Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Reaper of Souls będzie niesamowity!

R

Strasznie dobrze się czuję z faktem, że… po pewnej przerwie znowu mogę pomyśleć o mojej ulubionej korporacji per „Stary, dobry Blizzard”. Trzeba uczciwie przyznać, że ostatnie lata nie były najłatwiejsze dla fana Zamieci. Kilka niezbyt dobrych ruchów sprawiło, że zamiast wszechogarniającej miłości graczy, internet zaczął być zalewany morzami żółci. Nie zawsze słusznej, często na wyrost, ale jednak. Był taki moment, że miało się wrażenie, iż czego nie zrobił Blizzard, była to absolutnie najgorsza decyzja na świecie – przynajmniej w odbiorze tej głośniejszej części świata zewnętrznego. Nie da się ukryć, że premiera Diablo III zostawiała bardzo wiele do życzenia. Może poza wynikami sprzedaży, które były powalająco dobre, co – z perspektywy graczy – wcale nie działało na korzyść Blizza, jak się zapewne domyślacie. Sama gra też odbiegała od wyobrażeń idealnego spadkobiercy schedy pod cudownym Diablo II: Lord of Destruction. A że każdy owe wyobrażenie miał zgoła inne, wrażenie tylko było potęgowane.
Ale! Minęły prawie dwa lata i… koledzy Jima Raynora i Arthasa znów pokazali, że nadal potrafią być właśnie „starym, dobrym Blizzardem”.

O co się rozchodzi? Pośrednio o dodatek do Diablo III, czyli Reaper of Souls, który już za trzy tygodnie ujrzy światło dzienne (a w przypadku graczy, którzy planują nocne maratony: już niedługo będzie się kąpał w świetle księżyca). Dlaczego gorący żar miłości do Blizzarda zapalił się i we mnie, i w wielu innych graczach, już teraz. Ponieważ znowu poczuliśmy, że komuś się chce spełniać nasze życzenia i zachcianki.

Mniej więcej tydzień temu, ciut niespodziewanie, udostępniona została aktualizacja 2.0.1, która miała przygotować Diablo III do premiery dodatku. Jasne, nie raz czytałem, że owa poprawka będzie udostępniała całą masę funkcji przygotowanych dla ekspansji, mimo że samej ekspansji nie będzie potrzebowała. Nie spodziewałem się jednak, jak duża część gry zostanie nam wręczona w prezencie przed czasem i za darmo. Ot, żebyśmy potestowali, poprówali, poznali, pobawili się. I, po prawdzie, przeprosili się z grą, którą wielu zdążyło porzucić przez liczne mankamenty. Z jednej strony był to prezent przeprosinowy dla graczy, a z drugiej – reklamowy strzał w dziesiątkę, który zdawał się mówić: poprawiliśmy prawie wszystko, co się tylko dało, a to przecież dopiero początek zabawy.

Co więc dostaliśmy? Zacznijmy od najważniejszego – sprzęt, który znajdujemy w trzewiach potworów, w końcu jest warto podnosić. Znacząco spadła liczba wypadających przedmiotów, dzięki czemu ekwipunek nie jest zawalony od góry do dołu po dwóch minutach. W zamian jednak kolosalnej poprawie uległa jakość znalezionych skarbów. Atrybuty mają wyższe wartości, ich kombinacje mają sens, zaś każda z podniesionych części ekwipunku łudzi gracza nadzieją, że będzie lepsza od tego, co aktualnie posiada. Ta zasada w szczególności dotyczy osób, które nie spędziły długich nocy na farmieniu złota w celu kupowania sprzętu w domu aukcyjnym. Dla przykładu, na mojej postaci z trybu hardcore wymieniłem prawie każdą część ekwipunku na to, co znalazłem. Wyprzedzając obawy – bynajmniej nie jest tak, że po paru godzinach mam najlepszy sprzęt w grze. Bynajmniej – do tego jeszcze bardzo długa droga. W końcu mam jednak realną szansę na samodzielne znalezienie ulepszenia, bez zaglądania do Auction House. Zresztą, to jest powód, dla którego w ogóle wróciłem do gry na HC – wcześniej, po skończeniu inferno, natychmiast z tym skończyłem, ponieważ wiedziałem, że sam i tak nie zdobędę nic ciekawego.

Przebudowane zostały wszystkie postaci, zaś buildy, które dominowały grę ze względu na nadużywanie kruczków w mechanice, zrównano poziomem do wszystkich innych dostępnych opcji. I to nie na tej zasadzie, że wszystko stało się tak samo słabe – nie, raczej wszystko stało się tak samo dobre i ciekawe, a to znacząca różnica. Aż ciężko mi uwierzyć, jak pozytywnym zmianom uległ czarownik, którym w końcu gra się z niesamowitą przyjemnością. Kombinacji umiejętności, które są i grywalne, i miłe dla oka, jest po prostu multum – wydaje mi się, że każdy może teraz znaleźć coś, co będzie odpowiadało jego stylowi gry. I wcale nie musi to być ani Archon, ani jakaś mutacja Critical Mass (tego ostatniego zresztą już w ogóle nie ma). Ba, powróciły nawet klasyczne umiejętności, takie jak Frozen Orb, zaś inne stały się po prostu przyjemne i grywalne.

Cudowną zmianą jest Paragon 2.0, czyli tak zwane poziomy mistrzowskie, które zdobywamy, po wbiciu maksymalnego, 60 levelu (w dodatku będzie to level 70). Ten dodatkowy typ doświadczenia jest wspólny dla wszystkich postaci z danego trybu gry (innymi słowy, mamy aktualnie jedną pulę Paragon Level dla trybu softcore, i jedną dla trybu hardcore). Jeśli, na przykład, wskoczę na wyższy poziom moją czarodziejką, to wszystkie bonusy tyczą się też moich pozostałych postaci. Co więcej, teraz każdy poziom mistrzowski daje jeden punkt do rozdysponowania, który możemy przypisać do jednej z 16 statystyk. Żeby zaś „wymaksować” wszystkie możliwości, musimy wbić łącznie 800 poziomów Paragonu. To nie jest jednak górny limit, gdyż takiego po prostu nie ma. Po osiągnięciu tej mitycznej bariery – czego jeszcze nikt nie zrobił, tak swoją drogą – dalej będziemy mogli zwiększać główną statystykę danej postaci (siłę, zręczność, inteligencję) lub witalność.

Do tego dochodzą też poprawione poziomy trudności, nowe zdarzenia losowe, które mogą nas spotkać na mapie, i… tuning praktycznie wszystkich innych elementów gry. Gdzie się człowiek nie obróci, tam widzi jakieś drobne smaczki i udogodnienia. A teraz, żeby jeszcze bardziej podgrzać atmosferę przed premierą, twórcy zwiększyli o połowę zdobywane doświadczenie. Aż do premiery dodatku. Miałem grzecznie poczekać i na razie nie grać w Diablo, ale widzę, że Blizzard skutecznie pokrzyżował moje plany.

Choć Diablo III od samego początku można było wiele zarzucić, zawsze jakoś tak kochałem tę grę. Za styl rozgrywki, klimat i możliwość zarówno zarywania przy niej nocek ze znajomymi, jak i krótkich, piętnastominutowych wizyt w Sanktuarium. Obstawiałem też, że sprawa z tym tytułem będzie się miała jak z poprzednikiem – czyli że dodatek wszystko zmieni, dając mi grę idealną. I to, co na razie pokazali mi twórcy, sugeruje, że miałem rację. A to przecież dopiero początek.

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Rick
10 lat temu

Ja też uważam, że ta nowa aktualizacja wprowadzająca do dodatku wyszła grze na dobre, choć nigdy nie byłem takim maniakiem żeby się czepiać wersji poprzedniej, gdyż nie wiedziałem za bardzo za co 😀
Ale teraz muszę szczerze przyznać, że jest lepiej:)
A tak na marginesie, to jak się przenieść na ten cały Hardcore? (sorry za głupie pytanie, ale nie chce mi się czytać tych wszystkich instrukcji, a nigdzie nie ma przycisku z napisem „idź na poziom hardcore” :D)

KoZa
Reply to  Rick
10 lat temu

Ja sam rozumiałem czego ludzie się od premiery czepiali w D3, ale… i tak kochałem tę grę. :] I nie zgadzałem się w większości z argumentami o tym, jak to D2 było bezbłędne – w szczególności w porównaniu do aktualnej wersji D3. Kocham Lord of Destruction, ale mam wrażenie, że ludzie wspominają ten tytuł przez różowe okulary – tam też legendarki nie leciały co chwilę, 9 na 10 z nich było kiepskich, a niebieskiego i żółtego sprzętu od pewnego momentu po prostu nie podnosiłem. I, co ciekawe, w tym momencie D3 już radzi sobie lepiej w tym zakresie od D2, jak na mój gust. I będzie tylko lepiej. :]
Co do trybu hardcore – jest on kompletnie oddzielny od softcore (czyli tego standardowego, w którym można sobie radośnie umierać). Ma oddzielny poziom paragon, jeszcze przez chwilę oddzielny dom aukcyjny (którego zaraz i tak nie będzie). Aha, i postaci SC nie mogą się wymieniać sprzętem z HC.
Żeby zacząć grać w tym trybie, musisz stworzyć nową postać i podczas tego procesu zaznaczyć, że chcesz, by była to postać HC. :]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

2
0
Would love your thoughts, please comment.x