Autorem tekstu jest Rafał Kawulak.
Włączasz telewizor i oglądasz wiadomości. Sytuacja ekonomiczna przypomina tą z lat 1929-1933. Denerwujesz się tym, więc wyłączasz odbiornik i zaczynasz buszować w internecie, gdzie dowiadujesz się o przedłużającej się budowie metra. Zirytowany sięgasz po gazetę. Temat numeru: “CZEMU WAŚNIEWSKA SIĘ UŚMIECHA?!”. Wściekły niczym diabeł tasmański po kolonoskopii zastanawiasz się, czy w kraju między Odrą a Bugiem może zdarzyć się w końcu coś dobrego… w ten sposób dochodzimy płynnie do tematu mojego wywodu, którym jest popularyzacja komiksu w Polsce.
Nie ukrywam, że żaden ze mnie spec od sztuki jaką są nowele graficzne. Słowa te piszę z pozycji zwyczajnego fana komiksów, który przeczytał trochę Marvela i DC, liznął Thorgala oraz przebrnął przez kilka mangowych tasiemców. Nie jeżdżę na każdy konwent, nie wyłapuję z wypiekami na twarzy newsów o nowych rebootach Spidermana, a moja reakcja na premiery gier mmo sygnowanych przez wcześniej wymienionych tytanów rynku ograniczyła się do “fajnie, daję im 6 miesięcy zanim wyłączą 90% serwerów i przejdą na model free2play”. Czemu tak mocno to zaznaczam? Bo świetnie obrazuje to fakt, że obecnie komiks i wszystko co z nim związane przeżywa w Polsce prawdziwy renesans.
Można powiedzieć, że jeszcze kilka lat temu komiks był w naszym kraju ekstremalnie niszowym medium – owszem, półki w empikach uginały się od wydawanych przez JPF mang, ale dorwanie tekstu kultury opowiadającego o przygodach Supermana czy Człowieka-Nietoperza graniczyło z cudem – zostawały tylko skanlacje czy też wizyta w sklepie zajmującym się sprzedażą podręczników do gier RPG – tam zresztą też wybór był często marny. Nagle jednak pojawił się Marvel, a dokładnie hollywoodzkie superprodukcje na podstawie przygód bohaterów ich najpopularniejszych serii.
Nie ukrywajmy – Hulk, Fantastyczna Czwórka, Spidermany z Tobey Maguire’em w tytułowej roli – te filmy były po prostu słabe. Szczęśliwie jednak w 2008 roku światło dzienne ujrzał pierwszy Iron Man. Potem Thor, Iron Man 2, Kapitan Ameryka i Avengers. Pomimo tego, że ich poziom bywał różny i tak zostawiały wcześniejsze “dzieła kinematografii” daleko za sobą. Ich popularność w naszym kraju była tak wielka, że istnienie innych komiksów niż “Kapitan Żbik” przebiło się do świadomości zwykłego Kowalskiego.
Odcinanie kuponów od marki zazwyczaj jest czymś złym. W tym wypadku jest jednak całkowicie odwrotnie. Wspomniałem wcześniej, że komiks był w Polsce niszowym medium. Słowo klucz to “był”. To jednak nie tylko zasługa Tony’ego Starka i spółki. Owszem, to właśnie ich popularność sprawiła, że wydawnictwo Hachette (znane wcześniej z dystrybuuowania m.in zdalnie sterowanych samochodów do samodzielnego montażu, numizmatów, znaczków oraz tony innego szmelcu) wypuszcza teraz cieszące się dużym wzięciem wyselekcjowane serie Marvela. Dzięki “Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela” każdy z nas może poznać bliżej Iron Mana, Wolverina czy też Bruce’a Bannera oraz jego brutalne, zielone alter-ego. To jednak wciąż za mało, aby mówić o renesansie komiksów prawda? Spokojnie, w Lechistanie dzieje się znacznie więcej – od niedawna możemy przecież pochwalić się tym, że mamy własnego herosa! Mowa tu oczywiście o Aleksie Poniatowskim, lub jak kto woli – Białym Orle – głównym bohaterze graficznej opowieści stworzonej przez Macieja i Adama Kmiołków.
Chcecie więcej? Proszę bardzo. Wystarczy przejść się do najbliższego empiku i szukać “Kłamcy”. Nie chodzi mi bynajmniej o książkę autorstwa Jakuba Ćwieka, a dzieło pędzla (rysika?) Dawida Pochopienia (Dawidzie, jeżeli to czytasz i źle odmieniłem Twoje nazwisko – przepraszam). Nie wspominam już o tym, jak wiele web-komiksów doczekało się “papierowych” odsłon – każdy fan Demlandu i KOPSa doskonale o tym wie. Na podstawie tych faktów można dojść do jednego, prostego i wielce przyjemnego wniosku – komiks w Polsce ma się lepiej niż kiedykolwiek, a wszystko wskazuje na to, że będzie lepiej.
Nie wiem jak Was, ale mnie osobiście bardzo to cieszy. Wygląda na to, że w kraju między Odrą a Bugiem jednak może zdarzyć się coś dobrego.
Warto jeszcze wspomnieć o Chacie Wuja Freda (trzy komiksy wydane, kolejny pewnie jest już w planach) i Projekcie Tequila.
Będę musiał sobie w wolnej chwili sprawdzić, cóż to. Znaczy się, Chatę Wuja Freda kojarzę, gorzej z Projektem Tequilla. Dzięki za wskazówki. :]
Od razu służę linkiem:
http://cosnaprogu.blogspot.com/2013/02/projekt-tequila-czyli-heroina-na.html
O, super, dzięki!
Po:
1.Świetna grafika z Kapitanem Polską 😉
2. Dopiero od Iron Mana z 2008? A X-Men 2? A Batman: Początek?
3. Z resztą tekstu się zgadzam, też trzymam kciuki za Białego Orła 😉
Grafikę znalazłem bodaj na kwejku – żałuję o tyle,że nie było jak autora zlinkować, a pomysł jest wyborny. :]
Swoją drogą, akurat się zgadzam, że przed 2008 też były dobre filmy na podstawie komiksów, ale też faktycznie było ich mniej, rzadziej. Akurat bardzo lubię i trylogię X-Men, i trylogię nolanowskiego Batmana.
@c831b3fb937989595215950b8e8ee5ba:disqus – myślę, że to kwestia daty właśnie. Batman Begins pojawił się w 2005 i fakt, był hitem. Tyle, że potem było dłuuugo dłuuugo nic. W 2008 powstał zaś absolutnie rewelacyjny Dark Knight oraz Iron Man, które postawiły poprzeczkę cholernie wysoko. Wtedy wg mnie zaczął się boom na produkcje komiksowe.
Co do grafiki – podziękowania należą się KoZie, bo to on je dobierał. 🙂
@facebook-100000732352620:disqus – nie wiem czemu w sumie zapomniałem o Chatolandii. Dzięki jednak za wspomnienie o tym w komentarzu! 🙂
Do usług. 3.50 + VAT ;]
Tekst w miarę ciekawe jednak stwierdzenie, że trylogia Sama Raimiego była słabo to po prostu strzał w stopę dla autora.
Poza kilkoma dobrymi momentami w odcinku z Doc Ockiem, to cała trylogia była cienka jak sik , o ironio, pająka.
Ja w sumie z całej trylogii lubię tylko kilka pomysłów na obsadę (JK Simmons!!!) i to urokliwe, kurczowe trzymanie się niektórych z oryginalnych, komiksowych pomysłów (co się, według mnie, w ogólnym rozrachunku strasznie zemściło na tej serii).
Ja akurat zgadzam się z autorem – dla mnie trylogia też jest, niestety, cienka. A ostatnio do niej wróciłem… pierwsze część się niesamowicie zestarzała (a była moją ulubioną). Aż żal było patrzeć.
Powiedzialbym, ze aktorstwo poza J.K. Simmonsem ssalo pale.
przepraszam, ja ten film glownie pamieta za tobey face.