Geometry Wars Retro Evolved – ten tytuł powinien być w słowniku podawany za przykład przy definicji gier w stylu „easy to learn, hard to master”. Bo cóż innego można powiedzieć o produkcji, której obsługa jest prosta jak konstrukcja cepa, zaś osiągnięcie jakiegokolwiek sensownego wyniku wydaje się z początku niemożliwe?
Tytuł – czy raczej „tytulik” – ze stajni Bizzare Creations ma dosyć ciekawą przeszłość. Początkowo był to tylko „umilacz” w Project Gotham Racing 2 z pierwszej konsoli Microsoftu. Bawiąc się w mechanika, można było czasem podejść do automatu i odprężyć się właśnie przy Geometry Wars. Zabawa ta jednak zyskała taką popularność, iż ostatecznie jej odświeżona wersja, Retro Evolved, trafiła na Live Arcade i… okupowała pierwsze miejsca sprzedaży przez długie miesiące. To chyba mówi samo za siebie, prawda?
Jaka jest idea gry? Bardzo prosta. Wcielamy się w rolę pilota małego statku kosmicznego i strzelamy do kolejnych fal pojawiających się wrogów. Starsi gracze mogą znać podobny styl zabawy z legendarnego tytułu Asteroids. Podobny lecz nie identyczny – główna różnica polega na tym, iż kierunki lotu i strzelania nie są ze sobą sprzężone. Lewym analogiem decydujemy o tym, gdzie chcemy zmierzać, zaś prawym wysyłamy pociski w dowolnie wybraną stronę – i koniec filozofii. Spytacie zapewne w takim razie, skąd w tytule owo „Geometry”? Otóż, naszymi adwersarzami są… rozmaite figury geometryczne. Co ważne, każdy kształt jest odrębnym typem wroga, z charakterystycznym sposobem poruszania lub ataku. Niektóre jednostki lecą na nas po linii prostej i nie martwią się ostrzałem, inne zaś kluczą, starając się uniknąć śmierci (swoją drogą, prostokąt, który boi się o własny żywot, to widok naprawdę rozbrajający). Co gorsze – dla naszego statku, rzecz jasna – część przeciwników też potrafi strzelać czy na przykład wciągać nas w swoje pole grawitacyjne. Wyzwań na gracza czek naprawdę multum.
Nie dość, że część wrażych jednostek jest trudna do ubicia, to na dodatek często atakuje nas kilkudziesięciu wrogów na raz. Panowie i panie z Bizzare Creations naprawdę nie chcą nam ułatwiać życia, przez co kilka pierwszych partii w Geometry Wars kończy się szybko i boleśnie dla naszego ego. Bo cóż innego może poczuć graczy, gdy najłatwiejszy achievement jest za 100.000 punktów, a on skończył z marnymi trzema tysiącami na liczniku? Żal? Trwogę? Cóż, na ogół determinację do podbicia tego pułapu. I tu właśnie drzemie potęga Retro Evolved – ta gra przyciąga do ekranu i robi wrażenie, jakby krzyczała do gracza „No co? Ty nie dasz rady? Ty?!”. Takie igranie z ambicją jest naprawdę czasożerne, ale uwierzcie mi – momentami ciężko się oderwać od pada.
Jedynym małym ułatwieniem i swoistym światełkiem w tunelu są bonusowe życia, które dostajemy raz na 75 tysięcy punktów. Dziwnym trafem szybciej się je jednak traci niż zdobywa. Dodatkowym bajerem są bomby, które – po odpaleniu – czyszczą cały ekran i często są ostatnią deską ratunku. Niestety, taka śmierć w pigułce trafia w nasze ręce tylko raz na każde kolejne 100.000 na liczniku.
Oprawa audio-wizualna Geometry Wars to kwintesencja oszczędności i prostoty. Na szczęście, jest to ten typ prostoty, za którą idzie cała masa stylu, dzięki czemu na Retro Evolved patrzy się bardzo przyjemnie. Fakt faktem, można momentami dostać oczopląsu, gdy przez ekran przewija się kilkudziesięciu przeciwników w kilku odmianach, ale nie przeszkadza to nawet przy dłuższych posiedzeniach.
Teoretycznie na plus można byłoby zapisać dwa tryby gry. Niestety, są one niemal identyczne i ten brak różnorodności jest tak naprawdę jedyną rzeczą, do której w Geometry Wars można się przyczepić – cała reszta po prostu lśni. Jeśli lubicie oldschoolowe, arcade’owe gry, to jest tytuł dla Was. Spędzicie przy nim długie godziny robiąc wszystko, by przebić się przez kolejne bariery punktów. I o to właśnie w takich tytułach chodzi!
2008-09-28. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.