Tak jest, Shyamalan znów to zrobił. Skoro już znacie odpowiedź, pozostaje już tylko postawienie właściwego pytania. Czy nakręcił kolejny „Szósty zmysł” albo „Niezniszczalnego”? A może jednak „1000 lat po Ziemi” albo jeszcze jedną „Osadę”? Cóż…
Niestety, odpowiedź, która padła w tytule tekstu, jest poprawna dla pytania numer dwa. Na shyamalanowskim froncie nic się nie zmieniło i, jeśli chodzi o mnie, każdy kolejny film jest coraz gorszy od poprzedniego. OK, może „Wizyta” nie jest takim potworkiem, jak „1000 lat po Ziemi”, które przebiło nawet najczarniejsze wizje widzów.
Najnowszy film Shyamalana wpisuje się konwencję znaną z „Blair Witch Project”. Brat z siostrą postanowili udokumentować swój wyjazd do dziadków, których dotąd nie mieli okazji poznać. Już pierwszej nocy okazało się, że z rodzinną starszyzną nie wszystko jest w porządku, a w domu na odludziu dzieją się przedziwne rzeczy. Dzieciaki, zanim zwieją, gdzie pieprz rośnie, chcą rzucić choć trochę światła na rodzinną tajemnicę.
Muszę przyznać, że wiele aspektów w „Wizycie” się zgadza. Sama intryga wzbudziła moje zainteresowanie, a finałowy zakrętas fabularny przypomniał mi najlepsze tricki Shyamalana sprzed lat. Nawet młodzi aktorzy bez większych problemów obronili swoje występy, co jest dla mnie wielką – i zaskakującą – zaletą. Niestety, pomysł na kręcenie wszystkiego z ręki w połączeniu z chyba całkowicie improwizowanym scenariuszem zamordowały jakiekolwiek napięcie, które mogłoby się w tym filmie pojawić. Nie potrafię stwierdzić, czy to po prostu pomysły na bohaterów były tak słabe i nietrafione, czy też po prostu ich w ogóle nie było, a wszystko było kręcone na gorąco.
Cały seans trwa półtorej godziny z czego pierwsze sześćdziesiąt minut ciągnie się niemiłosiernie, zaliczając tylko pojedyncze ciekawsze przebłyski. Na ostatnią tercję wszystko na chwilę przyśpiesza i daję nadzieję na mocniejszy finał, by… po kilku minutach wrócić do absolutnie nieciekawego sposobu prezentowania wszystkich zdarzeń, ponownie wybijając mnie z kinowego transu.
Na dobrą sprawę, „Wizyta” jest jednym z najgorszych filmów, jakie widziałem w tym roku w kinie. O pierwszeństwo walczą z nią tylko takie abominacje, jak „Annabelle”, co mówi chyba samo za siebie. Nie wiem, czy po licznych wpadkach nazwisko Shyamalana nadal ciągnie ludzi do kina, ale jeśli tak… postarajcie się oprzeć pokusie i na seans nie idźcie.
PS: Jestem uczulony na kręcenie „z ręki” – możliwe, że fani takiej konwencji znajdą w „Wizycie” walory, których ja się nie byłem w stanie dopatrzyć.
I znów się spotykamy, mój odwieczny wrogu…
Człowiek zawsze obejrzy, a później zawsze żałuje*. ;]
*Nie licząc 2-3 filmów.
Nie znasz się 😛 Dla mnie to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń ostatnich miesięcy – świetny film, warto rzucić okiem i samemu wyrobić sobie opinię. Produkcja specyficzna, owszem, ale jak już trafi w gust to konkretnie.
„Nie znasz się :P”
Argument ostateczny. 😛 Nic nie poradzę, już nie przechodzę przez filmy kręcone z ręki – mam nawet wrażenie, że wytworzył mi się rodzaj alergii na tę konwencję.