Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Prince of Persia Classic – Prawdziwa zabawa z czasem

P

Zacznijmy od czegoś banalnego. Najlepiej ze szczyptą podkładu historycznego. Prince of Persia to gra-legenda. Dzieło, które zainspirowało kolejne pokolenia developerów do tworzenia coraz bardziej wymyślnych produkcji o bezimiennym dziedzicu z Persji. Po latach ewolucji z dosyć prostej – choć rewolucyjnej – platformówki 2D pozostało niewiele. Twórcy z Ubisoftu – autorzy chyba najbardziej popularnej ze współczesnych serii o Księciu – sprawili, że nasz protagonista zyskał nie tylko trzeci wymiar, ale również czwarty, dzięki któremu nauczył się poruszać w czasie. Jak łatwo się domyślić, nie były to już oszczędne w wyrazie gry, lecz produkcje naprawdę epickie. I wtedy na arenę wszedł Gameloft mówiąc: „A my to zrobimy po staremu!”. Tak powstał Prince of Persia Classic przeznaczony na Xbox Live Arcade.

W wielkim skrócie – klasyczna wersja PoP-a to dokładnie ta sama gra, którą może niektórzy z Was pamiętają z roku ’89, tyle że podana w odświeżonej oprawie graficznej. W przeciwieństwie do wielu remake’ów, które pojawiają się na XBLA (vide Golden Axe chociażby), Prince został przygotowany specjalnie dla platformy Microsoftu i korzysta z jej możliwości, nie strasząc graczy pikselami. Tu trzeba poruszyć bardzo ważną kwestię – Gameloftowi udało się zachować w stu procentach charakter pierwowzoru, więc gwarantuję, że weteranom też zakręci się łezka w oku! Wszystko – przeciwnicy, ukryte przejścia i eliksiry – dalej jest na tym samym miejscu, co dwie dekady temu. Uważasz, że znałeś starego Prince’a na pamięć? To znaczy, że jego nowe wydanie będziesz w stanie przejść praktycznie po omacku!

Historyczny wstęp mamy poniekąd za sobą. Warto więc trochę bardziej przybliżyć grę tym, którzy urodzili się na długo po roku ’89 i z pierwszą wersją Księcia nie mięli nigdy styczności. PoP Classic jest platformówką z krwi i kości, utrzymaną w „prawie” konwencji 2D. Czemu „prawie”? Otóż, jak za starych lat, akcję gry obserwujemy z boku, a bohater może się poruszać tylko w jednej płaszczyźnie. Za to silnik graficzny wykorzystuje technologię 3D, dzięki czemu otrzymaliśmy pięknie animowane postacie i szczegółowe lokacje, zaś całokształt grafiki po prostu zachwyca.

Wracają do mechaniki. Zadaniem gracza jest przebycie kilkunastu plansz w celu uratowania księżniczki uwięzionej przez złego wezyra. Sprawę utrudnia fakt, że trafiamy do lochu zupełnie bezbronni, a na przyjście w sukurs naszej lubej mamy równo godzinę, po upływie której… sami rozumiecie, kaplica. Gdy się uporamy z pierwszym zadaniem – znalezieniem zaostrzonego kawałka żelastwa – PoP zmienia się z „czystej” platformówki w platformówkę ze sporą ilością walki. Już w pierwszej wersji pojedynki były czymś, co robiło wrażenie – pięknie animowane, z możliwością intensywnej wymiany ciosów… Ba, nawet z możliwością blokowania! Teraz to może brzmi ciut śmiesznie, ale kiedyś… Ech, dobrze, skończmy z tymi dygresjami. Grunt, że nad koncepcją systemu walki Gameloft spędził najwyraźniej trochę czasu, gdyż efekt końcowy jest więcej niż zadawalający. Walka nabrała niesamowitej dynamiki, została ubrana w masę różnorodnych animacji i – na dodatek – wymaga sporego skupienia i wyczucia. Mało który pojedynek da się wygrać, idąc „na pałę” i wciskając X tyle razy, na ile pozwala staw kciukowy. Grunt, to odpowiednie zgranie bloku z kontratakiem – i muszę przyznać, że jest to naprawdę trudny aspekt gry, wymagający sporo treningu. Za to gdy już dojdziemy do wprawy, pojedynki będą wyglądały naprawdę imponująco! Miłym dodatkiem w aspekcie wizualnym jest spowolnienie czasu w momencie zablokowania groźniejszych ciosów – na samą rozgrywkę nie ma ono wpływu, ale za to urozmaica walkę wizualnie. Nie spotkałem się jeszcze z dwuwymiarową platformówką, w której szermierka byłaby tak dobrze zrealizowana.

Osobną kwestią, która zasługuje na uwagę, są animacje ruchu Księcia. Gameloft postanowił zaczerpnąć to, co najlepsze z gier Ubisoftu, wliczając w to również wygląd protagonisty (zbliżony do tego z Duszy Wojownika). Dlatego też do dyspozycji otrzymaliśmy bardzo bogatą paletę ruchów, która jest nowością w stosunku do wersji sprzed dwóch dekad. Mamy tu takie akrobacje, jak skok z saltem w tył czy odbicie się od ściany i złapanie platformy, którą mamy za plecami. Co ciekawe, na ideę rozgrywki w żaden sposób to nie wpłynęło – ani jej nie ułatwiło, ani nie utrudniło. Po prostu urozmaiciło. Za dużą zaletę uważam również to, co doświadczony gracz jest w stanie w Prince of Persia zrobić. Jeśli mamy już dobrze opanowane możliwości Księcia, każdą z plansz możemy pokonać w naprawdę płynnym, pięknym stylu z masą odbić, wybić, salt i przewrotów.

Jako się już wcześniej rzekło, na ukończenie gry mamy tylko 60 minut. Jednak, żeby nie było trzeba powtarzać całej przygody po tym, jak przesypie się cały piasek w klepsydrze, programiści z Gameloftu wpadli na bardzo ciekawy pomysł. Otóż, możemy sobie powtórzyć dowolną z ukończonych już plansz, by poprawić na niej nas czas. Jeśli uda nam się poprawić wynik, zarobione w ten sposób minuty doliczą się do puli pozostałego na uratowanie księżniczki czasu. Rozwiązanie to jest genialne w swej prostocie, gdyż oszczędza graczom naprawdę sporo frustracji.

A co się tyczy zresztą samej frustracji – tej i tak w PoP-ie nie brakuje, gdyż gra jest po prostu trudna. Zanim opanuje się dobrze system walki, trzeba na ogół kilkanaście razy zginąć. Źle wyliczony skok na dwa metry przed checkpointem to też jedna z częstych przyczyn śmierci Księcia. Kto jednak grał w oryginalną wersję sprzed lat i – co więcej – ukończył ją, ten najprawdopodobniej jest teraz uosobieniem spokoju wewnętrznego i nic go już nie rusza (albo jechał na kodach, hehe). Na szczęście, gra jest tak dobra, że nawet częste niepowodzenia mają problem, by odciągnąć śmiałka sprzed telewizora.

Uwagi na temat oprawy wizualnej przewijały się przez praktycznie całą recenzję, ale uważam, że kilka kwestii trzeba jeszcze uściślić. Przede wszystkim – jak na mini-grę z XBLA – Prince of Persia Classic jest po prostu prześliczny, miodny, cudny i ogólnie graficznie ekstatyczny. Nie spodziewałem się ani tak dopracowanego designu, ani tak bogatego i płynnego zestawu akrobacji i animacji walki. Inni developerzy zdecydowanie powinni sobie postawić tę produkcję za przykład. Natomiast w kwestii audio nie za bardzo jest się o czym rozpisywać – dźwięki są, muzyka jest i… tyle. Nic, co by się wychylało ponad przeciętność i przykuwało w szczególny sposób uwagę gracza.

Podsumowanie tego tekstu może być tylko jedno – jeśli macie wolne 800 Microsoft Points, kupujcie Prince of Persia Classic w ciemno. Dostaniecie w zamian kilka godzin wybornej zabawy. Zaś jeśli jesteście starymi weteranami i – tak jak ja –przygody Księcia poznaliście już wiele lat temu, to zafundujecie sobie przy okazji miłą podróż wehikułem czasu.

2008-08-17. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x