O Ratatuj, najnowszym projekcie Disney’a i studia Pixar, słyszeli chyba wszyscy i to na dobrych kilka miesięcy przed premierą. Nic dziwnego, skoro byliśmy bombardowani z każdej strony plakatami, reklamami i, przede wszystkim, trailerami. Gdyby podsumować czas, który się łącznie spędziło na oglądaniu „zajawek” tegoż filmu, wyszłoby pewnie kalibrowo coś w okolicach długości Władcy Pierścieni (wersji reżyserskich, rzecz jasna). Czy po takim przesyceniu marketingiem można jeszcze z przyjemnością pójść na Ratatuj? A jakże!
Na wstępie zaznaczę, iż mogą spać spokojnie wszyscy ci widzowie, którzy zmęczyli się już wojną Disney’a z DreamWorks i obawiali się, że Ratatuj będzie wierną kopią Wpuszczonego w kanał. Poza samą ideą głównych bohaterów, filmy te są – na szczęcie – całkowicie odmienne. Fabuła wymyślona przez spadkobierców pana Walta jest nad wyraz przyjemna w odbiorze, a stylistyką może przywodzić na myśl zeszłoroczne Auta. Główny bohater – szczur Remy (Zbigniew Zamachowski) – ma dosyć rodzinnej diety i marzy, by ze śmieci przerzucić się na bardziej wyrafinowane dania. Jak wiadomo, szczur ma ciężko w branży gastronomicznej… Ale z drugiej strony, kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje, prawda? Nie zważając na ryzyko, Remy trafia do kuchni we francuskiej restauracji, gdzie zostaje… pomocnikiem kucharza incognito. Pomysł, trzeba to przyznać, naprawdę dobry.
Ratatuj – tak jak wspomniane wyżej Auta czy też inny film Brada Birda, Iniemamocni – celuje w bardzo szeroką publikę. Zarówno dzieci, jak i dorośli nie powinni być seansem zawiedzeni, o co postarali się zarówno scenarzyści, jak i polscy tłumacze. Całe szczęście, film jest raczej wolny od nawiązań do naszej aktualnej sytuacji politycznej, co ostatnimi czasy jest ewenementem.
Jako się rzekło, tłumaczenie jest mocną stroną polskiej wersji językowej. Drugim jej atutem jest – jak to zwykle w naszym pięknym kraju – bezbłędny dubbing. Cała czołówka – Zbigniew Zamachowski, Jerzy Kryszak, Marian Opania i inni – spisała się rewelacyjnie. Będąc przy ścieżce audio, warto wspomnieć o przyjemnej muzyce, umilającej seans. Wybór kompozytorów padł, oczywiście, na rytmy kojarzące się z muzyką francuską minionego wieku.
Niegdyś wypadałoby napisać jeszcze przynajmniej jeden obszerny akapit o technologii graficznej, użytej do wprawienia wszystkiego w ruch. Dożyliśmy już jednak takich czasów, iż rozwodzenie się nad techniką mija się z celem – wszystko jest wykonane bez najmniejszych zarzutów. Jak zwykle. Za to, według mnie, aplauz należy się grafikom za świetną konwencję i niezwykle przyjemny dla oka styl. To jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy nawet szczury wyglądają ładnie.
Ostatnie lata są dla fanów animacji naprawdę dobrym okresem. Co roku można się przejść na seans przynajmniej kilku sprawnie zrealizowanych produkcji. Ratatuj nie jest żadną rewolucją ani krokiem milowym w rozwoju „kreskówek”, jak to było w przypadku na przykład Shreka. Jest za to bardzo miłym sposobem na spędzenie wieczoru, a kilka tekstów zapada naprawdę głęboko w pamięci. W szczególności, gdy jest się recenzentem…
Phi, mnie się Ratatuj jakoś nie podobał ;p
Nioom, Ratatuj to zacna animacja, kawał naprawdę dobrego kina uniwersalnego… co nie zmienia faktu, że i tak dla mnie Piksar przez ostatni >rok dwukrotnie sam siebie przebił. Zarówno Wall-E, jak Odlot to dla mnie zupełnie nowa jakość w dziedzinie animacji 3D. Szczególnie ten drugi – Up ma w sobie znacznie więcej z klasycznej baśni, daje całkiem niezłe pole do interpretacji własnej.
@Boromi, o tak – Odlot i Wall-E wymykają się klasyfikacji. Ciężko mi stwierdzić, który bardziej. Obydwa są genialne na swój unikalny sposób. W Wall-E bardzo doceniłem fakt, iż przez bodaj całą pierwszą godzinę nie pada ani jedno normalne słowo, a człowiek nie mógł przestać patrzeć z zafascynowaniem w ekran. Czysty geniusz.
A ja mogę tą animację obejrzeć jeszcze wiele razy.;) Postać recenzenta rozkłada na łopatki.;)
Zauważyłem że chyba wszystkie filmy pixtara zapadają w pamięć. W Ratatuju prawie się czuło te potrawy. Wall E wycisnął ze mnie łzy. Up rozbawił. Przy tych bajkach czuje się jakbym znowu miał 8 lat. Brawa po prostu brawa dla twórców.
Dokładnie. Co ciekawe, nie ma się takiego uczucia zażenowania, związanego z tym, że ogląda się coś infantylnego. To po prostu widz znów czuje się niczym dziecko i bez problemu kupuje bajkę o gotującym szczurze. Gdyż ta bajka jest po prostu genialna. :]