Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Diablo 2 nostalgicznie

D

Gdy zapada zmrok, budzą się demony. Zgodnie jednak z wizją Blizzarda, w tym samym czasie rodzą się bohaterowie. Oczywiście, metaforycznie. Gdyby faktycznie wtedy się rodzili, byłoby trzeba poczekać jeszcze pi razy drzwi ze 20 lat, zanim będą zdolni uratować świat. Karmienie, trenowanie, szukanie magicznych mieczy w brzuchu zabitego wilka – to wszystko wymaga czasu. Ale o czym to ja… A tak, bohaterowie, Diablo, OK. Jak zapewne każdy wie, data premiery Dialbo III jakiś czas temu zmieniła się z blizardowskiego „soon” na 15. maja tego roku. Jako że czekam na ten dzień, jak na wypłatę premii za 12 lat ciężkiej pracy, postanowiłem jeszcze bardziej podgrzać atmosferę, przypominając sobie Diablo II.

Będę szczery. Myślałem, że smutno zapłaczę nad jedno z gier mojego życia. Że grywalność już nie ta, że grafika kaleczy i tak dalej. Co prawda, są gry, które w moim osobistym rankingu obroniły się przed syndromem legendy. Mowa tu o pierwszych dwóch Falloutach, Baldurach, Icewindach czy moim ukochanym Tormencie. Obstawiałem jednak, że Diablo II nie trafi na tę chlubną listę. Cóż, myliłem się i to srogo.

Owszem, kiedy pierwszy raz odpaliłem grę, działającą domyślnie w rozdzielczości podobnej do możliwości mojego telefonu, czyli 640×480, musiałem się najpierw odsunąć na bezpieczną odległość, założyć moje chińskie Raybany i tak zabezpieczony dłubałem po omacku w ustawieniach, żeby przełączyć się na przyprawiającą kiedyś o zawroty głowy rozdziałkę 800×600. Gdy oczy przestały krwawić, okazało się… że to w sumie nie ma znaczenia. Zrobiłem pierwszego questa, nabiłem pierwsze poziomy doświadczenia i znów zaczęło mnie cieszyć to, że zbiór kilku pikseli, odziewających moją postać, zmienił się na bardziej epicki. Grafika, trącąca myszką już nawet w okolicach premiery, zeszła na jeden z ostatnich planów w ciągu pierwszych kilku minut zabawy.

I to jest kluczowe słowo. Diablo II nadal, po tylu latach, niesamowicie bawi. Nawet samotne granie jest przyjemne, jeśli się go nie przedawkuje, zaś LAN-party z kumplami to już gwarant rewelacyjnej rozrywki za kilka czy nawet kilkanaście godzin bez przerwy. Przez ostatnią dekadę próbowałem naprawdę wielu hack’n’slashy i po prostu żaden nie osiągnął tego, co ten emeryt nadal ma do zaoferowania. Dungeon Siege, Titan Quest, Torchlight, Sacred – to wszystko są bardzo dobre gry. Ale żadna z nich nie przytrzymała mnie przez kilkadziesiąt godzin przed monitorem.

W czym tkwi magia Diablo? Jak powszechnie wiadomo, Diablo tkwi w szczegółach. A nie ma chyba drugiej firmy, która tak lubi dbać o detale, jak Blizzard. Diablo II łączy w sobie wiele bodźców, które mogą dawać frajdę graczom o najróżniejszych potrzebach. Ta gra potrafi nieźle skopać tyłek za popełnione błędy czy nieuwagę, ale z drugiej strony – sowicie nagradza satysfakcją i przedmiotami. Przedmiotami, przez które kolekcjonerzy mogą z kolei przekopywać się godzinami – i pomijam tu kompletnie te losowo generowane przez komputer. Mam na myśli magiczne zestawy, unikalne elementy ekwipunku czy runy, z których można tworzyć potężne kombinacje. Skończyłeś grać na „normalu”? Nie ma sprawy, jest jeszcze „koszmar” i „piekło”. Przeszedłeś grę barbarzyńcą? Zostało jeszcze sześć zupełnie odmiennych postaci, z których każda charakteryzuje się unikalnym stylem gry. Do tego wszystkiego dochodzi tryb hardcore, przeznaczony dla ludzi, którzy chcą udowodnić światu, że tę grę można ukończyć, nie tracąc ani razu życia.

Bardzo duży wpływ na jakość nie tylko Diablo II, ale też serii StarCraft, Warcraft czy World of Warcraft leży w specyficznym podejściu Blizzarda do swoich gier. Wystarczy chyba powiedzieć, że ostatni patch do Diablo II wyszedł… trzy lata temu, czyli dziewięć lat po premierze. I wprowadzał duże zmiany do rozgrywki, definiując na nowo część strategii. Przy takiej dbałości nie tylko o produkt ostateczny, ale też o jego dalszą ewolucję, nie trzeba się martwić, że jakieś błędy zostaną pozostawione same sobie na dłużej niż parę miesięcy.

To, jak dobrze Diablo II przetrwało próbę czasu, oraz to, jak Blizzard dba o swoje aktualne tytuły, budzi u mnie wielką nadzieję na to, że kontynuacja walki z siłami piekielnymi będzie albo tak epicka, jak tego oczekuję, albo nawet jeszcze lepsza niż mogę sobie to wyobrazić. Tak, ja wiem, że ten materiał ocieka miodem, ale… to nie jest recenzja, to tylko słowa gościa, który przy Diablo i innych grach Blizzarda spędził niejeden wieczór. I zapowiada się, że jeszcze kolejne przegrane godziny przede mną. Od 15. maja będę chyba oficjalnie gdzieś w Bangladeszu, w rzeczywistości robiąc LAN-party w piwnicy.

Subscribe
Powiadom o
guest


0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x