Niestety, relatywnie rzadko zdarza mi się oglądać wersje reżyserskie. Nawet częściej o nich czytam, niż osobiście widuję. Powodem jest głównie niska dostępność. Jak się dowiedziałem po zrecenzowaniu DVD „Sucker Punch”, istnieje reżyserka wersja tego filmu. Gdzie ją dostać? Nie wiem. Znajomy dał mi również cynk, że kochany przeze mnie obraz „Watchmen” również posiada wersję reżyserską, siłą rzeczy – jeszcze bardziej rozbudowaną. Gdzie ją dostać? Nie wiem. Oczywiście, mówimy o źródłach legalnych. To są filmy, które chciałbym mieć w możliwie pełnej (jakby istniały stopnie pełności) edycji na swoje półce.
Czemu o tym piszę we wstępie do recenzji DVD „Rytuału”? Ponieważ na owej płycie… znalazły się sceny wycięte z filmu. I, co się tyczy samego wydania, mam do napisania w ramach recenzji tylko jedno – Galapagos, proszę o więcej. Takie podejście sprawia, że jest sens kupować wersje płytowe. Ba, czasem lepiej zaopatrzyć się w DVD i obejrzeć ze znajomymi, niż iść do kina. Taniej wyjdzie, a i film dostaniemy de facto lepszy. Tak, „Rytuał” w z wyciętymi scenami jest lepszy. Ale zanim do tego przejdziemy, zachęcam do obejrzenia mojej videorecenzji wersji kinowej (albo do przeczytania tekstu – jak komu wygodniej). W następnym akapicie, po seansie, przejdziemy zaś do krótkiego omówienia rzeczy, które zostają odkryte w scenach usuniętych.
Obejrzeli? Dobrze, jesteście więc pewnie ciekawi, co się pojawiło we wspomnianych wyciętych scenach? Przede wszystkim, były to ujęcia bez holywoodzkich fajerwerków. Pogłębiały relację Michaela z ojcem, jak i rozbudowywały jego więź z egzorcystą-mentorem. Szczególnie ten drugi aspekt wydał mi się ważny i nie rozumiem, czemu został wycięty z filmu. To była krótka, bodaj dwuminutowa scena, która w moim odczuciu mogłaby solidnie wpłynąć na pierwotny odbiór filmu. Doszło do tego jeszcze kilka scen zagęszczających mroczną atmosferę – łącznie wszystkiego było 12 minut. I praktycznie wszystkie z tych ujęć chciałbym zobaczyć wcześniej w kinie, film z nimi byłby po prostu lepszy. Czyżby jakieś badania wskazywały, iż widzowie tego dodatkowego kwadransa po prostu nie wysiedzą? Dobrze, że nie słyszał o nich Peter Jackson, kręcąc „Władcę Pierścieni”.
Reasumując, „Rytuał” na DVD zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Myślałem, że tak jak w przypadku „Tożsamości” będę mógł co najwyżej napisać, że to całkowicie poprawne wydanie. A tu taka miła niespodzianka, wycięte sceny. Tak jak napisałem wcześniej – proszę o więcej tak przygotowanych wydań płytowych.
Za DVD z materiałem do recenzji dziękuję, rzecz jasna, dystrybutorowi filmu, firmie Galapagos.
Co do vrecki to jak zawsze klasa sama w sobie. Co do wyciętych scen zaś to powiem szczerze, że jest to nabijanie kinomaniaka w butelkę, jest to swego rodzaju DLC. Wiem, że film musi jak najwięcej zarobić, ale czemu to musi się czasami odbijać na jakości filmu.
Ja jeszcze rozumiem, kiedy wycina się jakieś sceny, które nie mają wielkiego wpływu na film, a film i tak trwa 2,5 godziny. Ale w takiej sytuacji, jak ta z „Rytuałem”, to już niestety nie jestem w stanie usprawiedliwić.
Oglądałem ostatnio właśnie ten film, muszę sprawdzić czy mam wersje reżyserską.
W między czasie: słyszałem, że krytycy pojechali Hopkinsa, że zagrał bardzo podobnie jak w Wilkołaku. No i coś w tym jest. To jego opętanie było chyba najsłabszym elementem tego filmu.
Tak, mogę się w pełni zgodzić – ale to nie tylko wina „takiego se” aktorstwa, ale również typowo amerykańskich chwytów w montażu i podkładzie dźwiękowym.
Co do Hopkina – czasem mam wrażenie, że niestety powoli idzie w tym kierunku, w którym z czasem udał się Pacino: granie jednej roli. Pacino z kolei grał w co drugim filmie (jeśli nie częściej) zmęczonego życiem gliniarza/detektywa-mentora. Na szczęście Hopkins ma jeszcze tak odświeżające role, jak ta w „Poznasz przystojnego bruneta” Allena. Mam nadzieję, że „Rytuał” i „Wilkołak” to nie będzie koniec jego kariery.
A na koniec dodam, że mimo powszechnej opinii o „Wilkołaku”, mi się ten film na swój sposób bardzo podobał. ;]
Wilkołak był całkiem niezły, ale podobnie jak tutaj, stracił przez efekciarstwo.
Zgadzam się też, że Hopkins świetnie poradził sobie u Allena. Zupełnie inna twarz.
Uważam również, że trafiłeś w sedno mówiąc, że ten film „nie chciał być horrorem, ale nikt nie dał mu wyboru”. Byłem bardzo rozczarowany kiedy opętania stały się bardzo dosłowne.
Jeszcze jedno! Miłym zaskoczeniem była (trochę niewykorzystana) postać księdza… jakoś na „T”… Teodora? Tyberiusza? Już nie pamiętam. Tego, który prowadził wykłady. Grał go Cezar z serialu „Rzym”, i każda scena z nim była bardzo przyjemnym doświadczeniem. Brakowało mi go przy rozwiązaniu akcji.