Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Not Just KoZ: Dlaczego prędzej czy później obejrzycie Agents of S.H.I.E.L.D.?

N

…czyli tekst gościny! Subiektywny i sugestywny przegląd powodów nie do odrzucenia autorstwa Margot & Nan z Ligi Charakternych.

Ile osób, tyle opinii o serialu „Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.”, który niedawno wrócił na drugi sezon do kanału ABC. Teraz recenzje są bardzo pozytywne, ale w czasie trwania pierwszego sezonu (no dobrze, pierwszej połowy pierwszego sezonu) niemal wszyscy byli zgodni, że serialowi czegoś brakuje, że „to nie to”. Oczywiście dogodzić wszystkim jest niemożliwością, ale jeśli należycie do grupy, która po obejrzeniu dwóch-trzech odcinków stwierdziła: „meh…” i zarzuciła oglądanie, to zastanówcie się – czy nie skreśliliście tej produkcji zbyt pochopnie? Pilot serialu został bardzo pozytywnie przyjęty na Comic-Conie 2013, a w sumie obejrzało go ponad 12 milionów ludzi. Obecnie odcinki drugiego sezonu gromadzą przed telewizorami około 5 milionów widzów. Dużo? Nie dla stacji ABC. Dla porównania – „Flash” zadebiutował z porównywalną oglądalnością i władze CW były zachwycone, tyle że CW nie jest gigantem jak ABC.

Być może jednym z problemów było to, że twórcy serialu uwierzyli w zachwyt bywalców Comic-Conu, jednak jak zauważył jeden z krytyków: „What goes over well at Comic-Con does not necessarily work in the real world”. Nie wymagamy więc, żeby każdy Kowalski niezaznajomiony z Marvelowskim uniwersum zachwycił się tą produkcją. Ale bądźmy szczerzy, mając magiczną darmową przepustkę na Comic-Con wszyscy bylibyśmy zachwyceni absolutnie wszystkim, co by nam tam pokazano! Na szczęście twórcy poszli po rozum do głowy i sprawili, że teraz co tydzień dostajemy serial naprawdę dobry.

1. Na młot Thora, to przecież MCU!

Twórcy filmów o Avengers i spółce przyzwyczaili nas do tego, że poszczególne filmy zawsze jakoś się splatają – można to ignorować, ale jaka w tym zabawa? Jeśli jesteście miłośnikami filmowych produkcji Marvela, tak jak i my, to przecież nie chcecie przegapić żadnego elementu tego coraz bardziej rozbudowywanego filmowego świata. Nawet jeśli mowa o scenie po napisach w „Guardians of the Galaxy” – pewnie większość wolałaby o niej zapomnieć, ale mimo wszystko grzech jej nie obejrzeć, będąc w kinie. Tu natomiast dostajemy cały serial, który w pierwszym sezonie nie tylko był bezpośrednio połączony z „Captain America: The Winter Soldier”, ale też gościł postaci z uniwersum Thora, nie obył się bez udziału ważnych figur związanych z kinową odsłoną agencji S.H.I.E.L.D. i kto wie, pod który z przyszłych filmów położy jeszcze podwaliny. Zapewne pod wszystkie, bo to jednak MCU – i jak wiemy po niedawnym ogłoszeniu przez Marvel filmowych planów, jest na co czekać: od kolejnych „Avengersów” przez Civil War i Ragnarok aż po Infinity War. Nie wolicie się sami przekonać, czy w „Avengers: Age of Ultron” będą jakieś nawiązania do „Agentów”, niż przeczytać o tym po fakcie w recenzji?

A skoro o nawiązaniach mowa – wygląda na to, że mistrzowie komplikacji z Marvela połączą „Agentów” nie tylko z filmami, ale i z nowym serialem o Peggy Carter, debiutującym w przyszłym roku. Naprawdę chcecie to sobie odpuścić? To zresztą urok serialu – dla przykładu – czy pamiętacie, jak w „Avengersach” Pepper pytała Coulsona o „jego wiolonczelistkę”, a potem wspomniał o niej jeszcze Tony Stark? W „Agentach” dostaliśmy cały odcinek o niej. Dodajmy, że bardzo dobry odcinek.

2. Wskrzeszająca moc fandomu, czyli fenomen Phila Coulsona

Kim jest dla Was Phil Coulson? To ten irytujący facet, który zgarnął Jane wszystkie materiały badawcze, czy może gość, który przewija się gdzieś w tle i „ma na imię agent”? A może należycie do tych, którzy, jak my, uważają go za nieodzowny łącznik pomiędzy wszystkimi filmami serii, „anioła stróża” naszych Avengers, którzy nieraz poruszają się po MCU jak słonie w składzie porcelany i ktoś w końcu musi po nich posprzątać? Phil, zawodowo świetny agent, prywatnie kolekcjoner kart i fanboy Kapitana Ameryki, jest przede wszystkim przesympatyczną postacią, więc trudno się dziwić, że jego śmierć pod koniec filmu „Avengers” nie została powitana przez fanów radością. Ale jak widać, fandom jest najlepszym wskrzesicielem, a szeroko zakrojona przez fanów akcja „Coulson lives” (hashtagi na wszystkich platformach społecznościowych, koszulki, fanarty…) przyniosła rezultaty. Coulson żyje!

I tak naprawdę dopiero kiedy twórcy przywrócili Coulsona do życia i dali mu do odegrania – wierzcie – jedną z najważniejszych aktualnie postaci w Marvelowskim uniwersum, byłyśmy w stanie wybaczyć Lokiemu zabicie Phila.

3. I see what you did there – efekty na poziomie

Druga seria „Agentów” liczy sobie w tej chwili raptem sześć wyemitowanych odcinków, a my już się martwimy o wypłacalność twórców. Bo takie efekty specjalne, jakie można podziwiać w serialu, nie powstają na kolanie. I na pewno nie są tanie. Jeśli w produkcji telewizyjnej pojawiają się tak dobrze zrobione animacje komputerowe, swobodnie przedstawiające wybuchy, nowe technologie i najróżniejsze rodzaje materii, to wiemy, że postawiono sobie za punkt honoru nie odstawać poziomem od produkcji filmowych. Po prostu przyjemnie się to ogląda! W pierwszym sezonie gdzieniegdzie można przyczepić się do efektów, ale teraz jest doskonale. Może osoba odpowiedzialna za efekty jest fanem Coulsona i będzie robić swoją robotę charytatywnie, kiedy serialowi zabraknie funduszy (oby nie zabrakło!)…

4. Śmiech przez łzy

Jeśli rzuciliście ten serial po kilku odcinkach, to pewnie nie uwierzycie, że może wywołać prawdziwe emocje. Może to my jesteśmy niestabilne, ale zapewniamy – dramatyzm w serii pierwszej stopniowo wzrasta, a drugi sezon zaczyna wysokim „C” i nie zanosi się na spadek poziomu. Przede wszystkim jest napięcie – od niesamowitego odcinka pierwszej serii „Turn, turn, turn” właściwie nie było momentu, w którym człowiek by się nie zastanawiał, czy ma wierzyć w to, co ogląda, czy może niebawem twórcy wywrócą wszystko do góry nogami. Poza tym jest humor – to w końcu Marvel! Zawsze trafi się jakiś żart sytuacyjny, one-liner albo nawiązanie do którejś postaci z uniwersum i raczej trudno się w takich chwilach nie uśmiechnąć. Ale jest też dramatyzm. Początek drugiego sezonu udowodnił, że scenarzyści opanowali operowanie emocjami na poziomie filmowym. Niech świadczy o tym fakt, że Margot obejrzała cały odcinek zaintrygowana, ale względnie spokojna, aż przy jednej ze scen w ciągu pół sekundy rzewnie się rozpłakała. Like, with real tears. I się tego nie wstydzi. A ulubiona scena Nan (trzeci odcinek, druga seria!) składa się z dwóch ludzi, jednego pustego pomieszczenia i miliona emocji zawartych w kilku zdaniach.

5. Memy w natarciu

Naturalnym środowiskiem życia dla fana jest współcześnie, oprócz sali kinowej i konwentów, oczywiście Internet. Powiemy krótko – żeby ogarniać, co dzieje się na Facebooku, Twitterze, Tumblrze i innych portalach, trzeba być na bieżąco. Memy z hasłem „Hail Hydra”, koszulki z cytatem „Tahiti. It’s a magical place”, hashtagi „#CoulsonLives”, gify, które zalewają sieć po cotygodniowej emisji serialu – przecież CHCECIE móc świadomie kliknąć „lubię to”. Nie można zostawać w tyle, kiedy wszyscy wiedzą, o co chodzi…

6. Zbudujemy nowy dom

Dla fana Marvela nie będzie to spoiler, ale jeśli ktoś żyje pod kamieniem i do tego nie widział jeszcze drugiej części „Captain America” (naganne!) – uwaga, zdradzamy fabułę.
S.H.I.E.L.D. się rozpada, zostaje skompromitowane, schodzi do podziemia – jak zwał, tak zwał, grunt że „stare” S.H.I.E.L.D., doglądane okiem (ehehe) Nicka Fury’ego, znika ze sceny. Czy to powód do smutku? Może przez chwilę, ale tak naprawdę pokazanie budowania organizacji od podstaw, przy udziale garstki zaufanych ludzi, w konspiracji – to o wiele ciekawszy materiał na serial niż oglądanie w akcji dobrze naoliwionej „maszyny” przypominającej FBI czy CIA. Jeśli wciągniecie się w serial, S.H.I.E.L.D. szybko zacznie się Wam kojarzyć inaczej niż wcześniej. To nie będzie już tylko (genialny) Nick Fury. To poważny problem, bo Margot kupiła taką torbę i chociaż ją uwielbia, to już się rozgląda za wzorem, który zawiera Coulsona, May, Fitza, Simmons i innych.

Na moment powrócimy jeszcze do fabuły wspominanej już wcześniej „Agentki Carter” – która – nie zgadniecie – również będzie skupiała się na budowaniu Agencji od podstaw. Coincidence? I don’t think so!

7. Coś dla oka

Umówmy się, obok fabuły w serialu liczą się przede wszystkim aspekty wizualne. O efektach specjalnych już było, ale jest bardziej przyziemne pytanie: czy jest na kim oko zawiesić? Otóż owszem. Panie nie muszą daleko szukać, bo już agent Grant Ward (Brett Dalton) spełnia oczekiwania wystarczająco, ale gdyby tego było mało, jest jeszcze zły acz ujmujący Ian Quinn (grany przez Davida Conrada), a w drugim sezonie do ekipy dołącza Lance Hunter (z miłym dla ucha akcentem Nicka Blooda). Nan dorzuci tu jeszcze samego Phila Coulsona (Clark Gregg), którym zachwyca się pół Tumblra. Panowie też mają w czym wybierać, od delikatnej agentki Jemmy Simmons (Elizabeth Henstridge) po silną i gibką Melindę May (Ming-Na Wen), po drodze natykając się też na największą uwodzicielkę w uniwersum Marvela (ale o tym sza). No i genialne wejście ma w trakcie sezonu Bobbi Morse, którą z miejsca trzeba polubić, bo nie da się inaczej.

8. Ja, ja, mnie wybierz!

Ostatnio słyszy się o tym, że w „Agentach” chętnie pojawiłby się Jeremy Renner (ok, umówmy się, dla Hawkeye’a każda ilość czasu antenowego się liczy). Kilka innych osób z filmowego uniwersum zaliczyło już tam swoje cameo – pewnie i tak nie żyjecie pod kamieniem i słyszeliście, kto taki, ale nie będziemy spoilerować. Jeśli gwiazdy wielkiego ekranu ustawiają się w kolejce do gry w serialu, to coś się dzieje. Pomóżcie nam jeszcze tylko namówić Toma Hiddlestona (bo Robert Downey Jr. swoje zainteresowanie już wyraził)!

9. Mi casa es su casa

Nie można przecenić prostego faktu, że „Agenci” goszczą na naszych ekranach co tydzień. Dla fanów Marvela, którzy mają rozpisane wszystkie wyczekiwane, nawet te bardzo-niepewne-ale-potencjalne-i-ukradkiem-wspomniane, filmy do roku 2019 (na szczęście mamy coraz więcej konkretów!), to coś nowego – nareszcie można zanurzyć się w świecie Marvela na dłużej i, jak to przy serialach bywa, dobrze poznać pokazane tam postaci i wręcz zaprzyjaźnić się z nimi. A zapewniamy, że każdy z bohaterów wart jest bliższego poznania! A skoro o przyjaźni mowa…

10. Zaprzyjaźnijmy się!

Mówi się, że każdy zasługuje na drugą szansę. Np. nasi znajomi dali kolejną szansę frytkom w pewnym bistro – były niesmaczne, skrytykowali je straszliwie, a kiedy wrócili w to samo miejsce jakiś czas później – niebo w gębie! Frytki (przy udziale szefa kuchni) przemyślały sprawę i się poprawiły. Podobnie jest z Agentami. Jeśli – w przeciwieństwie do nas – nie pokochacie ich od pierwszego odcinka, bo potrzeba Wam do szczęścia czegoś więcej niż Phil z przyjaciółmi w akcji, to dajcie im czas. Zapewniamy, że najdalej od momentu przecięcia z fabułą „Captain America: The Winter Soldier” serial nie będzie Was nudził. Z podobnego powodu nie rzuciłyśmy jeszcze w kąt „Gotham”, licząc na to, że może, a nuż, za parę odcinków, bo przecież przyszłoroczny „Batman vs. Superman”… Tak, tak, czekamy na polemikę – komuś się podobno podoba, nam nie. Nie nasz klimat. Ale zdecydowanie nie zalecamy fanom superbohaterskich produkcji poddawania się zbyt szybko. Twórcy naprawdę mogą Was jeszcze zaskoczyć. My się zgłaszamy do biura scenarzystów „Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.”, choćby do parzenia kawy i donoszenia pączków.

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
KoZa
10 lat temu

Ze swojej strony napiszę przede wszystkim, że Agentom faktycznie warto dać drugą szansę. Sam odbiłem się dosyć szybko od pierwszego sezony, ale z okazji premiery „Winter Soldier” do serialu jednak wróciłem i nie żałowałem.
W ramach „eye candy” zdecydowanie wrzuciłbym jednak Adrienne Palicki, ale że to Wy wybierałyście ilustracje, to rozumiem, czemu wybór padł jednak na agenta Warda. ;-]
Z rzeczy – nazwijmy to – merytorycznych. Mnie nadal boli powrót Coulsona. Raz, że nie uważam, by nadawał się na postać pierwszoplanową. Szczególnie to czułem, gdy cameo miał Samuel L. Jackson – wymiótł wszystkich z planu mocą swojego aktorstwa. Co więcej, scenę śmierci Coulsona w „Avengers” uważałem za idealną – zrobiła na mnie szczere wrażenie. Jego powrót tę scenę mi niestety popsuł…
Na obronę tego motywu mogę powiedzieć, że sceny związane z „Tahiti” były naprawdę mocne i bardzo mi się podobały.

Paweł Szczygielski
10 lat temu

Również potwierdzam. Od mniej więcej 14-15 odcinka pierwszy sezon przypomina jazdę rollercoasterem (lub coś w tym stylu). Jest tempo, są zwroty akcji i mocarne cliffhangery. Zdecydowanie warto się zaprzyjaźnić!

KoZa
Reply to  Paweł Szczygielski
10 lat temu

Zgadzam się. A drugi sezon przyniósł ciekawszych bohaterów i interesujące zmiany w starej obsadzie. Aktualnie ogląda się naprawdę dobrze. :]

DD
DD
10 lat temu

Ile zapłacili za reklamę?
A tak serio – serial jest interesujący, od kiedy jest w nim Hydra.
Hail Hydra.

KoZa
Reply to  DD
10 lat temu

Chcesz sprawdzić, czy Ciebie nie skosiłem podwójnie za gościnne teksty? ;]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

5
0
Would love your thoughts, please comment.x