, goście z DreamWorksa nie byliby sobą, gdyby nie wepchnęli tu i ówdzie bardziej „dorosłych” aluzji. Mnie osobiście najbardziej rozbroił sytuacja, gdy podczas zjeżdżania windą na samo dno podziemi gnomów, padł tekst z utworu Aerosmith… „Love in an Elevator”. Mają panowie finezję, oj mają – to trzeba im przyznać. Ogółem jednak rzecz ujmując, Shrek the Third jest zdecydowanie kierowany do młodszych odbiorców.
Jeszcze o tym nie wspomniałem nawet słowem, ale i tak pewnie każdy się tego od samego początku spodziewa – Shrek 3 jest typową platformówką z bardzo dużą ilością skakania i okładania bajkowej menażerii przy pomocy raczej niezbyt skomplikowanych combosów. Zasada rozgrywki – i chyba zarazem główne motto produkcji – jest bardzo prosta i przyznam, że chwyciła mnie za serce: „byle do przodu, byle bez frustracji”. Wierzcie mi, bądź nie, ale dobrze czasem popykać w tytuł, który nie powoduje absolutnie żadnej frustracji. Gra jest wręcz tragicznie prosta, ale w ten przyjemny sposób, który – zamiast załamania rąk – daje od groma radochy. Fajnie było sobie poskakać Kotem w Budach i szatkować piratów, równie przyjemnie biegało się Osłem i unikało nadlatujących beczek. Jeśli ktoś po ciężkim dniu w piekarni (frazes „ciężki dzień w pracy” już mi się przejadł, wybaczcie) chce się wyluzować, pół godziny ze Shrekiem będzie jak znalazł.
Na podsumowanie zawartości gry warto dodać, że dostaliśmy możliwość sterowania poczynaniami ok. dziesięciu postaci. W tej liczbie znajdują się takie must-have’y, jak… Śpiąca Królewna! Takie ciosy, jak Heroiczne Uśnięcie czy Lot na Sukni po prostu nie pozwalają się nudzić. O ile osoby starsze zapewne zakończą przygodę z grą po przejściu kampanii, o tyle dzieciaki znajdą jeszcze sporo dodatkowych urozmaiceń. Na przykład można pograć z siostrą czy bratem i spuścić jej (mu) łomot podczas turnieju Oblężenia. Na rozpracowanie czeka też cała seria mini gier, zaś stos dodatkowych postaci czy poziomów trudności nie może zostać nie odblokowany, prawda?
Śpiewać każdy może…
Głosy wszystkich wspomnianych postaci brzmią po prostu super – ale chyba nie ma się czemu dziwić, prawda? Niestety, tu może też pojawić dosyć istotna przeszkoda dla sporej grupy dzieci – teksty są po angielsku. Nie ma ich zbytu wielu i w samej grze niezbędne nie są, ale wiadomo – bez nich to raptem połowa przyjemności. Z drugiej strony, jest to dobra okazja, by angielskiego się trochę pouczyć i to w absolutnie bezstresowy sposób.
Tak optymistycznie nie można się już niestety wyrażać o grafice, która – wraz z animacją – jest najsłabszą częścią Shreka 3. Na next-gena to to na pewno nie wygląda… O ile same modele postaci – mimo niemiłego uczucia obcowania z plastikiem – ujdą w tłoku, o tyle otoczenie jest już po prostu ubogie i proste do przesady. Jeszcze gorsze jest to, że obiekty lubią przez siebie nagminnie przenikać. Pół biedy, gdy Kot przejdzie sobie przez skrzynię podczas walki. Gorzej, gdy Kot przeleci sobie przez kamienną półkę, na której miał wylądować po skoku nad przepaścią…
Jako już się rzekło, sprawa z animacją też różowo nie wygląda. Problem jest taki, że na jakikolwiek – choćby śladowy – motion capture budżetu albo chęci już nie starczyło, przez co wszystkie postacie po kolei poruszają się w sposób absolutnie drewniany, zaś każda animacja walki budzi poważne wątpliwości pod wszystkimi możliwymi względami. Szkoda, szkoda – wypada, by grafika w platformówce zasługiwała przynajmniej na miano estetycznej, a do tej ze Shreka raczej ciężko przypiąć taką etykietę.
Tylko nie idź w stronę światła!
Powiem tak, jeśli macie dzieci, to grze 7 Studios możecie dać spokojnie zielone światło. Wy będziecie mieli zabawę na przynajmniej kilka godzin, które trzeba poświęcić na przejście całej fabuły, a Wasze dzieci czeka sporo radochy, przy perfekcyjnym przechodzeniu wszystkich plansz, zbieraniu znajdziek i pykaniu w mini-gry. Poniższa ocena – szóstka – jest oceną dla Shreka 3 na tle gatunku. Dzieciaki mogą sobie spokojnie dostawić jeszcze jedno oczko.
* inwencja własna ;]
2008-05-28. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.