Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Lęk i odraza w Las Vegas, Hunter S. Thompson – To nie tylko dragi

L

Ten tekst jest częścią cyklu „Książka kontra film”.

„Las Vegas Parano” wspominam jako film jednocześnie lekki i ciężki. Dosyć specyficzne połączenie, nie sądzicie? Temat był bardzo, powiedzmy, radosny – oto dwóch ćpunów jedzie do Vegas na, jak się zdaje, największego tripa w ich życiu. Mają po prostu wszystko: heroinę, meskalinę, eter i jeszcze trzy tony narkotyków, których nazw nigdy wcześniej nie słyszałem. Ciężkie zaś jest wykonanie – na upartego można byłoby mówić o komedii, gdyby nie sposób, w jaki przedstawione są odjazdy bohaterów. Ponoć ten film w pełni mogą tylko docenić osoby, które same coś podobnego przeżyły – co więcej, te same osoby twierdzą, że bardzo wiele aspektów w filmie zostało niezwykle wiernie oddanych.

Czemu o tym piszę? Ponieważ ostatnio przeczytałem w końcu książkę „Lęk i odraza w Las Vegas”* i wiem, już, że oryginał był nie tylko o podróży do Vegas z dwoma ćpunami w roli głównej.

Owi dwaj narkomani, to odpowiednio Raoul Duke, dziennikarz sportowy, oraz doktor Gonzo, adwokat tego pierwszego. Razem jadą czerwonym kabrioletem do miasta grzechu, żeby napisać relację z rajdu Mint 400 i, przy okazji, odnaleźć „amerykański sen” lub dowody na to, że ten już nie istnieje. I to jest, zasadniczo, koniec, jeśli chodzi o fabułę. Cała reszta to już przygody dwóch osób, które ze względu na hurtowe ilości zażywanych narkotyków, nie do końca panują nad tym, co robią. W tej powieści wszystko tkwi w detalach.

Przede wszystkim, odbiór powieści zmienia się znacząco, gdy czytelnik wie, że postać Raoula Duke’a jest w rzeczywistości alter ego autora powieści, Huntera S. Thompsona (wcześniej pisałem o jego „Dzienniku rumowym”). Postać adwokata ponoć również jest ściśle wzorowa na prawdziwym adwokacie Thompsona. Zaś sama wycieczka do Vegas… cóż, powiedzmy tak: do dziś nie wiadomo, co w „Lęku i odrazie…” jest prawdą, a co fikcją. Zaś szczegółowość opisu działania narkotyków sugerują, że autor naprawdę sporo wątków historii oparł na osobistych doświadczeniach. I, przyznaję, jest to przerażające – chciałem najpierw napisać „trochę przerażające”, ale jednak uznałem, że trzeba być szczerym.

Jak się jednak rzekło, w przeciwieństwie do filmu, powieść nie jest tylko historią ćpania i szlajania się po hotelach i kasynach. To przy okazji krytyka współczesnego autorowi otoczenia – społeczeństwa i polityki Stanów Zjednoczony z czasów prezydentury Nixona. I, nie będę ukrywał, przez to powieść staje się jeszcze trudniejsza w odbiorze, ponieważ, jeśli ktoś się nie orientuje w tym okresie, nie zrozumie bardzo wielu nawiązań. Owszem, szczęśliwie wydawca nie zapomniał o licznych przypisach, które bardzo, ale to bardzo pomagają – niestety, przy częstotliwości, z jaką Thompson rzuca rozmaitymi nazwiskami, i tak łatwo się pogubić.

Wiem, że już kilka razy to powtórzyłem – „Lęk i odrazę…” czyta się ciężko. Ale! Jest to też ten specyficzny przypadek, kiedy jednocześnie czyta się ją lekko – to trochę jak z oglądaniem filmu, o czym wspominałem we wstępie. Z jednej strony przerażają opisy niektórych odjazdów i tego, jak – delikatnie mówiąc – człowiek może zmasakrować swoje ciało i psychikę. Z drugiej strony, pod kątem językowym obcowanie z tymi wszystkimi opisami było dla mnie przyjemne – są napisane w taki niezwykle płynny, gładki sposób, który po prostu sam się czyta. Dopiero, gdy do człowieka dotrze to, co przed chwilą zostało mu przedstawione, zaczyna się robić ciężej.

Muszę w tym miejscu pochwalić polskiego wydawcę powieści – Niebieską Studnię – za obszerny tekst załączony do książki, przybliżający sylwetkę Huntera S. Thompsona w bardzo kompleksowym zakresie i w ciekawy sposób. Zastanawiam się, czy nie warto go nawet przeczytać przed zabraniem się do powieści, żeby ta stała się łatwiejsza w odbiorze. Zresztą, wydaje mi się, że sam odbiór stanie się wtedy też pełniejszy. Świetna robota, w szczególności, że – tak jak pisałem – właśnie świadomość, kim jest autor i w jakich warunkach pisał „Lęk i odrazę…”, jest bardzo przydatna przy konsumpcji książki.

Skoro wspominałem we wstępie o filmie, warto ten wątek rozwinąć. „Las Vegas Parano” spłyca w dużym stopniu powieść, gdyż – tak jak mi zapadło w pamięci – kastruje ją w dużej mierze z wątków analizy społecznej i politycznej. Jest dzięki temu łatwiejszy w odbiorze dla odbiorcy innego niż (wyedukowany) Amerykanin i zdecydowanie bardziej uniwersalny. Sam wątek narkotykowy robi wystarczająco silne wrażenie – gdyby obraz nafaszerować jeszcze innymi treściami, mogłoby tego być po prostu zbyt dużo. Terry Gilliam – gdyż to on jest reżyserem – nie osiągnąłby jednak takiego efektu, gdyby nie rewelacyjna obsada. W Raoula Duke’a i doktora Gonzo wcielili się odpowiednio Johnny Depp i Benicio Del Torro. O ile ten pierwszy jest dobrze znany z ról dziwaków, o tyle Benicia nie widziałem już nigdy w niczym podobnym – i naprawdę warto go zobaczyć w roli zwariowanego narkomana. Nie wiem, czemu, ale niezmiernie rozbawiło mnie kameo Tobeya Maguire’a w czasach, kiedy jeszcze nie był popularny. Jestem ciekawy, czy Wam też się tak spodoba – zdecydowanie proponuję go wypatrywać.

Zarówno film warto obejrzeć, jak i książkę warto przeczytać. W szczególności, że w tym drugim przypadku mówimy o – jak twierdzą źródła – bardzo znamienitym przykładzie amerykańskiej literatury, która mocno wpłynęła i na dziennikarstwo, i na powieściopisarstwo w USA. Choć i filmowi nie można odmówić wpływu na popkulturę – zdaje się, że wykreowana przez Deppa postać zaczęła poniekąd żyć własnym życiem. Dlatego na deser zapraszam na jedną z recenzji Nostalgia Critic, w której Hunter S. Thompson gra bardzo ważną rolę…

*Tak, te dwie zupełnie różne nazwy zostały osiągnięte po przetłumaczeniu oryginalnego tytułu „Fear and Loathing in Las Vegas” na nasz rodzimy język. W tej sytuacji wybór między „Dziennikiem rumowym” a „Dziennikiem zakrapianym rumem” przestaje się wydawać taki istotny…

Za materiał do recenzji dziękuję serdecznie wydawnictwu Niebieska Studnia.

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Paweł Szymczak
11 lat temu

Co do Książka vs film jest za, a nawet bardziej za 🙂 Co zaś się tyczy Las Vegas to powiem szczerze, ze film obejrzałem na dwa sposoby i powiem szczerze, że naprawdę robi wrażenie i podobał mi się i można go traktować jako lekką komedie, ale to zależy od odbiorcy. Chciałbym kiedyś mieć możliwość przeczytania książki, ale wątpię bym miał szansę kupić albo pożyczyć jeden egzemplarz(Może pożyczysz książkę? :P)

KoZa
Reply to  Paweł Szymczak
11 lat temu

Hm, może uda się zorganizować jakiś konkurs. :] 

Morpheus
Morpheus
11 lat temu

Nie oglądałem filmu ani nie czytałem książki, bo zwyczajnie ciężko je dostać, a nawet jeśli to raczej tylko na allegro. Jednak jestem mniej więcej obeznany w temacie pana Thompsona i chętnie bym spojrzał na jedno i drugie.
W dniu premiery udało mi się obejrzeć wspomniany ”Dziennik zakrapiany rumem”, jednak film totalnie mnie zawiódł, głównie dlatego że nie udało mi się dostrzec sensu jego powstania,  mam nadzieje że książka nie jest równie wyposzczona co film.
Ps Uwielbiam tą recenzję Critica 😛

KoZa
Reply to  Morpheus
11 lat temu

Nie jestem pewien, ale zdaje się, że to Twój pierwszy komentarz na moim blogu – witam. :] 
Jeśli miałbyś ochotę kupić książkę, to od niedawna jest ona dostępna po prostu na stronie wydawcy – kosztuje 32 złote: http://www.niebieskastudnia.pl/index.php?s=ne&i=91
Co do „Dziennika rumowego” (tudzież „Dziennika zakrapianego rumem”), to książka mi bardzo podeszła, zaś filmu jeszcze nie widziałem, ale mam w planach. Co się tyczy książki, też o niej pisałem – jeśli masz ochotę przeczytać, to zapraszam tu: http://koziol.info.pl/2011/12/dziennik-rumowy-kobiety-wino-i-pianino-bardziej-rum-i-morza-szum/
Jeszcze odnosząc się do pytania o sens realizacji filmu. Ostatnio czytałem, że to Depp się uparł, żeby go zekranizować (on też doprowadził do wydania książki, którą 20-30 lat wcześniej odrzucił wydawca). Depp bardzo się przyjaźnił z Thompsonem, chyba od czasów ekranizacji „Las Vegas Parano”. 
PS: też uwielbiam tę reckę NC. :]

Morpheus
Morpheus
Reply to  KoZa
11 lat temu

Post to owszem mój pierwszy, ale bloga śledzę już od dawna 🙂 Dobra robota nawiasem mówiąc. A witać to się nie trzeba, bo pośrednio znamy się z forum HM 😛
Ps Dzięki za link 

KoZa
Reply to  Morpheus
11 lat temu

Jak kliknąłem „publikuj”, to tak mi ciągle chodziło po głowie, że nicka kojarzę – akurat wszedłem na HM i bach: odpowiedź sama mnie znalazła. :]
I dzięki, szczerze cieszę się, że blog się podoba.

Thompson51
Thompson51
11 lat temu

Dobry artykuł. Też lubię Huntera Thompsona i mam nadzieję, że wkrótce dostaniemy od Niebieskiej studni np. „Hell’s Angels”, bo inaczej trzeba będzie sięgnąć po oryginalne wydania po angielsku. „Lęk i odraza w Las Vegas” to zarówno jeden z moich ulubionych filmów, jak i książek. Na „Dziennik rumowy” czekałem od czasów przeczytania książki w wakacje, a teraz, kiedy jest, znajomi mnie przystopowali z pójściem do kina, bo chcieli pójść ze mną, ale nic z tego nie wypaliło, plus parę innych przyczyn, które zmuszają mnie do poczekania na wydanie DVD (mam nadzieję, że w marcu, bo chyba wtedy wychodzi na świecie.
PS: Oglądam NC od lat, ale – choć widziałem powyższy odcinek – już zdążyłem o nim zapomnieć, więc oglądam od nowa. 🙂

KoZa
Reply to  Thompson51
11 lat temu

Cieszę się, że tekst się podobał.
Jeśli chodzi o teksty Thompsona – sam też najbardziej liczę właśnie na „Hell’s Angels” od Niebieskiej Studni („druga” część „Fear and Loathing” mniej mnie interesuje). Na „Dzienniku rumowym” też jeszcze nie byłem, ale mam wielką nadzieję, że jeszcze się wyrobię, zanim film wyjdzie z kin.
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa – witam na moim blogu. Mam nadzieję, że będę Cię częściej widywał w komentarzach. :]

agnieszka
agnieszka
11 lat temu

chciałabym kupić tą książkę mężowi na prezent, ale nigdzie nie mogę jej znaleźć. może ktoś ma do odsprzedania? proszę o kontakt. leonowie@gmail.com

KoZa
Reply to  agnieszka
10 lat temu

Przejrzałem allegro i parę sklepów – faktycznie nie ma. Dziwna sprawa, jeszcze parę miesięcy temu szło to kupić. Wygląda na to, że mój egzemplarz będzie niedługo Białym Krukiem. :]

Paweł Skuza
Reply to  KoZa
9 lat temu

Hehe, to będzie Nas dwóch, swój egzemplarz też posiadam, jak coś to sprzedamy i będziemy milionerami:P
A film oglądałem chyba „milion razy” i jest wyśmienity. Co do Dziennika… szkoda gadać!

KoZa
Reply to  Paweł Skuza
9 lat temu

A wiesz, w końcu nie widziałem filmowego „Dziennika” – to „szkoda gadać” znaczy, że naprawdę szkoda gadać, czy że taki dobry? :-]
I tak, nasze egzemplarze to takie białe kruki chyba. ;]

Paweł Skuza
Reply to  KoZa
9 lat temu

Nie polecam szczerze. Uwielbiam Deppa ale film porażka na całej linii. Myślałem że będzie to coś w rodzaju Las Vegas jednak się pomyliłem.

KoZa
Reply to  Paweł Skuza
9 lat temu

Wiesz, sama książka też jest zupełnie inna, w niczym nie podobna do „Lęku”. :-] Co nie zmieniam faktu, iż nie dziwi mnie negatywna opinia o filmie – sam miałem złe przeczucia.
Aha, jakbyś chciał, to tu jest właśnie o książkowym „Dzienniku rumowym”: http://koziol.info.pl/2011/12/dziennik-rumowy-kobiety-wino-i-pianino-bardziej-rum-i-morza-szum/

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

14
0
Would love your thoughts, please comment.x