Koniec grudnia to taki szczególny czas, kiedy wiele osób robi sobie rachunek sumienia, czy to sportowy, czy też kulinarny. A czasem kulturalny – czy przeczytałem tyle książek, ile chciałem? Czy obejrzałem tyle filmów, ile chciałem? Robią to również, oczywiście, blogerzy. Czy miałem tyle klików, ile sobie zamierzyłem? Czy pisałem tak często, jak to sobie postanowiłem pod koniec 2009?
Sam raczej nie miewam noworocznych postanowień, zaś po pierwszym roku prowadzeniu bloga nie za bardzo mam co podliczać. W szczególności, że początkowo nie był to blog, a jedynie archiwum tekstów publikowanych w różnych zakątkach Internetu. Ponadto, po drodze miałem zmianę adresu, reset Google Analytics i zwiechę Count Per Day, które przestało naliczać wejścia. Tym bardziej skonstruowanie jakiegoś sensownego zestawienia jest trudne.
Ale pomyślałem, że koniec grudnia to właściwy moment, żeby przygotować się do takich zestawień na… rok przyszły. Udało mi się dziś doprowadzić Count Per Day do porządku i wygląda na to, że już zlicza wszystko poprawnie. Zresetowałem też cały licznik, więc w nowy rok będę wchodził z czystym kontem. Ciekaw jestem, ile osób uda mi się zachęcić do regularnego czytania moich tekstów. :]
Przy okazji mogę się pochwalić, że udało mi się sprostać podjętemu wyzwaniu – przeczytałem w tym roku 52 książki, co dało mi wynik jednej powieści czy zbioru opowiadań tygodniowo. No, czasem też trafiali się przedstawiciele literatury fachowej.
Na kolejny rok zdecydowałem wyjątkowo postawić przed sobą pewne konkretne cele. Nie będą to takie typowe postanowienia, a raczej kolejne wyzwania:
1. 52 książki, raz jeszcze. W nadchodzącym roku mam nadzieję ponownie przeczytać przynajmniej jedną książkę tygodniowo. A najchętniej – jeszcze więcej.
2. Słownie: dwa tysiące filmów. Rok 2010 kończę z licznikiem na poziomie 1699 obejrzanych filmów (wg danych w moim profilu na filmwebie). W ciągu najbliższych dwunastu miesięcy chciałbym przebić się przez magiczną barierę 2.000. Możliwe, że przez najbliższych kilka godzin liczba aktualnie obejrzanych ruchomych obrazków ulegnie zmianie, wtedy na pewno zrobię aktualizację. :]
3. Dalej pisać. Po prostu, żadnych konkretnych liczb.
4. Mam też przed sobą kilka wyzwań sportowych, ale o tym może wspomnę jeszcze kiedyś, w przyszłości. Gdy będę już pewny, na które z nich chcę się zdecydowac. :]
To tyle, jeśli chodzi o moje podsumowanie roku 2010, które de facto podsumowaniem nie jest. Raczej podkładem pod bliźniaczy tekst na koniec anno domini 2011. Ale o tym, jak się zapewne domyślacie, dopiero za rok.
A Wy? Stawiacie przed sobą jakieś kulturalne wyzwania w tym roku? :]
Tymczasem życzę Wam udanej zabawy sylwestrowej (niezależnie od tego, kto jak pojmuje ten termin) i wytrwałości, jeśli również podjęliście się jakichś wyzwań! Do przeczytania w Nowym Roku! :]
Primo, gratuluję pierwszego roku działalności blogowej. 🙂 I to działalności regularnej, co jest odrębnym osiągnięciem samym w sobie, przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Secundo, rzecz jasna trzymam kciuki za wyzwania i plany na rok kolejny. Osobiście nie wyobrażam sobie obejrzenia trzystu filmów w rok, przecież to w zaokrągleniu sześć filmów na tydzień! No, ale w sumie co to jest 300 w porównaniu do tych, które już masz obejrzane. ^^
Jeśli o mnie chodzi, to 'kulturalnie’ przespałam pierwszą połowę tego roku. Ocknęłam się pod koniec czerwca, mając przeczytane 4 książki. Okropność! Zbiegło się to z utworzeniem konta na LC i dopiero stamtąd dowiedziałam się, że jest coś takiego, jak akcja ’52 książki’. Czemu więc nie spróbować! A że wychodziło na to, że mam pół roku na przeczytanie brakujących 48 pozycji? Dam radę! 😀 No i dałam, z nawiązką nawet, obecnie jest 54, a liczę na to, że do końca jutrzejszego dnia będzie 55. W przyszłym roku celuję więc w okrągłą setkę, muszę przynajmniej spróbować! I to chyba jedyne postanowienie. Tak, to będzie zaczytany rok. ^^
Spójrz na to z innej strony – Ty uważasz 300 filmów za abstrakcje, ale ja mam podobnie z Twoim planem przeczytani 100 książek. :] To tylko kwestia punktu siedzenia. ;]
Co się tyczy samych tych 300 filmów w rok – kiedyś obejrzałem 400 w 10 miesięcy. Wiem, że takiego wyczynu nie chcę już powtarzać, ale trzy setki do końca grudnia powinno się udać bez tracenia choćby odrobiny przyjemności z seansu. :]
Dla mnie równie nierealnie brzmi trzysta filmów, co sto książek. Na początek spróbuję z tymi 52. Jak się uda, to będę myślał o następnych – powiedzmy – rekordach.
Z innych, ciekawych. Nie wiedziałem, że Tobie też siadł Counter! To była albo zbiorowa klątwa, albo jakaś globalna awaria spowodowana aktualizacją. Bo mi licznik padł na trzech stronach napędzanych WordPressem w podobnym czasie. Trzech! To było jakoś tak na przełomie września – października, zresztą, mógłbym sprawdzić, bo nadal widać biały obszar na wykresach.
Co do innych planów – heh, parę mam. Z tych, którymi mogę się polansić w necie: wspomniane książki, dalsze pisanie, z akcentem na próbę walnięcia paru tekstów na Insi (…może się jakoś uda xP) i epicka rzeźba na siłce, dzięki której – wreszcie xP^2 – będę miał klatę jak kolesie z Twilighta.
Właściwie to muszę cofnąć to 'niewyobrażanie sobie’. Przeliczyłam sobie bowiem czas trwania oglądanych przeze mnie odcinków seriali na filmy, no i wyszło na to, że przez ostatnie kilka lat mogłam w tym samym czasie obejrzeć jakieś 400 filmów więcej. No, ale raczej się nie przestawię, tak sobie tylko chciałam to zwizualizować. 😀
Ing, znów Cię ciągnie na Insi? 😀 A o czym planujesz pisać?
No i zmiażdżyła mnie ta „epicka” rzeźba. ^^ Rzecz jasna, powodzenia!
„Z tych, którymi mogę się polansić w necie (…) epicka rzeźba na siłce”
Muszę o to spytać… w którym z „serwisów” będzie dostępny Twój lans klatą? xP
„Z innych, ciekawych. Nie wiedziałem, że Tobie też siadł Counter!”
Damn, czyli to nie tylko u mnie. Ja myślałem, że coś jest nie tak z moją instalką WP, ponieważ wtedy jeszcze było NBG i na tymże counter się nie wyrąbał. Co prawda po tym, jak u mnie przestał działać, to na NBG przestałem aktualizować na wszelki wypadek. Teraz zaś zainstalowałem znów Counter i jest OK, bez żadnych ingerencji dalszych.
„Przeliczyłam sobie bowiem czas trwania oglądanych przeze mnie odcinków seriali na filmy, no i wyszło na to, że przez ostatnie kilka lat mogłam w tym samym czasie obejrzeć jakieś 400 filmów więcej.”
Jak ja bym sobie tak przeliczył obejrzane anime… x]
W komplentacji dziel kultury chyba nie chodzi o by pobijać jakies głupie ilosciowe rekordy. Ciekawe ile z tych obejrzanych filmow pamietasz na tyle, by powiedziec czego Cie wartosciowego nauczyly? Chyba, ze traktujesz kino tylko i wylacznie jako czystą, bezmózgowa rozrywkę (chociaz na podstawie Twojego bloga wnioskuje, ze tak nie jest).
Ja wole ogladac mniej filmow, za to w 100% skupieniu i uwadze. Moglabym czytac wiecej ksiązek, imponuje mi Twoja liczba umieszczanych tu recenzji.
Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga:)
„W komplentacji dziel kultury chyba nie chodzi o by pobijać jakies głupie ilosciowe rekordy”
Zależy, jak podchodzisz do liczb – jeśli dla kogoś to faktycznie rekordy i leci tylko na ilość, to raczej wiele z tego nie wyciągnie. Choć trzeba też sobie zadać pytanie – co będzie gorsze? Czy to, że ktoś taki faktycznie będzie oglądał filmy, żeby pobić „głupi rekord”, czy może to, że filmów nie będzie oglądał, bo to tylko „głupi rekord”? Wydaje mi się, że mimo wszystko wyciągnie więcej z oglądania filmów, niezależnie od motywacji.
Dla mnie te liczby to właśnie motywacja. Zamiast siedzieć w necie, nie robiąc nic konstruktywnego, odpalam film i odhaczam sobie kolejną pozycję na mojej liście „do poznania”. :]
„Ciekawe ile z tych obejrzanych filmow pamietasz na tyle, by powiedziec czego Cie wartosciowego nauczyly?”
Z tych 1.700 myślę, że jakieś 1.500. :] Akurat na swoją pamięć nie narzekam – niezależnie od wartościowości danego filmu, potrafię powiedzieć, o czym był. Rzadko łapię się na tym, że w ogóle nie mam pojęcia, o czym była wybrana produkcja. A w przypadku obrazów najlepszych ten problem już w ogóle nie występuje. W szczególności, że ten licznik – aktualnie 1.700 – obrazuje tylko unikalne filmy, które obejrzałem. A nie to, ile razy je obejrzałem. Jest bardzo wiele filmów, które widziałem po kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt razy (Forrest Gump, American Beauty, Gattaca, Love Actually, Blues Brothers czy pierwszy Matrix). :]
„Chyba, ze traktujesz kino tylko i wylacznie jako czystą, bezmózgowa rozrywkę (chociaz na podstawie Twojego bloga wnioskuje, ze tak nie jest).”
Cieszę się, że na podstawie bloga można wysnuć takie wnioski. ;] Choć akurat przyznaję się bez bicia – bardzo często traktuję kino jako czystą, bezmózgową rozrywkę. Nie wyobrażam sobie oglądania „Sióstr Magdalenek” po powrocie z piątkowych zajęć. Ale bujający się na wrażych jelitach „Maczeta” już jak najbardziej mi podchodzi w takim momencie. :] Nie chciałbym tworzyć sztucznego wrażenia, że fascynuję się tak zwanym „ambitnym kinem” (nawet nie wiem, co tak naprawdę znaczy ten termin – definicji jest wiele, każda inna). Raczej staram się zobaczyć w każdym filmie jego pozytywne strony. Czy to w dramacie Bertolucciego, czy w kolejnej komedii z Simonem Peggiem. :]
„Ja wole ogladac mniej filmow, za to w 100% skupieniu i uwadze.”
Tak jest zdecydowanie lepiej. :] Choć testowałem też kiedyś oglądanie filmów podczas odrabiania lekcji (kiedy jeszcze miałem lekcje do odrabiania). Przy odpowiednim doborze filmów zabawa jest przednia (polecam spróbować z „Decoys” – rzecz o intergalaktycznych cheerliderkach, po prostu niszczy; takie 1/10 i <3).
"Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga:)"
Dzięki, przyda się. :]