Autorem tekstu jest Maciej Pawłowski z bloga Crafter.org.pl.
Ostatnio miałem okazje obejrzeć bardzo dobry film animowany o Batmanie. „Batman – The Dark Knight Returns” opowiada głównie o zmęczonym życiem Brucie Waynie, który zmaga się z demonami przeszłości i upływem czasu, a sama kondycja Batmana już została mocno nadwątlona. W tej dwuczęściowej noweli znalazło się też miejsce dla drugiego, najpopularniejszego przedstawiciela Detective Comics, czyli Supermana. W trakcie seansu uzmysłowiłem sobie, że chociaż między dwójką tych postaci zawsze istniała nic rywalizacji, to tak naprawdę nie mogą oni bez siebie istnieć.
Dwie strony tej samej monety
Człowiek ze Stali i Mroczny Rycerz to dwie strony tej samej monety. Jeden wierzy w ideały i dobro ludzkości, drugi poświęcił całe swoje życie żeby siać strach w sercach swoich wrogów i tym sposobem walczyć o porządek i ład. Chociaż stosują diametralnie różne metody, pochodzą z dwóch różnych światów, to w rzeczywistości bardzo dużo ich łączy. Wspólna przyjaźń. Wydawać by się mogło, że Batman ze swoim usposobieniem nie jest stworzony do tego żeby mieć jakichkolwiek przyjaciół. Każdy, kto się do niego zbliżył prędzej czy później skończył w kostnicy lub szpitalu. Za Mrocznym Rycerzem ciągnie się haniebna historia wielu pomocników, którzy uwierzyli w jego sprawę, a ceną za to było ich własne życie i zdrowie. Sam też sobie zapracował na taki stan rzeczy. Bruce traktuje ludzi przedmiotowo. Są jego narzędziami, które pomogą osiągnąć cel. Z kole Clark uznaje dobro i samego człowieka, jako największą wartość. Jest gotów poświęcić siebie dla tych, których kocha. Batman jest pragmatykiem, a Superman idealistą. I chociaż mają wspólny cel to dążą do niego dwiema, odległymi drogami.
Różnice między tą dwójką widać gołym okiem. Jeden jest superkosmitą o boskich mocach, a drugi zwykłym człowiekiem o nieograniczonym potencjale finansowym i żelaznej determinacji napędzanej przez traumę z dzieciństwa. Ale to, co ich dzieli, to nie tylko kim są i skąd pochodzą. Fundamentalne różnice leżą w ideologii i postrzeganiu rzeczywistości. W uniwersum DC istnieje niewiele tematów i spraw, w których podzielaliby to samo zdanie. Zawsze się różnią w wyborze metod i sposobów. Wystarczy na nich spojrzeć. Batman to kwintesencja strachu, który ma paraliżować umysły złoczyńców. Sam jego strój w komiksowym kontekście jest przerażający. Z kolei eS budzi zaufanie i pozytywne uczucia dzięki swojemu wizerunkowi. Ludzkość postrzega go jako swojego wybawiciela, gdy Mroczny Rycerz często stawiany jest po tej samej stronie, co złoczyńcy których zwalcza. Aż dziw, że w ogóle w kontekście tej dwójki można mówić o istnieniu czegoś takiego, jak przyjaźń.
Uwierzysz, że różnią się nawet w sposobie postrzegania samej przyjaźni? Dla każdego z nich jest ona czymś innym.
Przyjaźń według Supermana
Supermana wszyscy lubią. Ba, nawet uwielbiają. Jest jak kapitan drużyny futbolowej, któremu kłania się cały świat. Z kolei Batman reprezentuje gotycki, prawie że demoniczny klimat. Jest dzieciakiem, który zawsze nosi się na czarno i nigdy z nikim nie rozmawia na przerwach. Nikt go nie lubi. Wszyscy się go trochę boją. Dlatego jak to możliwe, że ta dwójka się przyjaźni?
Może to wynikać z samego usposobienia Człowieka ze Stali. Jest on po prostu przyjacielski i otwarty dla każdego, nawet największego odszczepieńca. Z tymże między nimi nie chodzi tylko o to, czy się lubią czy nie. Tutaj wchodzi w grę zaufanie. W końcu Bruce Wayne jest w posiadaniu jedynej broni, która może rzeczywiście zagrozić dziedzicowi Kryptona. Gdzieś w swojej jaskini trzyma odłamki kryptonitu, zabójczej dla Kal-Ela skały. On o tym wie i akceptuje ten fakt. Kiedyś nawet podarował Batmanowi pierścień z kryształem z Kryptona.
Tutaj pojawia się bardzo istotne pytanie: dlaczego Batman, a nie np. Zielona Latarnia czy każdy inny superbohater?
Wynika to z tego, jak Superman postrzega istotę przyjaźni. Wierzy on w przyjaźń między dwoma, dobrymi mężczyznami. Jej fundamentem jest niezmienność charakterów. Batman jest bezlitosny, ale też posiada bardzo silny kręgosłup moralny. Nie można go przekupić, a żelazna wola chroni go przed mentalnym wpływem jego wrogów. Tacy ludzie są największą inspiracją dla Supermana, który również chce kierować się w życiu jasno sprecyzowanymi zasadami i nigdy nie zejść na złą drogą. Dlatego właśnie powierzył ów pierścień Mrocznemu Rycerzowi. Kiedy Kal-El jest obrońcą Ziemi, to Batman chroni Supermana przed przejściem na „ciemną stronę mocy”.
Ale eS nie widzi w obrońcy Gotham tylko gwaranta własnego sumienia i moralności. Postrzega go też jako odbicie samego siebie. Jeśli porzucimy kwestie ich pochodzenia i supermocy, to ujrzymy, że obaj mają do spełnienia misję, która przekracza swoim rozmiarem długość ich życia. Nawet Supermana, który jest długowieczny. Kal-Ela otacza wianuszek przyjaciół i wielbicieli. Ale żaden z nich nie ma tyle wspólnego z nim, co Wayne. Obaj też reprezentują najwyższe z możliwych osiągnięć. Żaden człowiek nie dorówna Brucowi, który poświęcił całe lata swojego życia na morderczy trening i naukę. I żaden superbohater nie dorówna Supermanowi, którego boskie moce stawiają go ponad każdym innym. Na dodatek Batman nigdy nie inspirował się działaniami eSa. Tak naprawdę często je krytykował i kwestionował ich racjonalność. Wielu innych bohaterów naśladowało Supermana i starało mu się dorównać. Batman nie musiał tego robić, ponieważ zawsze był mu równy.
Przyjaźń według Batmana
Na początku należy zaznaczyć, że przyjaźń według Batmana będzie czymś innym, niż ta którą uznaje Bruce Wayne. W przypadku Supermana nie mamy tego problemu, ponieważ Clark Kent wyznaje te same wartości i ideały co jego alter-ego. A co z Mrocznym Rycerzem, który jest rozdarty między salonami dla bogaczy a ciemnymi uliczkami Gotham?
Wayne w świetle fleszy uchodzi za osobę towarzyską. Zawsze w otoczeniu pięknych kobiet czaruje swoją osobowością. Jako filantrop i działacz społeczny może być postrzegany jako kandydat na idealnego przyjaciela. Ale kiedy zakłada swoją maskę Mrocznego Rycerza następuje obrót o 180 stopni. Nie opowiada dowcipów i w zasadzie chyba nie posiada czegoś takiego jak poczucie humoru. Dobrze bawi się tylko wtedy, gdy przeprowadza przesłuchanie na krawędzi dachu. Jego „działalność społeczna” opiera się na bezpardonowej wojnie psychologicznej z półświatkiem Gotham City. I zawsze ma swoje plany wewnątrz planów. Nawet Superman często traktowany jest w nich jako środek niezbędny do realizacji celu.
Mroczny Rycerz ufa tylko sobie. Chociaż otacza się innymi ludźmi – Robinem, komisarzem Gordonem, Nightwingiem, itd. – to mogą oni w jego oczach mieć status najwyżej znajomych. Gdy są potrzebni wzywa ich i zacieśnia więzi. Z kolei swoich „przyjaciół” superbohaterów postrzega jak tykające bomby. Dlatego przygotował plan zneutralizowania wszystkich herosów na wypadek, gdyby wymknęli się pewnego dnia spod kontroli. Zbudował też specjalnego satelitę, którego zadaniem jest śledzenie ziemskich superbohaterów. Prędzej czy później każdy z „przyjaciół” Mrocznego Rycerza uzmysławiał sobie, że był tylko elementem większej machiny, którą ten zarządzał. Chciałbym uniknąć stwierdzenia, że byli przez niego manipulowani, ale w kontekście Batmana jest to niemożliwe. Bez wątpienia ma on problem z nawiązaniem bliższych relacji z innymi ludźmi.
Dlaczego Superman jest kimś więcej dla Batmana niż tylko narzędziem? Najlepiej zobrazowała to sytuacja głosowania nad wykluczeniem Mrocznego Rycerza z szeregów Ligii Sprawiedliwych, gdy jego plany neutralizacji superbohaterów zostały wykradzione i wykorzystane przeciwko nim. Wielu członków Ligii zadecydowało o tym, żeby go wyrzucić, ale ich zdanie nie interesowało Batmana. Byli mu obojętni. Ostateczny głos należał do eSa. Decyzję Kal-Ela odebrał jako zdradę. Zdradę ich przyjaźni i misji zaprowadzenia porządku na świecie.
Skąd w ogóle pomysł, że Superman jest przyjacielem Batmana? W równości. Kiedy Superman pojmuje ją jako równość moralną, dla obrońcy Gotham jest ona czymś już zupełnie innym. Chociaż dzieli ich morze poglądów i supermocy, to Wayne uznaje Kenta jako równego sobie na poziomie umiejętności i charakteru. Przypomnijmy sobie o pochodzeniu Batmana. Arystokratyczne wychowanie odcisnęło na nim swoje piętno i sprawiło, że nie wierzy on w coś takiego jak powszechna równość. Decydujące jest to, co wnosi sobą człowiek do otaczającej rzeczywistości. I chociaż jego ludzka siła nie może zbliżyć się do poziomu mocy Kal-Ela to przeciwwagą jest tutaj pomysłowość i determinacja Batmana. Bardzo dobrze jest to zobrazowane we wspomnianym na początku filmie animowanym. Pięćdziesięcioletni Bruce Wayne pokazuje miejsce w szeregu Supermanowi i udowadnia mu, że jest jedynym człowiekiem na Ziemi (i może też we Wszechświecie), który jest równy mu równy (a może nawet i lepszy od niego).
Wspomniałem też, że Batman jest dla Supermana lustrzanym odbiciem. I vice versa. W głębi swego serca Mroczny Rycerz chciałby być taki jak Kal-El. Ale jest to marzenie szaleńca. Gdyby miał jego supermoce mógłby uczynić świat lepszym. Prawdopodobnie jego misja stałaby się czymś realnym i możliwym do zrealizowania. Ale on ich wcale nie pożąda, ponieważ Wayne świadomy jest swoich ludzkich słabości i zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby posiadł siłę Supermana mógłby ulec pokusom. Batman wie, że jego największym atutem (swoistą supermocą) jest jego rozum. Jedyne czego chce to być tak samo pogodny, jak Superman. Żeby ludzie kojarzyli go z nadzieją, a nie ze strachem. Niestety, w brutalnej rzeczywistości Gotham jest to niemożliwe i prawdopodobnie byłoby też nieskuteczne. Nie zmienia to jednak faktu, że Batman chciałby być po prostu bardziej „ludzki”. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że więcej jest „człowieka” w „bogu”-Supermanie, niż w Mrocznym Rycerzu, który jest jedną z najbardziej odczłowieczonych komiksowych kreacji na świecie. Idzie za tym jego wielka siła, ale też słabość, jako superbohatera, który przez wielu postrzegany jest bardziej w kontekście superzłoczyńcy.
Gdy ścierają się tytani
Przyjaźń tej dwójki jest bez wątpienia wyjątkowa. Ten aspekt najlepiej jest widać, gdy dochodzi między nimi do konfliktu. Wydawać by się mogło, że eS jest niezwyciężony, a Batman w konfrontacji z nim nie ma zbyt wielu szans. Jest to bardzo mylące, ponieważ abstrahując od boskiej natury sieroty z Kryptonu, pozostaje on nadal człowiekiem. Jego moralność nakazuje mu grać fair play, gdy Mroczny Rycerz potrafi zadawać ciosy poniżej pasa a następnie pielęgnować rany kolejnymi uderzeniami.
Zazwyczaj dochodzi między nimi do konfrontacji słownych, gdzie ścierają się ze sobą odmienne ideologie i punkty widzenia na świat. Zdarzają się jednak momenty, w których Batman staje przeciwko Supermanowi na ubitej ziemi. I odwrotnie. W konfrontacji bóg vs. obrońca Gotham prawie zawsze wygrywa ten drugi. Dlaczego? Bo jest Batmanem.
Wspomniałem, że Batman walczy nieczysto. Nie ogranicza go moralność, która często hamuje Supermana i nie pozwala mu być skutecznym, ale sprawia, że nadal pozostaje największą nadzieją ludzkości. Wayne żeby mieć szanse walce z kimkolwiek, kto posiada supermoce, musi odrzucić zasady uczciwej walki. Dlatego zawsze będzie alegorią strachu i mroku, gdy eS będzie reprezentować miłość i czyste, ale też naiwne, dobro. Kolejnym powodem, dla którego to Batman zawsze wygrywa z Supermanem jest sposób, w jaki postrzegają swoją przyjaźń. Kal-El widzi ją tak jak każdy z nas. Ufa Batmanowi i nie chce go skrzywdzić. Stawia jego dobro ponad własne korzyści. Ponieważ dysponuje wielką mocą ogranicza się w walce z obrońcą Gotham. Walczy na pół gwizdka i odsłania się. A przede wszystkim oczekuje honorowej walki, której jego przeciwnik nigdy mu nie da.
Z kolei w starciu z eSem Batman jest całkowicie skupiony i angażuje w nie cały swój potencjał. Nie odpuszcza. Jest przygotowany na wszystko i tylko czeka na ujawnienie się słabości przeciwnika. Poza tym, skoro Superman jest pół-bogiem to dlaczego Mroczny Rycerz miałby walczyć z nim uczciwie? Już z samej definicji kontekst ich walki stawia wyżej Kal-Ela i jego nadludzkie moce. Dlatego Batman musi się mocno napocić żeby w ogóle mieć szansę w tym starciu.
W mitologii DC nie ma silniejszego superbohatera niż Superman. Nie musi się on z nikim porównywać, bo wszyscy dążą do tego, żeby być jak on. Jest wzorem i ikoną, która inspiruje innych. Dlatego nie postrzega Batmana jak rywala, ale Batman Supermana już tak. I chociaż Kal-El tego nie chce, to istnieje między nimi rywalizacja. Dlatego w chwili kryzysu to Mroczny Rycerz jest zawsze przygotowany do walki, a Superman nie.
Chociaż różni ich prawie wszystko, to pomimo przeszkód tworzą zgrany duet. Są jak dwie strony tej samej monety. Jedna reprezentuje miłość i nadzieję, druga strach i mrok. Superman będzie zawsze stawiał dobro innych ponad swoje własne. Z kolei krucjata Batmana zakłada składanie ofiar w imieniu większej sprawy. Koniec końców jeden nigdy nie zrozumie tak naprawdę drugiego, ale to nie czyni ich obu słabszymi. Wręcz przeciwnie. Umacnia ich przyjaźń i sprawia, że możemy spać spokojnie. Batman i Superman czuwają nad nami.
Inne teksty Maćka możecie przeczytać na jego blogu, Crafter.org.pl – możecie też śledzić jego publikacje na Facebooku.
” Dlaczego? Bo jest Batmanem.”
Hahah, BECOUSE I’M BATMAN! (Hishe!)
Fajny artykuł – warto jeszcze dodać, że Batman uważa Supermana za najniebezpieczniejszą istotę na Ziemi. I vice versa (czyli nawet Luthor nie jest tak niebezpieczny)
Dzięki 😉
Masz rację, bo w zasadzie tylko Batman byłby w stanie zagrozić realnie eSowi. Może powstanie taki film przy 3-4 restarcie którejś z postaci. Oglądałbym.
Nie ma za co 🙂
W ogóle, to Superman jest często w alternatywnych uniwersach przedstawiany jako tyran (choćby w Injustice: Gods among us)
A czy gdzieś pojawił się taki Batman? (nie liczę Owlmana, bo tam cała Liga była zła) Chciałbym zobaczyć mini serię, gdzie Batman zostaje Luthorem czy innym Darkseidem świata, i przy pomocy swojego intelektu rozgramia Ligę, i na końcu walczy z supermanem.
Kocham kafejkę superbohaterów z HISHE – w szczególności w odcinku ze Spider-Manem 3 od Raimiego. :]
– You even get stabed dude! How do you surviv…nevermind.
(hałst powietrza)
– IT’S BECOUSE I’M BATMAN!
Kocham scenę, w której Batman na Bat-fonie pokazuje animację z tańczącym Spider-Manem. ;]
Nie można zlajkować. 🙁
Też skojarzyłem z kafejką superbohaterów.
Przyjemny tekst.
Cieszę się – staram się, żeby gościnne teksty były możliwie atrakcyjne. A największa satysfakcja jest wtedy, kiedy taki „gościnny autor” zyska kilku nowych czytelników. :]