W temacie konkursowym było ostatnio trochę cicho. Zresztą, ogólnie było na blogu ostatnio trochę cicho, ale mam nadzieję w końcu coś z tym problemem zrobić. Zacznijmy jednak od konkursu, tak na „rozkrętkę”. Tym razem do zgarnięcia są dwa egzemplarze powieści „Operacja Argo”, dokładnie tej samej powieści, która stanowiła podstawę do nakręcenia filmu pod tym samym tytułem. Jeśli ktoś jest zainteresowany obejrzeniem najpierw recenzji najnowszej produkcji Bena Afflecka, zachęcam do zajrzenia pod ten adres. Zaś Ci, którzy już wiedzą, że chcą stać się posiadaczami tej powieści, zapraszam do odwiedzenia rozwinięcia niniejszego wpisu.
Sposoby na zapoznanie się z zadaniem konkursowym są dwa. Możecie albo obejrzeć poniższy materiał:
…albo przeczytać ten akapit, który już w tej chwili czytacie. Postanowiłem, że wyzwanie musi korespondować i z filmem, i książką. Dlatego też chętni do zgarnięcia nagród mają za zadanie wymyślić, jaki film agent Tony Mendez mógłby nagrać w Iranie, jako przykrywkę dla planu ewakuowania swoich rodaków. Dla przypomnienia: w „Operacji Argo” miała to być produkcja S-F rozgrywająca się w irańskich plenerach. Myślicie, że ukujecie lepszy plan od agentów CIA?
Regulamin:
- Odpowiedzi w formie pisemnej proszę publikować w komentarzach do tego wpisu (dodatkowe materiały graficzne wrzucajcie proszę w formie linków wzbogacających tekst – same materiały graficzne są opcjonalne).
- Odpowiedzi można publikować do 21. grudnia, do godziny 23:59.
- W czasie trwania tzw. przerwy świątecznej wyłonię dwóch zwycięzców, z których każdy otrzyma po jednym egzemplarzu powieści „Operacja Argo”.
- Nagrody w konkursie ufundowały firmy: Warner. Bros oraz Prószyński i S-ka.
- Nagrody wyślę po 1. stycznia, postaram się, żeby do 14. stycznia obydwie paczki były w drodze.
- Zastrzegam sobie prawo do zmiany regulaminu, gdyby okazało się, że o czymś zapomniałem.
Zdaje się, że to tyle. Powodzenia!
Materiał jest bardzo zręcznie zmontowany, Ciebie słucha się jak zawsze przyjemnie. Jeśli chodzi o scenerię, nie wiem jak powinno wyglądać półamatorskie, blogowe nagranie. Ja lubię gdy całość jest spójna i mam w związku z tym dwie propozycje:
1. Materiał rejestrowany jest w pomieszczeniu, najlepiej w ujęciu portretowym na autora, z całym bałaganem, kredensami i jego majątkiem (może być ujęcie „zza drugiej strony monitora”, czyli bardzo popularny, bo webcamowy kadr). Takie podejście likwiduje efekt piustki i sztuczności, o który łatwo w przypadku z podrzuconą kanapą na tle niczego.
2. Jesteś Ty i tylko Ty, centralnie, z jak najmniejszą przestrzenią za Tobą. Wtedy za Tobą może znajdować się pusta ściana, zbyt wiele widać jej nie będzie. Okładki, plakaty czy inne obrazy mógłbyś wrzucać wtedy centralnie na siebie, rozmywając na ten czas wideo zanimi. To bardzo popularny zabieg przy tworzeniu gier, jest zbliżony do zmiany punktu skupienia w obiektywie, dlatego też dla widza całkiem naturalny.
W sytuacji idealnej – jesteś Ty, Twoja kanapa, a za Tobą czerwone, postapokaliptyczne pustkowia, wrzucone z pomocą blueboxa. Wyszłoby charakterystycznie, trochę szalenie i stylowo. Czyli dla mnie perfekcyjnie 🙂
Sorry za ewentualne literówki. Ekran dotykowy
hmm dość naturalnie powiedziałeś „link będzie gdzieś tu po prawej” no tak ale to ja oglądam i ja patrzę na filmik, więc mów po lewej – mojej widza lewej 🙂
no i już sam link – chyba nie działa 🙁
A skoro na fejsie przypomniałeś o konkursie to pójdę na żywioł i napiszę jaki mi przyszedł pomysł, ale ostrzegam, jeśli szukasz śmiechu nie znajdziesz go, więc przyślij książkę w ramach litości mi 😉
Najoczywistszą opcją jest, ze film na temat działań terrorystów, którzy przyczaili się gdzieś w Iranie, a „dobrzy” amerykanie chcą ich unieszkodliwić i przy okazji dumnie się z tym obnosić, a Barack i jego ropa zostaną owiani wieczną chwałą.
Ale mój pomysł jest inny, bo bardziej „nieoryginalny” A mianowicie chodzi o scenariusz do horroru, który będzie się rozgrywał w Iranie, a głównym złym będzie nie chce spojlerować, ale ktoś naprawdę zły.
Fabuła jak to fabuła prosta i banalna będzie, ale napiszę tylko jej zarys, bo nie chcę by ktoś mi podpierdzielił pomysł na film i przez to w przyszłości nie zostanę milionerem.
A więc grupa ludziów tajnych agentów ma zamiar zlikwidować fabryki uranu w Iranie i przy okazji dopaść jakiegoś tam terrorystę, który postanowił się tam ukryć, gdyż uznał, że tam będzie najbezpieczniej.
No i grupka agentów wyrusza z uwaga ameryki(Co za zaskoczenie nie) i, gdy znajdują się już na miejscu odkrywają, że w pewnym obozie dokonuje się aktów kanibalistycznych oraz seansy spirytusowych znaczy spirytystycznych w celu przyzwania dawnego Boga, który ma pomóc Irańczykom zniszczyć ich głównego przeciwniki. Niestety seans wymyka się spod kontroli i przyzywający zostają zabici,a Bóg czy inne kurestwo zaczyna krwawą jatkę wśród ludzi.
Mam nadzieję, ze taki zarys fabularny wystarczy, bo jak napisałem nie chcę odkrywać wszystkich kart.
Był kiedyś taki film, Jaja w tropikach. Byłby dobra opcją rezerwową. Robimy film wojenny, który w załozeniu ma być satyrą, nieufnych Irańczykach uspokajamy, że film ma nawet osmieszać amerykańską armię, a gdy uspokojeni odpuszczają, CIA powoli buduje projekt odbicia własnych ludzi. Gdy wszystko będzie gotowe, nie będzie najmniejszym problemem szturm, wszak cały sprzęt i ludzie będą na już na miejscu. Ot, taki pomysł.
Mój pomysł jest tak nieskomplikowany, że można by rzec, iż jest to
banał. Wysłałbym Tony`ego Mendeza jako orędownika wymiany kulturalnej
lub przedstawiciela miłośników przyrody. Z pełnym zachwytu uwielbieniem
dla zabytków i środowiska naturalnego Iranu przygotowywałby grunt pod
produkcję filmową o charakterze edukacyjnym, krajoznawczym. Coś w stylu
„National Geographic” czy tym podobnych tematycznie. Ekipa filmowców
przygotowująca film o takim założeniu nie budzi przesadnej czujności i
większego zdziwienia w swoich działaniach. Za plus poczytuję też
skromniejszą liczebnie i w wyposażeniu ekipę, która może uchodzić za
mniej kłopotliwą od gwiazdorskich konwojów i zamieszania jakie może
wydawać się ważnym atutem.
Ja mam rewelacyjny pomysł, co do którego jestem pewna – musiał być rozważany przez CIA! Co więcej, podejrzewam w głębi duszy, że projekt filmu S-F został wybrany tylko ze względu na ogromny urok osobisty Bena Afflecka (no ok, Tony’ego Mendeza) 🙂
Rok 1979 to złoty czas Bollywoodu. Na pewno wiecie, co mam na myśli – piękne sari, trzygodzinne rodzinne dramaty/ spory kochanków/ wojny gangów/ cokolwiek, przystojni faceci i przepiękne dziewczyny. I, co lepsze, chusty skrywające twarz, duża obsługa, tony egzotycznego makijażu, pod którym nikt nie pozna amerykańskiej urody oraz egzotyczne krajobrazy – przecież każdy przyzwoity bolly bohater w swoich śpiewanych marzeniach przenosi się gdzieś na skraj świata, pod piramidy, do Szwajcarii albo do.. Iranu! Idealnie!!! To byłby naprawdę genialny plan! 🙂
Pozdrawiam świątecznie,
marta
pysiumisiu1@gmail.com
Zamiast filmu może nagrają teledysk?
Agenci CIA przyjeżdzają do Iranu z grupą The Rolling Stones, aby nakręcić teledyski w irańskich plenerach do piosenek z nowej płyty.
Ewentualnie, aby przyciągnąć rzesze młodzieży do kin, można byłoby zastanowić się nad inną piosenką:
http://www.youtube.com/watch?v=9bZkp7q19f0
W takim scenariuszu, PSY przenosi się do czasów osadzonych w filmie i wspólnie z CIA podejmuje się akcji ratowania zakładników, przy okazji nagrywając powyższy teledysk.
Byłaby to ekranizacja mojej historii fantasy, która jest początkiem większej historii, ale najpierw nakręciłbym pierwszą część, żeby sprawdzić czy historia zachwyci producentów z CIA.
——————————————————————————————————
Drakob jeden z jedenastu synów Zgrzyta,marzył by być podziwianym przez plebs. Słyszał,że każdego rycerza taką chwałą gawiedź otacza. On póki co mógł się jeno napitkiem zacnym pochwalić,co to swoim klientom serwuje. Prowadził w swojej wsi karczmę o dość osobliwej nazwie Mrok. W mroku często spotykali się chłopi, a Drakob marzył o wyższym statusie społecznym. Pewnego dnia szczęście się do niego uśmiechnęło,gdy zapukał do jego drzwi rycerz,na oko posłaniec króla,do którego należała wieś Drakoba. Drakob postanowił swego zacnego gościa przyjąć jak najlepiej potrafił. Naszykował ostatnie mięso i wyciągnął najlepszy napitek jaki trzymał na specjalne okazje. Rycerz posilał się i popijał bez umiaru. Drakob patrząc na rycerza wymyślił sobie,że zabije go i uda w jego zbroi się w krainy tam gdzie nie jest on znany. Jak pomyślał tak uczynił. Podstawił gościowi ostatni napitek z trucizną i czekał efektu ów szybko nadszedł. Drakob zamknął karczmę i zajął się okradaniem swego gościa. Rozmarzył się już na samą myśl o swoim nowym życiu. Sen się skończył,gdy odkrył dokumenty rycerza z królewską pieczęcią. Od razu przeczytał i zamarł. Było tam napisane:
On jest posłańcem mym,króla krainy wielkich jezior.
Ma on dla mnie zdobyć znany i ceniony napitek Drakoba.
Jeżeli choć w połowie będzie tak dobry jak mówią .
Jego właściciela chwałą i bogactwem obsypię.
-Tak byłem blisko fortuny-powiedział sam do siebie Drakob. Niech to szlag!Ja głupi ,co ja zrobiłem. Drakob dostał boleści w piersiach,wnet zemdlał. Obudziło go walenie w drzwi jego karczmy.
-Otwórzcie no!Rycerz imperium Wenger chce się napić i najeść. Nie pożałujecie.
-Nie pożałujecie powtórzył Drakob w myślach. Oni mnie zabiją,co robić?Rzucił się by chować ciało posłańca królewskiego do spiżarni.
-Otworze wam już. Bał się tego słowa,bo legendy krążyły na temat rycerzy imperium straszne:że zabijają powoli,wcześniej potrafią skórę ze swej ofiary zdjąć.
Po otwarciu drzwi ukazała mu się mała postać. Drakob- toż to pierdoła nie rycerz,sam takiemu dam radę. Zanim zdążył się odezwać usłyszał.
-Hej to ja!Jestem cenionym i wielbionym giermkiem.Mile widziany na dworach królów. Przybywam tu z rycerzem byś mógł dostąpić zaszczytu ugoszczenia wielkiego pieśniarza i jego giermka. Pojawił się sam rycerz Wenger.
-Nie nudź giermku,tylko rzuć swój szlachetny kuper przy stole koło komina. Ogrzejemy się przy okazji.
-I właśnie dlatego Wenger,ludzie nie lubią rycerzy imperium,brak wam obycia w świecie takiego jakie mam ja-rzekł giermek.
-Daj co zjeść gospodarzu,bo przymieramy głodem już od trzech dni-odezwał się Wenger.
-Gospodarzu z niego taki wielki wojownik jaki pożytek z zegara słonecznego w deszczowy dzień.
-Już przynoszę-rzekł rozbawiony Drakob. Przyniósł co miał jeszcze przygotowane dla posłańca królewskiego.
-To rozumiem-rzucił giermek wcinając mięsiwo.
-Dziś nie będę jadł ostatków mięsa,bo moim żołądkiem targają dziwne odgłosy.Gospodarzu przynieś ze spiżarni co nowego i nadziewaj na ruszt. Drakob był wielce zmartwiony tą wypowiedzią Wengera. Skończyło się mięsiwo,ale wpadł na iście szatański pomysł.Trochę czasu upłynęło i Drakob nową porcję mięsa obraca nad ogniem.Giermek już pojedzony zasnął przy stole.Rycerski posiłek dopiero co co z ognia zdjęty,ląduję na stole. Rycerz zjada łapczywie,chwali:–Tak dobrego mięsiwa to ja jeszcze nigdy w życiu nie jadłem.
-Palce lizać gospodarzu-pożałował swych słów Wenger wyjmując kawałek palca z pierścieniem z ust.Z obrzydzeniem odezwał się.
-kim ty jesteś potworze,że czymś takim częstujesz podróżnych gotowych uczciwie zapłacić za strawę.
-Nie wiem o czym mówicie panie. Ja zamawiam mięso u jednego sąsiada,co to bydło hoduje. Czym on je karmi,to tylko on wie. A tak w ogóle to czemu rycerzu nie smakuje?
-Nic ,a nic wam nie wierzą. Karmicie mnie ludzkim mięsem. Zapłacicie za to,tylko pokażcie no mi skąd u diabła wzięliście to mięso. Drakob obrócił się gotowy do spiżarni prowadzić rycerza,tam wisiał przygotowany topór. Nie zdążył skończyć myśli,bo nagle usłyszał świst i zapadła ciemność. To Wenger ściął go jednym cięciem swego miecza nie czekając na dalsze wyjaśnienia.
-Giermku zbudź się! Wyjeżdżamy,ale szybko!
-Właśnie dlatego Cie ludzie nie lubią-odezwał się giermek gdy spostrzegł martwe ciało gospodarza.
-Wynosimy się!. Osiodłali konie i pędem udali się na południe.
Drakob tak jak marzył zaczął się cieszyć sławą wśród plebsu,ale nie o takiej sławie marzył…
KONIEC
Bah, jednak cos Ci skrobnę na szybko 😀
Ekipa z zaprzyjaźnionego, muzułmańskiego kraju (fałszywe paszporty). W
rzeczywistości agenci CIA (najlepiej z trzech) pochodzenia muzułmańskiego – USA
jest przecież wielonarodowe i na pewno mają też takich. Chcą nakręcić film
wspierający całą sytuację w Iranie.
Film ma opowiadać historię przebiegłych i złych do szpiku kości dziesięciu
(tak, nie sześciu) amerykańskich szpiegów, którzy usiłują uciec z odzyskującego
wolność Iranu. Większość akcji opowiada
o tym jak ci szpiedzy ukrywają się (mordując i ograbiając z żywności biednych,
uczciwych Irakijczyków) na dalekich przedmieściach, a potem wioskach. Czyli
badając teren dla filmu od razu unikamy zapalnych miejsc i jesteśmy na uboczu
głównej zawieruchy.
Czemu trzech agentów? Bo najlepiej jeden z mózgiem i dwu z mięśniami w razie kłopotów.
Ubytki w inteligencji można by tłumaczyć tym, że to coś w rodzaju bagażowych silnych
chłopów do pomocy.
Czemu dziesięciu szpiegów, a nie sześciu? Bo szukali właśnie sześciu, dosyłanie
kolejnych potencjalnych zakładników mało komu przyszło by do głowy. Wszyscy
dziesięciu podają się za Kanadyjskich filmowców-sponsorów-aktorów. Poza tym
trzech nadmiarowych agentów to dodatkowa siła jakby co.
No dobra, dalej.
Sprawdzają plenery poza miastem, coraz dalej i dalej, bo film opowiada przecież
historię ucieczki szpiegów z miasta. Praktycznie naprawdę uciekają. Finałowa
akcja filmu i całej wycieczki „szpiegów” ma opierać się na przebiciu się przez
granicę Iranu w którymś z słabiej strzeżonych miejsc.
No i takiego miejsca trzeba poszukać i któreś wybrać. Sprawdzają trzy lub
cztery, marudzą i ględzą. Faktycznie usypiają czujność śledzących. No i na
przykład przy piątym słabo strzeżonym miejscu, gdzie granicę można przekroczyć
(a cały czas zmierzali właśnie do tego miejsca) naprawdę się przebijają 😉
Opcja z rzeczywistości gdy zdecydowano przerwać akcję i wysłać komandosów do
centrum miasta to naprawdę byłoby samobójstwo. Ale gdyby na samej granicy, w
dobrze wybranym i słabo strzeżonym punkcie, przy uśpionej czujności strażników przepuścić
dwustronny atak?
Z drugiej strony komandosi, z tej w sumie sześciu doskonale wyszkolonych
agentów CIA?
Z pięć minut zamieszania i po kłopocie 😀
No i masz 😉 Sorki za ewentualne błędy w pospiechu.
Mógłby zapłacić przypadkowo spotkanym ludziom aby udawali zakładników.
Znajac dozgonna „milosc” miedzy Iranem i Izraelem-zadnych problemoe nie bedzie stwarzala komedia,przedstawiajaca Izrael w krzywym zwierciadle. Napisalbym cos w rodzaju Borata! 😉
Pomoc rzadu iranskiego w kazdym temacie mialbym zapewniona jak w banku!