Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Juiced 2 – Tak powinien wyglądać każdy drift!

J

Juiced 2 jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Spodziewałem się kolejnego oklepanego street racera, który nie będzie miał do zaoferowania nic ponad nowy zestaw alufelg. Taki lepszy bądź gorszy klon uliczno-dresiarskich odsłon Need for Speeda. Jak się okazało, moje przewidywania były bardziej niż krzywdzące dla ekipy Juice Games, gdyż ci odwalili kawał naprawdę solidnej roboty. Powiem wam szczerze, jeszcze nigdy mi się tak miło nie driftowało!

Tonight we drift

Jak już każdy zapewne zdążył wywnioskować z pierwszego akapitu, Hot Import Nights to typowo arcade’owa ścigałka, w której poza mocą silnika liczy się również połysk lakieru i lachonarium, czekające na szczęśliwca, który jako pierwszy przekroczy linię mety. Do wyboru dostaliśmy naprawdę dużą paletę różnych wyzwań, które składają się na kolejne ligi. Jeśli chcemy awansować na wyższy szczebel drabiny prowadzącej na szczyt, musimy za każdym razem wypełnić ok. 70% dostępnych zadań. A to wygrać drift, a to wyścig typu Last Man Standing czy też tryb pucharowy w zawodach „na wytrzymałość”. Do tego dochodzą jeszcze wariacje na temat wszystkich tych typów, czyli na przykład drift połączony z zawodami „kto pierwszy, ten lepszy”. Nie zabraknie też prób czasowych, jazdy bez muśnięcia band etc. Wachlarz jest po prostu imponujący, a do tego – naprawdę dopracowany. Żadne z wyzwań nie zostało potraktowane „na odczepnego”. Co ciekawe, twórcy wymyślili również takie swoiste mini-questy, które możemy wykonywać w trakcie większości wyścigów – do wyboru są takie rzeczy, jak wygranie wystarczająco dużego zakładu, postawienie na szali własnego wozu czy przestraszenie określonego kierowcy. Jak to mawiali starożytnie myśliciele – varietas delecat.

Swoją drogą, przypuszczam, że w lekką konsternację mogła was wprowadzić fraza „przestraszenie określonego kierowcy”. Otóż, tak – możemy w Juiced 2 przyprawiać przeciwników o zawał serca i wymaga to od nas jedynie wystarczająco długiego siedzenia im na ogonie. W końcu nikt nie lubi widzieć za sobą przylepionego do zderzaka Mustanga z silnikiem po byku. Pomysł całkiem ciekawy, zgrabnie zrealizowany i dobrze zaimplementowany – co więcej, również nowatorski. To się chwali.

Jednak nie samą różnorodnością Hot Import Nights zdobyło moje serce. Zrobiło to przede wszystkim za pośrednictwem rewelacyjnego modelu jazdy. Zręcznościowego do bólu, ma się rozumieć. Wielki nacisk został tu położony na aspekt driftu i muszę przyznać, że takiej przyjemności z ciągłego bycia w poślizgu nie dał mi jeszcze żaden tytuł! Wszystko jest proste, intuicyjne i daje taką masę nieskalanej niczym frajdy, ża aż ciężko to opisać. Jedyne, czego mi tu zabrakło, to jakiegoś solidnego efektu palonej gumy, który skutecznie urozmaiciłby oglądanie powtórek. Mam silne wrażenie, że ekipa z Black Box, która konsekwentnie psuje wszystkie kolejne odsłony Need 4 Speeda, mogłaby się sporo nauczyć od pań i panów z Juice Games.

Uporanie się z karierą – które samo w sobie i tak pochłania trudną do określenia ilość czasu – to nie wszystkie atrakcje przygotowane dla graczy. Katować silniki można również w multiplayerowym odpowiedniku kariery czy też na niezliczonych dodatkowych zadaniach, w których naszymi przeciwnikami są najlepsi kierowcy z driftowego światka czy też… sami programiści. Chyba nie trzeba przy tym wspominać, że klasyczne wyścigi z innymi żywymi amatorami motoryzacji też są dostępne, prawda?

Ostatnim wartym wspomnienia bajerem – dosłownie – jest „Driver DNA”. Owa zabawka ma jeden cel – ciekawą wizualizację osiągnięć. W zależności od tego, czy będziemy jeździć agresywnie, rozbijać się i często wyprzedzać, nasz łańcuch kwasu deoksyrybonukleinowego zapłonie żywym ogniem. Zaś gdy będziemy mieli nerwy ze stali, zaś Pierwsze Miejsce w Peletonie mogłoby stać się naszym własnym imieniem, DNA zajdzie szronem. Ciekawy i oryginalny pomysł, więc warto o nim wspomnieć. Jednak realnego wpływu na rozgrywkę się tutaj nie uświadczy.

That’s a funny thingie

Grafika błyszczy i lśni się wręcz zaskakująco. I to nie w znaczeniu wszechogarniającego plastiku. Nie, po prostu została naprawdę solidnie dopracowana i wyposażona w kilka ciekawych efektów. Dla przykładu, pozytywne wrażenie robią smugi powietrza, przekształcające się w zostawiany za pędzącą furą tunel aerodynamiczny. Nie da się w żaden sposób również przyczepić do wykonania modeli samochodów – jeśli czegoś im brakuje, to jedynie możliwości przerobienia na żyletki. Teoretycznie można zerwać elementy poszycia czy zgubić fartuchy ze zderzaków, ale kasacja nie wchodzi w rachubę. Biorąc jednak pod uwagę uliczny klimat gry, można to wybaczyć. W szczególności, że liczba licencjonowanych cudów motoryzacji wynagradza to z nawiązką. A że wszystko możemy sobie przerobić wizualnie podług naszych potrzeb, zabawy jest na wiele godzin.

Gorzej ma się za to sprawa z udźwiękowieniem. Silniki mruczą poprawnie i to niestety wszystko, co można o nich powiedzieć. Niezłe wrażenie ratują komentarze przeciwników, które rzucane są często i gęsto, nie powtarzając się – o dziwo – zbyt nagminnie. Za to gwoździem do audialnej trumny jest… muzyka. Wiem, że pewnie spora część kierowców-rajdowców spod mojego bloku lubi usłyszeć tani techno beat dochodzący z subwoofera w bagażniku, ale… Co rock, to rock i właśnie ostrych gitarowych brzmień mi w tym tytule zabrakło. Jeśli jednak lubicie muzykę składającą się z zapętlonego beknięcia, możecie dodać jedno oczko przy ocenie za dźwięk. Żeby twórcy chociaż się pokusi na jakiś naprawdę solidnie skomponowany soundtrack w elektronicznych klimatach…

Niestety, jeśli macie nadzieję na radosne poślizgi przy użyciu dedykowanej xboxowi kierownicy, to… zawiedziecie się. I to srogo. Juiced nawet nie próbuje udawać, że współpracuje z kółkiem, przez co gra przy użyciu tego kontrolera jest praktycznie niemożliwa. Wszelkie moje próby na ogół kończyły się na słupie czy innej przeszkodzie terenowej, gdyż samochód zachowywał się, jakby ktoś mu dawno przeglądu technicznego nie robił. Przyjemność z jazdy na padzie jest o wiele większa.

One of those beauties

Jak już mówiłem, Juiced 2 mnie zupełnie zaskoczyło. Tak naprawdę, ciężko się w tej grze w ogóle do czegoś przyczepić, gdyż z założenia miała być solidny street racerem i tym właśnie też jest. Pozostaje tylko pogratulować twórcom konsekwencji w dążeniu do celu, wystawić zasłużoną ósemkę i… wrócić do drittu, a jak!

2009-01-04. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x