Pierwszy „Sinister” był bardzo przyzwoicie wykonanym straszakiem. Dosyć kameralna historia kryminalno-paranormalna z udziałem Ethana Hawke’a przyjemnie trzymała w napięciu i pozwalała na kilka nagłych podskoków w fotelu. Film został na tyle ciepło przyjęty przez publikę i wystarczająco hojnie obsypany zielonymi prezydentami, by właściciele marki zdecydowali się na dokręcenie kontynuacji. Niestety, fabularna konstrukcja jedynki nie pozwała na powtórny udział Ethana Hawke’a, zaś na jego miejsce nie zatrudniono żadnego sensownego aktora… A jak się na ogół kończą takie sequele, wszyscy dobrze wiemy. Najlepszym przykładem niech będzie moja ponura przygoda z „Kobietą w czerni 2”.
I tu studio postanowiło mnie zaskoczyć. O ile faktycznie w „Sinister 2” brakuje jakiegokolwiek bardziej znamienitego aktora, o tyle twórcy postanowili zadbać o to, by ich film nie był pozbawiony rzemieślniczej staranności. Nowa odsłona „Złowieszczego” nie dorównuje jedynce, ale też nie odstaje od jego poziomu tak bardzo, jak to miało miejsce we wspomnianym wyżej przypadku.
Fabuła dalej podążą szlakiem upiora, nawiedzającego dzieci i przejmującego nad nimi z czasem kontrolę. Tym razem demon ma do wyboru jednego z dwóch chłopców, którzy wprowadzili się ze swoją matką do starej posesji, krzyczącej całą sobą, że jest nawiedzona od czasu postawienia fundamentów pod stodołę. Na szczęście dla nieświadomej jeszcze swego nieszczęścia niewiasty, na miejsce przybywa były strażnik Teksasu, którego widzowie mieli okazję poznać już w pierwszym filmie. Ów pan, dzięki znajomości z Ethanem Hawkiem, dowiedział się co nieco o mrocznym jestestwie, które porywa dzieci, i zdołał przewidzieć, że jego następny atak może nastąpić właśnie na tej farmie.
Niestety, właśnie postać poczciwego byłego gliny jest jedną z największych wad „Sinister 2”. Wcielający się w tę postać James Ransone, jak się okazało, ma z siebie problem wykrzesać cokolwiek ponad rolę epizodyczną i po prostu nie powinien grać pierwszych skrzypiec. Jego mierny występ jest ratowany przez całkowicie poprawne umiejętności sceniczne praktycznie wszystkich pozostałych aktorów.
W „Sinister 2” jest po trochu wszystkiego, co składa się na rzemieślniczo wykonany dreszczowiec – dobre efekty specjalne, kilka kreatywnych scen i odpowiednio mroczny pomysł wyjściowy. Film został nakręcony w myśl zasady, że jeśli coś się dobrze sprzedaje, to warto zostawić furtkę na więcej. Możliwe więc, że już za rok czy dwa do kin wejdzie trzecia odsłona „Złowieszczego”. Jeśli poziom zostanie utrzymany, mogę już się szykować na kolejny przyzwoity seans.