Przyznaję się, że o przetłumaczeniu książek z uniwersum Mass Effect na nasz rodzimy język dowiedziałem się dopiero przy okazji premiery bodaj drugiej części. Los jednak chciał, że byłem już przygotowany do czytania „Objawienia” po angielsku i postanowiłem się tej opcji trzymać. Gdyby książka okazała się czy to fabularnie, czy też warsztatowo totalną stratą czasu, przynajmniej mógłbym się pocieszyć szlifowaniem języka Shakespeara.
Jak się jednak okazało, książka stratą czasu zdecydowanie nie była. I to mimo faktu, że napisał ją człowiek odpowiedzialny za „powieść” „Wrota Baldura: Tron Bhaala”… Tak, ten sam! Wydaje się niemożliwym, by ktoś taki spłodził cokolwiek zjadliwego? Cuda, na szczęście dla mnie i innych czytelników, jednak się zdarzają.
Akcja „Revelation” przenosi nas do czasów, gdy ludzie jeszcze nie wiedzieli, że we wszechświecie są inne żywe, myślące rasy. Dopiero niedawno odkryto pozostałości po Proteanach i zaczęto oswajać się z technologią przekaźników masy, które pozwalały na podróże międzyukładowe. Właśnie jeden z takich wojaży zaowocował spotkaniem Turian i wywołaniem pierwszego międzyrasowego konfliktu. Ofiar na szczęście nie było wiele, gdyż Cytadela – zrzeszająca wszystkie rozumne nacje galaktyki – zdążyła w porę zareagować i spór zażegnać.
Po pobieżnym opisie powyższych wydarzeń, powieść przenosi nas w czasie o kilkanaście lat. Głównym bohaterem jest niejaki Anderson, którego gracze mieli okazję poznać już w pierwszej części Mass Effecta. To właśnie on zasugerował Sheparda, jako idealnego kandydata na Widmo. W „Objawieniu” jednak poznamy go od strony, że tak to ujmę, bardziej czynnej. Akcja ma miejsce kilka lat przed tym, jak Anderson został oddelegowany do papierkowej roboty. Jest jednym z najlepszych żołnierzy Przymierza i ma pod sobą niezgorsze komando do zadań specjalnych. Właśnie dostał misję tak tajną, że dla bezpieczeństwa ludzkości musi się jej podjąć całkowicie samodzielnie. Otóż, w ludzkiej bazie badawczej na Sidonie doszło do masakry personelu – a to jest najmniejszy problem. Sęk w tym, że w owej placówce prowadzono nielegalne badania nad Sztuczną Inteligencją, co jest bardzo surowo zakazane przez prawa Cytadeli. Anderson rusza więc w pościg za sprawcami, starając się jednocześnie nie skompromitować Przymierza Ludzkiego na arenie międzygalaktycznej. Co ciekawe, podczas swojej misji trafi również na jedno z Widm… Sarena, konkretniej.
Powieść napisana jest całkiem sprawnie i przez większość czasu potrafi trzymać w napięciu, mimo że znając grę, można mniej więcej spodziewać się finałowych wydarzeń. Bardzo spodobało mi się to, że autor nie szczędził informacji na temat świata, zaś sam scenariusz w ciekawy sposób pogłębiała wiedzę zdobytą podczas zabawy z wersją elektroniczną. Całość trochę straciła impet pod koniec, kiedy niektóre rozwiązania fabularne robiły wrażenia cokolwiek naciąganych. Jednakowoż nawet pomimo tego drobnego feleru, „Revelation” winno być łakomym kąskiem dla fanów uniwersum. A jeśli ktoś ma ochotę na lekkie czytadło S-F po angielsku, też trafił pod właściwy adres.
Widziałem inny tom z tej serii ostatnio w Empiku. Pobieżne czytanie sprawiło, że książka szybko wróciła na półkę. Sądząc po ich ilości, nie byłem w tym odosobniony. Choć ten tekst mnie zaciekawił i chyba sięgnę po ostatni tom – Retribution.
Ja za to posiadam wszystkie trzy książki z uniwersum ME. Obie następne są znacznie fajniejsze od Objawienia.
@Gigaman trochę nie warto sięgać po Retribution (PL: Odwet – wtf) bez znajomości dwóch poprzednich – Objawienia przez postać Andersona i Podniesienia przez postać Paula Graysona. No i łącznika wszystkich trzech książki, głównej bohaterki, Kahlee Sanders. Pewnie bez tego nie będzie się czytało jakoś strasznie źle, tym niemniej wydaje mi się, że poznanie fabuły wcześniejszych pozycji jest wskazane.
I jeszcze do KoZy – czytałeś może którąś z następnych części?
@Luke100, dzięki, nawet nie wiedziałem, że Kahlee pojawia się we wszystkich częściach. :-] Pozostałych jeszcze nie czytałem, ale tak – mam ochotę kiedyś to zrobić.
Mnie zastanawia, czy to będzie „trylogia Kahlee Sanders”, czy może kolejna książka, „Deception”, pisana przez Williama C. Dietza, dalej będzie ciągnąć jej wątek.
O ile Kahlee w Objawieniu jakąś tam rolę grała, o tyle później z grubej rury Karpyshyn rzuca w nas nią jako główną bohaterką. Ale ona wcale najciekawsza nie jest. W Podniesieniu i Odwecie dochodzi Paul Grayson. Ani słowa o nim nie powiem, poza tym, że póki co jest chyba najfaniejszą postacią, jaką ten autor w swych trzech książkach wykreował.
A, i uprzedzam – Podniesienie można bez bólu czytać po polsku, tłumaczenie jest właściwie idealne i w ogóle… za to Retribution vel Odwet swoje problemy ma i choć nie są tak duże, żeby chcieć się rzucić na angielską wersję, jak przy Revelation, to zdecydowanie nie będzie czego żałować, jak się odpuści tłumaczenie Fabryki Słów.