Za oknem robi się zimno, sezon na sporty wymagające śniegu i modnego sprzętu zbliża się wielkimi krokami. Jeśli ktoś się jednak boi o swoje zdrowie, psychikę najbliższych i ogólnie nie chce sprawdzać, jak to jest wyskoczyć z helikoptera, zrobić podwójne salto i wylądować na stoku, ma możliwość podejścia do tematu w sposób wirtualny. Dzięki kooperacji Ubisoftu i Shauna White – czyt. Tony’ego Hawka wśród snowboardzistów – powstała gra o wiele mówiącym tytule… Shaun White’s Snowboarding. Cóż, nazwa chyba nie pozostawia żadnych wątpliwości.
With the lords of the boards
O ile fani desek z kółkami zawsze mieli sporo do roboty na Xboxie – czy to przy Skate czy też serii Tony Hawk’s TuWstawNazwę – o tyle zwolennicy parapetów bez zbędnych dodatków musieli się zadowolić… Cóż, niczym, gdyż wyboru im w ogóle nie dano. Sytuacja zmienia się dopiero teraz. I co najważniejsze – nie trzeba się tu wcale odwoływać do starego, ludowego przysłowia: „Na bezrybiu i rak ryba”, gdyż dziecko ze studia Ubisoft Montreal jest najzwyczajniej w świecie dobre.
Od samego początku dano nam dostęp do czterech gigantycznych stoków – w Park City, Japonii, Europie i na Alasce. Zjeżdżać po nich będziemy wykreowanym przez nas zawodnikiem, którego ubierzemy i wyposażymy za zdobytą na zawodach kasę. Oczywiście, cały model jazdy został przygotowany z przymrużeniem oka i odpowiednią dozą dystansu. Gdyby tak nie było, mojego protagonistę zabrałaby karetka (albo karawan) po pierwszej akrobacji. Przy każdym skoku możemy wykonywać obroty, salta, tzw. grab tricks, zaś przy lądowaniu nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić małego grinda po pobliskiej poręczy i zakończyć wszystko stylową jazdą w poślizgu. Frajdy przy tym sporo, a i jest na co patrzeć, gdyż graficznie wszystko zostało przygotowane naprawdę ślicznie.
Na wielką pochwalę zasługuje otwarta struktura stoków. Możemy zamówić sobie szybkie tournee helikopterem na sam szczyt i wykonać długi zjazd wypełniony powietrznymi ewolucjami. A że – jak już wspominałem we wstępie – owe obiekty kultu każdego snowboardzisty są po prostu gigantyczne, każdy taki zjazd potrafi trwać dobre 10 minut. Oczywiście, nie samym freeroamem człowiek żyje. Na kształt chociażby wyścigowego Test Drive Unlimited możemy po drodze przyłączyć się do jednych z wielu zawodów, w których do zgarnięcie jest kasa i dozgonna miłość fanek. Im więcej owej miłości i respektu ludzi śniegu zgarniemy, tym wyższa będzie nominalna wartość nagrody pieniężnej. A wszystko zależy oczywiście wyłącznie od naszych umiejętności. Trzeba tu koniecznie podkreślić jedną rzecz, a mianowicie – silne ukierunkowanie na grę w multi. Otóż, nie wszystkie turnieje możemy rozegrać samemu – do części potrzebni są konkurenci. Innymi słowy, jeśli chcemy wziąć udział we wszystkich zawodach, musimy mieć podłączenie do internetu. Dla wielu graczy może być to istotny minus i spora wada – ciężko im się dziwić, gdyż brak przeciwników komputerowych w niektórych konkursach jest trudny do uzasadnienia.
Ostatnim z urozmaiceń jazdy dowolnej są zadania zlecane przez samego Shauna White’a. Polegają one na ogół na zbieraniu trudnodostępnych przedmiotów, rozsianych po stokach całego świata. Gdy już się uporamy ze zleceniem, zostajemy nagrodzeni nową umiejętnością.
Pomysł na takie skonstruowanie gry uważam za genialny i żałuję, że Ubi nie udało się uniknąć jednego, podstawowego w takich sytuacjach, błędu. Mianowicie, gdy raz odwiedzimy jakiś turniej, nie dostajemy możliwości szybkiego powrotu do niego z ekranu mapy. Z tego też powodu, jeśli po jakimś czasie chcemy poprawić swój wynik, musimy za każdym razem do niego samodzielnie dojechać, co bywa irytujące na dłuższą metę (na szczęście jest opcja restartu od razu po zakończeniu nieudanego zjazdu). Na dodatek mapa ma wręcz ujemną funkcjonalność i nawet tak prosta czynność, jak wybranie odpowiedniego wyciągu, jest dosyć utrudniona. Niestety, kursor przeskakuje między kolejnymi eventami w sposób raczej losowy. Drugą, i na szczęście ostatnią, tego typu bolączką jest słabo rozwiązany system kupowania sprzętu. Nasze pierwsze deski są naprawdę słabe i zdobycie przy ich pomocy jakiegoś sensownego wyniku w zawodach jest albo bardzo trudne, albo frustrująco trudne. I jest nie do obejścia. Niestety, dobry sprzęt jest absurdalnie drogi, przez najpierw musimy przez długi czas ciułać gotowiznę, by później odczuć nagły skok jakościowy. I właśnie wtedy, gdy już dorobimy się prawdziwego pro-parapetu, gra przyśpiesza i nabiera rumieńców, a zabawa w sknerę odchodzi w niepamięć.
Something beautiful
Wizualna strona Snowboardingu to kawał bardzo solidnej i rzetelnej roboty. Powiem Wam, że ostatnio tak się zapatrzyłem na krajobrazy przy okazji testowania Pure i nie myślałem, że powtórka szybko mi się przytrafi. A tu taka miła niespodzianka. Może za najlepszą rekomendację niech posłuży fakt, że sam najchętniej bym się wybrał na taki stok. Złego słowa nie można powiedzieć o praktycznie żadnym aspekcie oprawy – animacje są dobre, modele szczegółowe i do tego podatne na edycję poprzez zakup różnych bajerów, kurtek, spodni itd. Spore wrażenie robi też śnieg, rozrzucany na wszystkie strony świata podczas ostrzejszych wiraży.
A dźwięki i muzyka? Ponownie – same pozytywy. Wielkiego plusa dostaje u mnie ekipa od doboru kawałków, składających się na soundtrack. Kawał solidnego, rockowego grania, który przywodzi mi na myśl wszystkie te noce przesiedziane nad kolejnymi odsłonami Tony’ego Hawka. Co prawda, może na listę płac nie trafiło aż tyle gwiazd wielkiego formatu, ale dostarczone nam kapele mniej znane świetnie dają sobie radę. Do tego potrzebny jest jeszcze tylko odgłos skrzypiącego śniegu – którego ci u nas dostatek – i już można szusować w dół stoku.
Na stok, na stok, na stok!
Jeśli tylko ktoś przebrnie przez początkową fazę braku należytego sprzętu i przyzwyczai się do mapy, czeka go wiele miło spędzonych przy konsoli godzin. Duża w tym zaleta dobrze skrojonego zestawu Achievementów, który wymaga przede wszystkim szukania odpowiednich miejscówek, w których a to można zrobić odpowiednio długą rozbiegówkę, a to wystarczająco wysoko skoczyć. Dzięki temu – co trochę zaskakujące – najprzyjemniejszą częścią gry są chwile spędzone na całkowicie swobodnej jeździe i testowaniu szalonych tricków. Turnieje złe nie są, ale na tle freeroamu wypadają trochę blado i do tego w wielu przypadkach wymagają Live’a.
Błędów nie ma wiele, ale niestety są dosyć istotne. Więc co z oceną? Cóż sprawa nie jest taka prosta i przez cały czas wahałem się między mocną siódemką a sporo słabszą ósemką. Jako jednak, że Ubi konkurencji w temacie snowboardu nie ma, a i tak nie zrobiło swojego najnowszego produktu na przysłowiowe „odwal się”, Shaun White w wersji wirtualnej dostaje ode mnie ostatecznie 8/10. Zasłużone.
2008-12-07. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.