Dziś w ramach „Zabaw z WordPressem” zajmę się dwiema bardzo prostymi kwestiami, które – akurat w przypadku tej platformy – mogą się poniekąd przenikać. Choć ich ustawienie jest banalnie proste, może przynieść niezłe korzyści w ramach tworzenia „świadomości marki”. Oczywiście, to może być – i zapewne jest – nazbyt rozdmuchane określenie w kontekście prostego bloga. Ale skoro można się czymś wyróżnić, to czemu nie? Przedstawiam gravatary oraz favicony.
Przyznaję, że z gravatarami zapoznałem się dopiero przy okazji własnych przygód z WordPressem. Jak można dojść po samej nazwie, jest to zapewne jakaś odmiana avatara, prawda? Ano, tak – prawda. Sprawa wygląda następująco. Zaglądamy na polską stronę Gravatar.com i w tymże serwisie zakładamy sobie konto. Jeśli ktoś z Was jest już użytkownikiem WordPress.com (nie mylić z WordPress.org), wystarczy, że zaloguje się, korzystając z tamtych danych. Następnym krokiem jest przypisanie wybranego dowolnie obrazka do… swojego adresu e-mail. Czarodziejski „myk” polega na tym, że jeśli zostawiacie gdzieś komentarz, na dowolnym wordpressowym blogu lub na paru innych platformach, musicie podać swojego e-maila w celu uwiarygodnienia zacnych intencji (choć oczywiście spamboty i tak sobie z tym świetnie radzą). Jeśli zaś użyjecie w tym celu adresu e-mail, do którego przypisaliście sobie wcześniej avatara, to Wasz obrazek zostanie wyświetlony przy treści komentarza.
Oczywiście, skórka (theme) danego bloga musi wspierać tę opcję, ale jest to dosyć popularne rozwiązanie. Jeśli zaś któryś lay-out nie posiada takiej opcji, to zawsze można poszukać odpowiedniej wtyczki (jak na przykład ta – Easy Gravatar).
Jakie płyną z tego zalety? Unikalność i lepsza rozpoznawalność, oczywiście. Zawsze łatwiej kojarzy się użytkownika, który poza swoim nickiem podpisuje się również charakterystycznym avatarem. Zaś dzięki Gravatar.com proces ten został maksymalnie uproszczony. Warto też dodać – na zakończenie tego wątku – iż do swojego konta na Gravatar.com można przypisać więcej niż jeden adres e-mail, co dla niektórych może być istotną informacją.
Przyszła pora na favicony. Czym są? Tu nazwa już nie przychodzi tak po prostu z pomocą, gdyż „ulubioną ikoną” można byłoby w zasadzie nazwać zapewne z kilka różnych części serwisu. W tym wypadku mowa jednak o ikonie o gabarytach 16×16 lub 32×32 piksele, która wyświetla się przed adresem Waszej strony lub na zakładce z jej tytułem. Tak samo jak gravatary, tak i favicony pozytywnie wpływają na rozpoznawalność Waszego bloga (w szczególności, jeśli ktoś ma większy talent graficzny od mojego…). A skoro można skorzystać, to czemu nie?
Ręczne definiowanie favicony mogłoby być procesem cokolwiek uporczywym dla technicznego laika (vide – niżej podpisany). I tu znów z odsieczą przychodzą wtyczki. Wystarczy pobrać tego oto plugina pod wiele mówiącą nazwą – Plugin Favicon – zainstalować i ustawić wybraną grafikę. Jako że strona autora jest średnio przejrzysta i znalezienie linka odpowiedzialnego za ściągnięcie wtyczki chwilę może zająć – klikając tutaj, od razu rozpocznie się Wam pobieranie danych. Przy okazji – podziękowania dla Kota za podzielenie się tą informacją.
Czemu we wstępie wspominałem, że te dwie kwestie się przenikają? Ponieważ dzięki wyżej wymienionemu pluginowi możecie ustawić na swoją faviconę własnego gravatara bez potrzeby żadnych dodatkowych zabiegów. Po prostu wystarczy zaznaczyć odpowiedniego checkboxa i wraz z każdą zmianą gravatara, aktualizacji ulegnie również favicona. Ot, i cała tajemnica.
Mam nadzieję, że ktoś będzie miał pożytek z tego artykułu. Kolejne odcinki „Zabaw z WordPressem” już są w planach. Tym czasem – życzę miłego grzebania przy Waszych blogach i ponownie zachęcam do dzielenia się własnymi odkryciami. :]
Czarna magia nic z tego nie kumam
Napisz dokładnie czego, to postaram się jakoś klarowniej wyłożyć. :]