Rzecz z remake’ami ma to do siebie, że potrafią wkurzyć najróżniejsze grupy odbiorców. Szczególnie trudni do zaspokojenia są fani oryginału – żeby tych zadowolić, trzeba na ogół wykonać odmianę pompki z filmu „Tenacious D”. A i tak nie będzie się miało gwarancji sukcesu. Trzymając się zbyt mocno oryginału, można zresztą przestraszyć nowych odbiorców, którzy nie wyłożą kasy na stół z przyczyn nostalgicznych. Czasem się też zdarza, że ludzie nowi w temacie są takim reamke’iem całkiem-całkiem zadowoleni, kiedy równocześnie tabuny najbardziej ortodoksyjnych fanów podcinają sobie synchronicznie żyły wzdłuż, nie w poprzek. Jak mi się zdaje, właśnie ostatnia z opcji pasuje na opis losu, jaki spotkał Devil May Cry.
Od razu dodam, że w moim przypadku mamy do czynienia z ostatnią opcją. Głupio mi, ale Dantego wcześniej osobiście nie poznałem. Jako że cała trylogia została wydana w HD, może wreszcie coś z tym fantem zrobię. Zaś nowa iteracja DmC (nie mylić z Detroit Metal City) została dodana do Playstation Plus, więc nie miałem powodu, by jej nie ograć. I bawiłem się naprawdę bardzo dobrze, biorąc pod uwagę absolutny brak oczekiwań. (więcej…)