Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

StarCraft II i powieści uzupełniające – historia prawdziwa…?

S

Blizzard znany jest z tego, że większa część z jego gier ma nie tylko miodną i dopracowaną mechanikę, ale też jest okraszona fabułą, która daleko wybiega poza to, do czego są przyzwyczajeni w ramach danego gatunku. W szczególności, jeśli chodzi o RTS-y, w przypadku których scenariusze ekipy od Zamieci daleko wybijały się ponad przeciętność, a dla mnie osobiście były często wręcz fascynujące. Dlatego też z otwartymi ramionami przyjąłem powieści, których zadaniem było uzupełnienie podkładu fabularnego w mojej ulubionej serii Blizzarda, czyli w StarCrafcie II.

W przeciwieństwie do cyklu „Archive”, po trzech powieściach powiązanych bezpośrednio z SC2 widać, iż za ich powstaniem krył się jakiś konkretny pomysł. Nie są to ani fabularyzowane misje wyrwane prosto z kampanii, ani też historie, które ciężko z czymkolwiek powiązać. Dwie pierwsze z nich, czyli „Heaven’s Devils” oraz „Devil’s Due” zajmują się tematem znajomości Jima Raynora oraz Tychoosa Findleya i, jak łatwo się domyślić, poprzedzają wydarzenia z Wings of Liberty. Natomiast trzecia to „Punkt Krytyczny” – niestety, jedyna z tych książek, która została wydana w Polsce. Jej tematem przewodnim są wydarzenia, rozgrywające się między Skrzydłami Wolności a Sercem Roju. Innymi słowy, powieść ta idealnie nadawała się do podgrzania atmosfery przed niedawną premierą gry. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej każdej z pozycji osobno.

„Heaven’s Devils”, William C. Dietz

To jest właśnie ta powieść, dzięki której mamy szansę dowiedzieć się, jak poznali się Jim Raynor i Tychoos Findlay. Trzeba przyznać, iż nie była to z początku łatwa znajomość i… w sumie do końca taka pozostała. Mimo że dwaj mężczyźni wzajemnie myśleli o sobie, jak o najlepszych kompanach broni i prawdziwych przyjaciołach, liczne tajemnice i niedomówienia ze strony Findleya w końcu doprowadziły ich do niejednego problemu, a skończyły się wręcz tragicznie. O czym zresztą wszyscy fani Wings of Liberty doskonale wiedzą.

„Heaven’s Devils” zaczyna się naprawdę dobrze i ciekawie, sugerując, że może być zaskakująco złożoną powieścią grową, ucztą dla fanów StarCrafta. Niestety, z czasem okazuje się, że zamiast owej złożoności dostajemy głównie chaos i stos wydarzeń, który bardziej robi wrażenie zbioru opowiadań niż spójnej powieści. Mimo wszystko, z perspektywy fana lektura jest owocna – w końcu miałem okazję dowiedzieć się, gdzie Raynor nauczył się walczyć i co go ściągnęło na nie do końca najlepszą drogą. A przynajmniej – drogę po drugiej stronie prawa.

„Devil’s Due”, Christie Golden

Trzeba to od razu nadmienić – zmiana autora wyszła powieściom na dobre. O ile nie miałem konkretnych zarzutów pod adresem Williama C. Dietza, od razu było widać, że Christie Golden po prostu lepiej czuje uniwersum StarCrafta. Nic zresztą dziwnego, gdy zabierała się za „Devil’s Due” miała już na koncie całą trylogię „Dark Templar Saga” oraz masę powieści z uniwersum Star Trek i Star Wars. Po prostu właściwa osoba na właściwym miejscu.

Czytając tę powieść, nieraz miałem to miłe, fanowskie uczucie, że słyszałem głosy konkretnych postaci w swojej głowie, gdy czytałem ich kwestie – Christie Golden po prostu rewelacyjnie potrafiła oddawać ich styl. Niestety, ponownie miałem wrażenie, że czytam raczej zbiór opowiadań niż spójną powieść. Owszem, przez całość przewijały się pewne stałe wątki, ale nie dało się uciec od wrażenia ogólnego chaosu towarzyszącego przez całą lekturę.

Szczęśliwie, ponownie powieść pokrywała ciekawy fragment historii uniwersum, więc nie czułem się stracony. Raz, że pogłębiona została znajomość Raynora z Tychoosem i coraz łatwiej szło mi uwierzyć w ich przyjaźń, która – jakby nie patrzeć – była jednym z istotnych wątków Wings of Liberty. Ponadto, dowiedziałem się w końcu, jak to się stało, że Tychoos trafił do intergalaktycznego mamra, z którego został zwolniony na początku Skrzydeł Wolności w wiadomym celu.

…a i tak najważniejsze jest to, że w końcu wiem, skąd na Hyperionie wzięła się taka stylowa szafa grająca.

„Punkt krytyczny”, Christie Golden

Szczerze mówiąc, to jedna z bardziej satysfakcjonujących powieści growych, jakie czytałem. Christie Golden weszła tu na zdecydowanie najwyższe obroty, świetnie oddając charaktery Jima Raynora i Sary Kerrigan oraz pogłębiając łączącą ich relację. To jest coś, czego bardzo brakowało przed premierą Wings of Liberty – wytłumaczenia, czemu Raynor jest skłonny poruszyć niebo i ziemie w kilku układach słonecznych równocześnie, żeby zwrócić człowieczeństwo dawnej partnerce. Jasne, można było się domyślać, że w zamyśle twórców ich relacja była znacznie głębsza niż to, co było widać w czasie pierwszej z sześciu kampanii oryginalnego StarCrafta. Ale, jako się rzekło – to były tylko domysły. A teraz sprawa stała się jasna.

Gwoli ścisłości, „Punkt Krytyczny” jest rozbudowanym pomostem fabularnym, startującym zaraz po outro Skrzydeł Chwały i… kończącym się zaraz przed intro Serca Roju. Czyli kawał solidnej roboty. Przy okazji też, wyraźnie po tej powieści widać, o ile ciekawsza jest jedna, długa, spójna historia od quasi-zbioru opowiadań, jakimi były w pewnym stopniu dwie poprzednie książki. Chciałoby się powiedzieć, że wszystkie powieści oparte o uniwersum gier powinny tak wyglądać, ale…

Historia prawdziwa?

W przypadku „Punku Krytycznego” trafiłem na bardzo poważny problem, którego istnienie uświadomiłem sobie dopiero po ukończeniu kampanii w Heart of the Swarm. Paradoksalnie, najlepsza z powieści okazała się… największym zawodem.

Sęk w tym, że ktoś nie dopilnował sprawy. Nie będziemy teraz szukali winnego, gdyż jest to i trudne do ustalenia, i, tak naprawdę, nieważne z perspektywy fana, którego zaufanie zostało wystawione na próbę. W czym sęk? Otóż, jak się okazało, wydarzenia z „Punktu Krytycznego” zostały w bardzo wielu aspektach nie wzięte pod uwagę w scenariuszu samej gry. A sens takiej powieści mają tylko wtedy, gdy opisane przez nie wydarzenia faktycznie tłumaczą lub wzbogacają wydarzenia znane z gier, a nie – wprowadzają dodatkowe zamieszanie.

Raz, że część zdarzeń z powieści została podczas trwania kampanii gry kompletnie zanegowana. A dwa, że… z kolei druga część tych samych zdarzeń miała bardzo istotne znaczenie. Do tego stopnia, że po premierze Serca Roi, na forach Blizzarda pojawiło się bardzo wiele tematów z pytaniami, skąd się właściwie pewne rzeczy wzięły. Jak Mengsk wszedł w posiadanie pewnego ważnego przedmiotu? Czemu nagle jedna z postaci kompletnie epizodycznych ma tak duże znaczenie? I skąd właściwie Kerrigan znalazła się w placówce badawczej, w której się znalazła? Oczywiście, jeśli ktoś nie czytał książki, nie mógł tego wiedzieć, a gra niestety nie podsuwała żadnych odpowiedzi.

W tej sytuacji przegrywają wszyscy. Osoby, które poświęciły czas i pieniądze na przeczytanie książki, mogą czuć się oszukane. Zaś reszta graczy, która z powieścią nie miała styczności, musi albo zupełnie zignorować brak sensu wielu wydarzeń w kampanii, albo szukać pomocy na forum, albo po prostu poddać się uczuciu zagubienia i płynąć z prądem.

Przyznaję, że Blizzard jest firmą, której ufam i… tego zaufania nie chciałbym stracić. A takie sytuacje, jak ta opisana powyżej, jednak bardzo poważnie godzą w wiarygodność. Jeśli mam już padać ofiarą korporacyjnych skoków na kasę, chciałbym to jednak robić świadomie. A w tej sytuacji nie wiem, czy ktoś chciał ze mnie wyciągnąć dodatkowych parę dolców, czy może był to po prostu błąd w sztuce?

Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie trzy powieści warto, według mnie, przeczytać, jeśli jesteście fanami uniwersum StarCrafta. Przy czym miejcie na uwadze, że „Heaven’s Devils” i „Devil’s Due” faktycznie Wam coś naświetli i wytłumaczy. Zaś „Punkt Krytyczny”, choć rozwieje kilka istotnych wątpliwości, dołoży jeszcze całkiem pokaźne stado nowych…

2013-04-01. Tekst napisany na zlecenie portalu Save!Project.

Subscribe
Powiadom o
guest


0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x